Komu finał, komu? Pięć argumentów za Italią, pięć za Hiszpanią

redakcja

Autor:redakcja

06 lipca 2021, 13:47 • 8 min czytania

Oto jest dzień, w którym poznamy pierwszego finalistę mistrzostw Europy. Areną legendarne Wembley. W jednym narożniku Squadra Azzurra prowadzona przez Roberto Manciniego, która nie przegrała od bimbaliona meczów. W drugim narożniku Hiszpania, która na Euro nikogo w fotel nie wbija, ale przecież awansu do czwórki najlepszych drużyn Starego Kontynentu nie wygrywa się w czipsach. Jakie argumenty znaleźliśmy za awansem Włochów, a jakie za Hiszpanami?

WŁOCHY – HISZPANIA: DLACZEGO WYGRAJĄ WŁOSI?

Po pierwsze, bo…

Są najlepiej grającą drużyną turnieju.

Po prostu.

Taka jest prawda, że aby znaleźć argumenty za Italią – delikatnie mówiąc – nie trzeba się gimnastykować. Po prostu puszczasz w zasadzie dowolny mecz i jest jasne, dlaczego to dzisiejszy faworyt.

Italia była zdecydowanie najlepszą drużyną fazy grupowej. Italia miała ciężary z defensywnie ustawioną Austrią, ale przełamała ich opór i awansowała zasłużenie. Wreszcie wygrała w ćwierćfinale przedwczesny finał w jednym z najlepszych meczów trwającego Euro, prawdziwych gwiezdnych wojnach z Belgią.

Zdali podczas tego turnieju kilka testów. Chrzest bojowy przeszły ich rezerwy z Walią. Mieli dzień próby z Austriakami, kiedy nie szło – wygrali. Mówiono po tym meczu, że wciąż nie wpadli na żadną potęgę, a Mancini podczas swojej kadencji niezwykle rzadko mierzył się z mocarzami europejskiej piłki. Z Belgią Włosi rozwiali te wątpliwości, pokazując wszechstronność – od drużyny zjawiskowej w ataku, po wyrachowaną defensywę. Wyrachowaną oczywiście też i we włoskim stylu, czyli grę na czas w końcówce, ale cóż – to też pomogło im dowieźć wynik.

Po drugie, bo…

Potwierdzają jakość ich gry zaawansowane statystyki.

Często bywa tak, że wrażenia wizualne sobie, a spojrzenie pod podszewkę, w zaawansowane statystyki, daje inny obraz. Nie w przypadku Włochów. Według portalu Football Reference, który dostarcza szereg niezwykle drobiazgowych danych, Włosi mieli na tym turnieju najwięcej:

  • – „Goal-Creating Actions”, 18
  • – 93.1 % celności krótkich podań
  • – Progresywne podania 220, drugi najlepszy wynik na turnieju
  • – Celne podania w pole karne (bez stałych fragmentów) 56, drugi najlepszy wynik na turnieju
  • – współczynnik xG 8.4, ale co ciekawe – zachowujący taki sam status bez karnych.

Nawet w takich elementach jak podania z obrony od razu na wolne pole – aż 13. Najwięcej na turnieju. To potwierdzone jakością długich podań – 72.1% celnych. Włosi pod lupą potwierdzają siłę.

Po trzecie, bo…

Lubią szybkie ataki.

Nawet te dwie statystyki – celności długich podań i błyskawicznych zagrań od obrońców na wolne pole – pokazują, że Włosi, jeśli potrzebują, umieją niezwykle szybko przedostawać się pod bramkę rywala, jak nikt na tym turnieju. Podania z pominięciem całej formacji? Nikt nie robi tego tak dobrze, jak oni, a przecież naprawdę nie ma leju po bombie w środku pola.

Włosi mają też bardzo dynamiczną, zwrotną formację ofensywną, gdzie owszem, może na pozycji dziewięć jest słabszy punkt, ale kombinacyjna gra funkcjonuje. Kontry Włochów były ozdobą całego turnieju – szybkie robienie przewagi, zejścia do środka, klepka. Jeśli Hiszpania postanowi zabrać Włochom piłkę i szukać szansy głównie przez atak pozycyjny, Włochy na pewno nie będą panikować. Co więcej, bezdyskusyjnie Mancini ma na to przemyślany wariant.

Po czwarte, bo…

Mają większą głębię składu.

Nikt nie sprawdził tak dużej liczby graczy na tym turnieju, Mancini już w fazie grupowej posłał do boju 25 zawodników, z symbolicznym wejściem Sirigu jako wisienką na torcie. To też jest ważne od strony mentalnej – wszyscy dołożyli swoją cegiełkę, wszyscy grają, wszyscy budują. Ale też trzeba powiedzieć, że zmiennicy po prostu dawali radę.

Wchodził Bernadeschi: robił dym. Wchodził Pessina: robił bramkę. Włochy grały bez Verrattiego – wygrywały. Włochy wyszły na Belgię bez jednego z bohaterów turnieju, Locatellego – nie ma problemu, grają swoje. Nie mógł grać Chiellini – wygrywali i bez niego, wciąż defensywa wyglądała więcej niż rzetelnie.

Operować słowem „kolektyw” przy tak uzdolnionej drużynie to pewna niezręczność, ale naprawdę, Włosi mają mnóstwo jakości na ławce, pozwalającej wymieniać Manciniemu konkretne tryby zespołu bez uszczerbku na drużynie. Sam Mancini podkreślał, że imponował mu występ jego zespołu z Walią – mimo tak wielu zmian, Włochy, po prostu, wciąż wyglądały jak Włochy. Hiszpanie, delikatnie mówiąc, nie zawsze podnosili jakość swojego zespołu zmiennikami.

Po piąte, bo…

Pewność siebie płynąca z konsekwencji.

Rozumiemy przez to fakt, że w każdym meczu Squadra Azzurra widać było, jak doskonale są nastrojeni pod kątem mentalnym. Mógłbyś brać z ich mentalu uniwersalną miarę. I jest jasne, że Mancini nie musi w szatni opowiadać o kiełbasach, puszczać Gladiatora czy zapraszać Golców na koncert.

To jest najlepsza możliwa pewność siebie, ponieważ zbudowana na fundamencie z wielu miesięcy dobrej gry.

Oczywiście, że – licząc za zwycięstwo Austrię, nawet jeśli nie w 90 minut – jedenaście kolejnych zwycięstw pokazuje siłę projektu Manciniego, a jeszcze bardziej pokazuje ją fakt, że Włochy ostatnio przegrały mecz we wrześniu 2018. Squadra Azzurra nie jest efemerydą, turniejową rewelacją, tylko projektem budowanym od lat, a w którym przez ten czas zdołano dokręcić liczne śrubki. To również ma wpływ na mental drużyny, która w zasadzie zapomniała już, jak to jest przegrywać. Wychodzi bez obaw, wychodzi bez skrytych głęboko w podświadomości wątpliwości – wychodzi wygrywać, a jeśli już, to gdzieś rywal musi się bronić przed tym, by z tyłu głowy nie zagościła u niego myśl:

Kurczę, ci goście nie przegrali od trzech lat, wygrywają jak leci. Co tu zrobić?

WŁOCHY – HISZPANIA: DLACZEGO WYGRAJĄ HISZPANIE?

Po pierwsze, bo…

Nie wygrali awansu w czipsach.

Hiszpania dla wielu jest zespołem nie do końca przekonującym, wielu żałowało, że Szwajcaria nie przeszła dalej. Zastanawia nas jednak, czy na pewno działa tutaj postrzeganie Hiszpanów jako zespołu, czy też działa pewien niedobór mocnej historii, którą posiadają wszyscy pozostali półfinaliści.

  • Dania, czarny koń turnieju, który nie okazał się koniem farbowanym; podnieśli się po wiadomej sytuacji z Eriksenem; wygrywają dla niego stwarzając mnóstwo okazji bramkowych;
  • Anglia, wciąż bez straconego gola; po drodze pokonani Niemcy, ich odwieczny boiskowy rywal; final four na Wembley, największa szansa na tytuł od dekad;
  • Włochy, rekordowe passe zwycięstw, flirtowanie z przedwojennymi wynikami; znakomita gra w fazie grupowej; promowanie rewelacji turnieju, jak Spinazzoli czy też bohatera meczu ze Szwajcarami, Locatellego; znakomity mecz wygrany z Belgią;

Hiszpanie tak mocnych narracji za sobą nie mają. Są za to dwa rozczarowujące remisy z fazie grupowej. Wygrana ze Słowacją została przyjęta za pewnik. Jest narzekanie na skuteczność napastników, były kuriozalne błędy w defensywie. Są nawet takie kurioza, jak wpuszczenie Rodriego na karne, by ten spudłował.

A jednak przecież wyszli z grupy bez najmniejszego problemu. Wyniki meczów ze Szwedami czy Polską też mogły być inne. Odwrócili mecz z Chorwatami, dając kibicom jeden z najlepszych meczów turnieju. Wygrali wojnę nerwów ze Szwajcarami, gdzie też mieli w dogrywce patelnie, ale je zmarnowali.

Hiszpania nie zachwyca, ale jak odsiać emocje, robi swoje. Gdyby tylko poprawiła skuteczność, byłaby postrzegana zupełnie inaczej.

Po drugie, bo…

Statystyka expected goals.

To jest ten przypadek, kiedy narzekania na Hiszpanów stawiane są w nieco innym świetle. Hiszpania, we współczynniku xG, ma aż 14.4 bramki. Bez rzutów karnych – 12.0. Różnica między liczbą stworzonych bramkowych szans, a strzelonymi golami, to aż – 5.4, zdecydowanie najwyższa na turnieju. Następna jest Szkocja z – 2.8.

Bilanse pozostałych półfinalistów to drugi biegun:

  • – Anglia, +3.0 (czyli strzelają więcej, niż wskazywałaby na to liczba stwarzanych przez nich szans)
  • – Dania +2.7
  • – Włochy +1.6

Co to pokazuje?

Że Hiszpania na tym turnieju zmarnowała najwięcej czystych sytuacji. Gra funkcjonuje, nie funkcjonuje wykończenie. I mimo tak zasadniczego problemu, Hiszpania ma najwięcej strzelonych goli na turnieju. Dwukrotnie dziurawili rywala piątką.

Co gdyby Moreno i Morata strzelali przynajmniej na średnim poziomie? Co gdyby jeszcze na tym turnieju się przebudzili?

Po trzecie, bo…

Urośli mentalnie.

Hiszpanie na tym turnieju mieli wiele problemów w różnych meczach. Krytykowani, momentami wyszydzani. Morata otrzymywał groźby. Kwestionowano nieustannie wybory Luisa Enrique. Nie mówiąc o historii Unaia Simona.

No i właśnie, Unai Simon, który miał być słabym ogniwem. I rzeczywiście, wpuścił coś, czego nie powinien wpuścić. Chorwacja dostała prezent. A jeszcze podczas tego meczu potrafił wybić się na jednego z bohaterów, broniąc choćby znakomicie sytuację Kramaricia w dogrywce – byłoby już 4:3 dla Modricia i spółki. Za mecz ze Szwajcarią został wybrany przez UEFA MVP spotkania, i jakkolwiek sam przyznał, że bardziej ta nagroda należała się Sommerowi, tak bezsprzecznie był bohaterem karnych.

Hiszpanie swoje na tym turnieju przeszli i zdaje się, że są tymi przejściami mocniejsi. Mecze – poza spotkaniem ze Słowacją – nie układały im się, muszą wyszarpywać wyniki. Ale osiągają takie, jakie są im potrzebne, by grać dalej. To zaprawiona w bojach drużyna.

Po czwarte, bo…

Włochom wypadł Spinazzola.

Wahadłowy Squadra Azzura zerwał ścięgno Achillesa. Mecz z Belgami opuszczał na noszach i ze łzami w oczach. A jak się dobrze zastanowić, choć to kandydatura nieoczywista, tak kto wie, czy nie szedł na MVP turnieju.

Taki to też turniej, że najlepszych strzelców już nie ma, że królem asystentów najpewniej zostanie nieobecny już Zuber, że Spinazzola naprawdę mógł po to miano sięgnąć. Bo tak szczerze, powiedzcie – kto na to bardziej zasłużył po dotychczasowych meczach? Spinazzola w każdym meczu był jednym z najlepszych piłkarzy Italii. Napędzał akcje. Robił różnicę na lewym skrzydle. Jak trzeba też świetnie bronił. Miał jedną z najbardziej kluczowych interwencji całego turnieju, gdy odbił udem strzałozgranie Lukaku.

Włosi mają wielką głębię składu, więc ogórka na tę pozycję nie wystawią. Przetestowali grę bez Spinazzoli na Walię. Ale Spinazzola na tym turnieju wykręcał życiówkę. Jego brak w tak ważnym meczu mimo to może być odczuwalny.

Po piąte, bo…

Pedri.

Osiemnastolatek ma w nogach 52 mecze dla Barcelony w minionym sezonie. W reprezentacji debiutował dopiero w tym roku, a jednak już jest bezsprzecznie postacią nie do ruszenia – na Euro zszedł tylko na minutę, zastąpiony przez Rodriego przed karnymi. Hiszpanie mają wiele zarzutów wobec swojej drużyny, ale nie do Pedriego. Podkreślają jego wizję, godną dawnych hiszpańskich gwiazd na tej pozycji. Niezwykłą na ten wiek dojrzałość grania, decyzyjność, mistrzostwo podań nakręcających kluczowe akcje w ich pierwszej fazie.

Pedri to przyszłość futbolu, o tym wiedzieliśmy. Ale że teraźniejszość do tego stopnia? On jeszcze może na tym turnieju odcisnąć swoje piętno w mocniejszym stopniu, jest w stanie to zrobić, dać fajerwerki.

Fot. NewsPix

Najnowsze

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Reklama
Reklama