Obranie ścieżki rewolucji, pójście na przekór wszystkim i wysłuchiwanie przepowiedni o blamażu. Wojenki z prasą, zmaganie się z ogromną presją i wsparcie kibiców, które dalekie było od ideału. Prawdopodobnie nie ma innej takiej reprezentacji na Euro 2020, której życzono potknięć tylko dlatego, żeby otworzyła się możliwość egzekucji jej selekcjonera. Turniej rozpoczął się 11 czerwca, dziś mamy 5 lipca, a o wyroku ani widu, ani słychu. Hiszpania dotarła do półfinału, krytycy mają zamknięte usta. Z perspektywy dziennikarzy strzelać teraz do Luisa Enrique, który we własnym stylu zrobił coś zdecydowanie ponad stan, byłoby zawodowym seppuku.
Spis treści
Prawdę mówiąc, reprezentacja Hiszpanii już ten turniej wygrała. Oczywiście nie w znaczeniu dosłownym, chodzi tutaj o zaspokojenie oczekiwań całego narodu. Ba, nie dość, że one nie były zbyt wygórowane, to jeszcze wśród sympatyków „La Furia Roja” krążyło przekonanie o nieuchronnej porażce. Brakowało optymizmu, a wizję selekcjonera komentowano krótko: szaleństwo. Były ku temu argumenty, Luis Enrique podejmował przecież niepopularne decyzje i na pewno zdawał sobie sprawę, że stąpa po bardzo kruchym lodzie. Podjął ryzyko, wystawił się na strzał. Stanął w roli pierwszoplanowej postaci, został gwiazdą tej kadry, czym mógł sobie poważnie zaszkodzić. Dzisiaj jednak z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć, że niezależnie od meczu z Włochami jego status nie powinien ucierpieć.
Halo, najsłabsza Hiszpania od lat jest wśród czterech najlepszych ekip w Europie. O takim scenariuszu nikt nawet nie marzył, wystarczy cofnąć płytę choćby do momentu ogłoszenia powołań.
Hiszpania trochę jak Portugalia w 2016 roku
Hiszpański zespół zremisował ze Szwecją i Polską. Wymęczył awanse w fazie pucharowej z Chorwacją i Szwajcarią, a w regulaminowym czasie gry wygrał tylko ze Słowacją. To są fakty, z tym nie ma co polemizować. Podopieczni Luisa Enrique cierpią na tym turnieju i właściwie w każdym meczu mają własne demony do pokonania. Czasami w ich skórę wchodzą nieskuteczni napastnicy, innym razem środkowi obrońcy lub bramkarz. To utrudnia sprawę, jeśli myślisz o wygrywaniu nawet ze słabszymi od siebie. Ale jeśli masz odpowiednią mentalność, wykazujesz pokorę względem swoich słabości – jesteś w stanie przeskakiwać kolejne kłody pod nogami. Hiszpania to ma, dlatego jest w miejscu, w jakim aktualnie się znajduje. W jej przypadku mówienie o łatwej drabince czy szczęściu trochę mija się z celem.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
To, co zrobiła Hiszpania, mogła dokonać Francja czy Holandia, mogli też Niemcy. Ale zrobili jeszcze Anglicy, Duńczycy i Włosi. Naprawdę trudno w sposób logiczny deprecjonować zespołów, które są o krok od finału. Poza tym wielu kibiców ma jedną przywarę: to krótka pamięć. Bo czy Portugalia w znakomitym stylu wygrywała mistrzostwa Europy we Francji? No nie, zresztą przypomnijmy.
Po kolei: remis z Islandią, remis z Austrią, remis z Węgrami, 1:0 po dogrywce z Chorwacją, wygrane rzuty karne z Polską, 2:0 z Walią, 1:0 po dogrywce z Francją. Jedno, jedyne spotkanie zakończone w regulaminowym czasie gry, co z perspektywy czasu w żądnym stopniu nie umniejsza sukcesu Portugalczyków. To ta sama miara, Hiszpanie borykają się z czymś podobnym. Z tą tylko różnicą, że tak jak finał z Francuzami był dla mistrzów Europy z 2016 roku dopiero pierwszym zderzeniem z absolutnie topową reprezentacją, tak teraz „La Furia Roja” przeżyje to w półfinale. Też nie w roli faworyta, też lekceważona. Ale Hiszpania mająca więcej do zaoferowania, nie tak bezpłciowa, jak niektórzy sądzą.
Luis Enrique – w tym szaleństwie jest metoda
Mimo że Luis Enrique dokonał rewolucji, hiszpańscy piłkarze mają takie momenty, kiedy wyglądają na bardzo mocną i zgraną pakę. Szczególnie w ofensywie, której motorem napędowym jest środek pola. Pedri, Busquets, Koke – obok Włochów niewątpliwie najlepsza linia pomocy na Euro 2020. Hiszpanie tworzą ogrom sytuacji podbramkowych, ale kuleje skuteczność napastników, strzelonych bramek powinno być więcej. Statystyki mówią jasno, że w tym aspekcie drzemie niewykorzystany potencjał.
Stworzone sytuacje bramkowe:
- Włochy: 101
- Hiszpania: 95
- Dania: 90
- Anglia: 37
Stosunek celnych strzałów do zdobytych goli:
- Hiszpania: 39 / 12
- Dania: 37 / 11
- Włochy: 26 / 11
- Anglia: 15 / 8
Dodając fakt, że Alvaro Morata zmarnował najwięcej stuprocentowych okazji na turnieju, a Dani Olmo i Gerard Moreno mają na liczniku po 15 strzałów bez gola, można odnieść wrażenie, że osiągi tego zespołu mogą być jeszcze lepsze. Pamiętając, że one już są dobre. Hiszpania strzeliła jak do tej pory najwięcej bramek, ma też najwyższe posiadanie piłki (67,2%), najlepsze nawet w swojej historii grania na mistrzostwach Europy. Najlepszą celność podań (89,4%), trzecią największą liczbę przejęć piłki po Danii i Czechach. Co więcej – najlepsze xG czy najwięcej groźnych ataków z różnych stref boiska (na obrazku). Są to rzeczy, które trzeba podkreślić.

Hiszpanii oczywiście brakuje instynktu killera, lecz jednego odmówić jej nie można. Wie, jak dorwać się do każdego rywala. Rozpracowuje go, rzuca na patelnię. Wtedy głównie nieskuteczność poszczególnych piłkarzy decyduje, że postrzega się ją tak a nie inaczej. Włosi mogą to wykorzystać, inne drużyny już to robiły. Zamiast wyciągać piłkę z siatki, same pakowały gola, pokonując niestabilną defensywę. To pięta achillesowa hiszpańskiej kadry, choć potrafimy sobie wyobrazić, że gra w ofensywie potrafiłaby doskonale przykryć te mankamenty w półfinale. No i Luis Enrique…
Jego postać jest tutaj kluczowa. W hiszpańskiej prasie pojawiły się wywiady z kilkoma piłkarzami: Olmo, Busquetsem, Moreno i Pau Torresem. Każdy chwali selekcjonera, mówiąc, że taki fachowiec w realiach reprezentacyjnych to bajka. Potrafi zbudować atmosferę, wszczepić odpowiednią mentalność. Każdego piłkarza traktuje równo, nie ma świętych krów, co już widzieliśmy choćby po tym, że z meczu na meczu Enrique wymieniał Albę na Gayę, Torresa na Garcię czy Moreno na Sarabię. Tym samym podtrzymuje ten czynnik nieprzewidywalności, o którym pisaliśmy przed turniejem. Stwierdziliśmy, że największym atutem tej drużyny będzie nieobliczalność. To się sprawdza.
Praca nad mentalnością kluczem do zamazywania wad
– Jeśli jest na tym turnieju zespół zdolny do przezwyciężania wszystkich przeciwności, jesteśmy nim my. Nie widziałem lepiej grającej drużyny od nas – powiedział Luis Enrique po meczu ze Szwajcarią. Do pewnego stopnia można się z nim zgodzić, Hiszpania rzeczywiście potrafi zachwycać, a z drugiej strony podnosić się w trudnych momentach. Pokazuje różne oblicza, gorsze i lepsze, a w tym wszystkim cechuje ją konsekwencja. Gdy ma słabszy moment, nie daje się wyautować z turnieju. To samo przerabiali Włosi w meczu z Austrią, z tą samą tendencją przegrały mocniejsze reprezentacje. Też igrały z losem.
Mikel Oyarzabal powiedział kilka dni temu, że nikt nie stawiał na Hiszpanów złamanego centa. I być może takie postrzeganie rzeczywistości wokół pozwoliło wytworzyć w tej drużynie wyjątkową aurę. Wiecie, to właśnie o hiszpańskiej ekipie mógłby powstać serial pod tytułem „Niekochani”. Syndrom oblężonej twierdzy, te sprawy. Enrique potrafi jednak przekuć wszechobecną krytykę w paliwo. To nie zawsze wychodzi, ale im więcej prób, tym więcej można odsiać efektów.
Krytykują mi Unaia Simona – pompuję go, mój bramkarz zostaje bohaterem. Wieszają psy na Moracie – robię to samo, efektem kluczowy gol z Chorwacją. Podważają decyzję o powołaniu Pablo Sarabii – pokazuję kartkę z jego statystykami. Obawiają się o oparcie środka pola na 18-latku – zauważam, że przebiegł najwięcej kilometrów na Euro i gra świetnie. Jestem Lucho, ja mam rację.
Zmieniłem Alvaro, bo wywierana na niego presja jest niesamowita i zrozumiałem, że potrzebuje trochę świeżości. Na szczęście to Gerard Moreno nie wykorzystał okazji. Gdyby Morata spudłował, to nabilibyście go na pal. Zarówno Morata, jak i Moreno są świetnymi piłkarzami. Obaj są moimi zawodnikami i bardzo ich kocham
Luis Enrique po meczu ze Szwajcarią
Jasne, hiszpański selekcjoner pewnych rzeczy nie przeskoczy, jednak przebieg Euro 2020 pokazuje, że rewolucyjna koncepcja zdaje egzamin. Nie chcemy teraz robić z niego najlepszego trenera na świecie, lecz mały sukces były trener Barcelony może już odtrąbić. Za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, że Hiszpanie nie zawsze grali pięknie. Na papierze zostanie to, że „La Furia Roja” po raz pierwszy od 2012 roku dotarła do półfinału na wielkim turnieju. Historia pokazuje, że jeśli już dochodzi tak daleko, to dyskoteki bez medalu nie opuszcza. Włosi tę passę mogą przerwać, acz o przerwaniu kadencji Luisa Enrique nie ma mowy.
Fot. Newspix