Steaua Bukareszt nie schodzi z ust – w Polsce naturalnie z powodu Łukasza Szukały, który wyruszył na podbój Arabów-nie-Arabów, zagranicą zaś – z uwagi na przeciągające się problemy z herbem i nazwą zespołu. Jak wszyscy pamiętamy, symbolem końcówki ubiegłego roku w stolicy Rumunii była taśma klejąca, którą zakrywano wszystkie możliwe emblematy na strojach i dresach Steauy. Dlaczego? Powód był jeden. Gigi Becali, ekscentryczny właściciel klubu. Konkretniej? Jego ciągnący się od lat spór z rumuńską armią.
Największy klub Rumunii ma bowiem wojskowe korzenie i to właśnie dzięki nim osiągnął najważniejsze sukcesy w historii Steauy z Pucharem Europy na czele. Przejęcie go w 2003 roku przez dość ekscentrycznego Becaliego wywołało furię u żołnierzy, dla których stołeczny zespół był prawdziwym powodem do dumy. Teraz śmietankę miał zaś spijać facet, który do niedawna pasał owce na polanach? “Pastuch” – jak pogardliwie mówią o Becalim jego liczni wrogowie – był przecież w dodatku wyjątkowo butny. Do historii przyjdzie prowadzona na łamach gazet wymiana ciosów z prezesem Cluj. Ten drugi zaproponował pojedynek na pięści w ringu. Gigi odpowiedział, że oczywiście się zgadza, zagroził swojemu rywalowi połamanie rąk i nóg, a na koniec zaoferował, że prawdziwy pojedynek odbywa się z udziałem broni i w sumie preferowałby właśnie strzelaninę.
Wszystko na łamach mediów.
Nie ma się więc co dziwić reakcji armii, która od dekady robi wszystko, by Becali odczepił się od nazwy i barw pierwszego zdobywcy Pucharu Europy spoza szeroko pojętej Europy Zachodniej. W pierwszych dwóch instancjach górą był właściciel klubu. Sąd Najwyższy w końcówce ubiegłego roku wreszcie przyznał rację wojsku. Efekt? Słynny mecz “gospodarze” – CSMS Jassy.
Naszym zdaniem jednak brak herbu był zdecydowanie lepszy od… nowego logo. Zaznaczmy na wstępie – nie jesteśmy pewni, czy to nie jakiś mocno wyrafinowany żart. Po prostu nie da się tego sprawdzić, a biorąc pod uwagę, że Becali nadal siedzi w puszce – w tej kwestii możemy spodziewać się absolutnie wszystkiego. Trzeba też podkreślić – na razie na oficjalnej stronie Steauy, a właściwie FCSB, widnieje duży, soczysty X zamiast loga.
Dlaczego piszemy tak asekuracyjnie? Bo zwyczajnie nie możemy uwierzyć, że to nie dowcip. Po rumuńskich (i – z tego co widzimy – również nielicznych angielskich) mediach hula nowe logo klubu z Bukaresztu. Delikatnie rzecz ujmując… nie powala.
Strona fanatik.ro dotarła do takiego projektu…
Rumuński ProSport dodaje do tego takie sympatyczne zdjęcie.
Jak to było? Szukała zamienia poważny, szanowany europejski klub na jakąś arabską kukułkę? Cóż. Prezes w kiciu, stroje zalepione taśmą klejącą i nowe logo z Painta. FCSB przegrywa z szejkami nie tylko pod względem finansowym…