Reprezentacja Szwecji jest już pewna udziału w 1/8 finału mistrzostw Europy, choć to niewątpliwie jedna z najmniej spektakularnych ekip całego turnieju. A może i po prostu najwięksi nudziarze na Euro. Trzeba im jednak oddać, że w głębokiej defensywie zorganizowani są niemal perfekcyjnie. Na szczęście z naciskiem na „niemal”. Da się ich bowiem skaleczyć. Da się skruszyć ten szwedzki mur. Jaki jest na to sposób? Analizujemy w czwartym odcinku cyklu „Euro na tablicy”.
Spis treści
Analiza gry reprezentacji Szwecji. Sztuka głębokiej defensywy
W dwóch dotychczasowych meczach fazy grupowej mistrzostw Europy reprezentacja Szwecji zaprezentowała dwa odrobinę różniące się od siebie oblicza defensywy. W starciu z Hiszpanią podopieczni Janne Anderssona ustawili się naprawdę głęboko. Zanotowali zaledwie 15% posiadania piłki, pozwolili swoim przeciwnikom na wymienienie blisko tysiąca podań (z czego 89% dotarło do celu) i podjęli zaledwie 11 prób pressingu w ofensywnej tercji boiska. To zupełnie inny styl niż ten, jaki w starciu z hiszpańską ekipą zaproponowała reprezentacja Polski.
Łatwo to zresztą zobrazować liczbami.
Statystyki Polaków i Szwedów w starciu z Hiszpanią:
- próby pressingu w defensywnej tercji: Polska – 97 / Szwecja – 60
- w środkowej tercji: Polska – 125 / Szwecja – 62
- w ofensywnej tercji: Polska – 41 / Szwecja – 11
Biało-Czerwoni swoich szans na wytrącenie Hiszpanów z równowagi i zakłócenie ich kontroli nad spotkaniem upatrywali przede wszystkim w agresywnym odbiorze i szybkim przenoszeniu ciężaru gry pod pole karne drużyny przeciwnej. Szwedzi tymczasem nie widzieli takiej potrzeby i ochoczo przyjmowali zawodników Luisa Enrique w okolicach własnej szesnastki. Co mogło się na nich oczywiście zemścić, bowiem Hiszpanie wykreowali sobie sporo dogodnych sytuacji strzeleckich. Ich współczynnik spodziewanych goli (xG) w starciu ze Skandynawami wynosił aż 1,9. Z drugiej jednak strony, w meczu z Polską hiszpańskie xG wygląda jeszcze bardziej okazale i wynosi 2,6. Inna sprawa, że prawie połowa tej liczby to rzut karny wraz z dobitką.
Tak czy owak, w drugiej kolejce fazy grupowej Szwedzi zagrali już nieco inaczej, biorąc naturalnie poprawkę na znacznie niższą klasę rywala. Znów oddali swoim oponentom piłkę (42% – 58% posiadania na korzyść Słowaków), znów dopuszczali ich pod własną bramkę (10 strzałów Słowacji, choć żadnego celnego), ale tym razem pokusili się jednak o kilka agresywnych zrywów na połowie rywala.
Statystyki Polaków i Szwedów w starciu ze Słowacją:
- próby pressingu w defensywnej tercji: Polska – 27 / Szwecja – 30
- w środkowej tercji: Polska – 75 / Szwecja – 56
- w ofensywnej tercji: Polska – 79 / Szwecja – 35
To bardzo interesujące zestawienie liczb. Jak widać – Szwedzi na własnej połowie naciskali na Słowaków jeszcze mniej aktywnie niż na Hiszpanów, najwyraźniej traktując zupełnie bez respektu zdolności naszych południowych sąsiadów w ataku pozycyjnym. Natomiast w ofensywnej tercji zauważalnie dokręcili Słowakom śrubę (zwłaszcza po przerwie), chcąc obnażyć ich niedostatki w wyprowadzaniu piłki od linii obrony.
Na ten moment nie ma na mistrzostwach Europy zespołu, który aktywniej od Polaków pressowałby swoich przeciwników. Jak wyliczyli statystycy z portalu FBref.com, ekipa Paulo Sousy podejmuje średnio 222 próby pressingu na 90 minut gry. Szwedzi pod tym względem totalnie się od nas różnią. Oni stosują pressing średnio 127 razy na 90 minut spotkania. Rzadziej robią to tylko Hiszpanie (106,5), Duńczycy (114) oraz Belgowie (118,5), ale wszystkie te drużyny należą do grona najczęściej posiadających piłkę, podczas gdy Szwedzi podają do siebie futbolówkę najrzadziej na Euro.
Statystyki Szwedów w posiadaniu piłki:
- 238,5 celnego podania na 90 minut gry (24. miejsce na Euro)
- 74,9% celności podań (23.)
- 3024 metry progresywnych podań (24.)
- 20,5 celnego podania w ofensywną tercję na 90 minut (19.)
- 4,5 podania prowadzącego do strzału na 90 minut (23.)
Co to wszystko oznacza? Cóż – najkrócej rzecz ujmując, trudno nam będzie zaskoczyć Szwedów w taki sposób, w jaki za kadencji trenera Sousy lubimy zaskakiwać rywali najbardziej. Szybkim ciosem wyprowadzonym tuż po odzyskaniu futbolówki. Szwedzi w dwóch poprzednich meczach tylko 41 razy ulegli skutecznemu pressingowi i ledwie trzykrotnie pozwolili rywalom na odbiór futbolówki w swojej defensywnej tercji. Chcemy tego czy nie, w starciu z podopiecznymi Janne Anderssona będziemy musieli długimi fragmentami prowadzić grę i przełamywać szwedkę defensywę atakiem pozycyjnym. Tym bardziej że Skandynawowie wyjście z grupy mają już zapewnione i na pewno nie będzie im zależało na forsowaniu tempa.
– Wydaje mi się, że w tego typu spotkaniach nie pada wiele goli – przyznał bez ogródek trener szwedzkiej kadry. – Mój zespół wie, jak należy się bronić. Ale musimy być czujni przez 90 minut choćby z uwagi na fakt, że macie Roberta Lewandowskiego.
Przyczajeni, cofnięci, zabezpieczeni
Trudno powiedzieć czy – biorąc pod uwagę pewny już udział w 1/8 finału Euro – trener Andersson zdecyduje się na jakieś roszady w składzie na spotkanie z Biało-Czerwonymi. Jeżeli chodzi o dwa pierwsze mecze turnieju, szkoleniowiec w ogóle nie kombinował. W bramce Olsen, w defensywie kwartet Lustig – Lindelof – Danielson – Augustinsson, w drugiej linii czwórka Larsson – Olsson – Ekdal – Forsberg, no i duet Isak – Berg w ataku. Z Hiszpanią z ławki weszli Quaison, Claesson, Krafth, Bengtsson oraz Cajuste. W meczu ze Słowacją nie zagrał ten ostatni. Szansę dostał zaś Svensson.

W pierwszym meczu mistrzostw modelowe ustawienie Szwedów wyglądało tak jak na powyższym obrazku. Czteroosobowy blok defensywny, w pomocy trójka dość wąsko grających zawodników plus balansujący między strefami Forsberg. Często zaangażowany w grę obronną razem z resztą pomocników, ale jednocześnie stale czyhający na odpowiedni moment, by wesprzeć tandem Berg – Isak w ataku. Taka formacja pozwalała naszym jutrzejszym rywalom na zaryglowanie środkowej strefy boiska. Andersson uznał, że właśnie tutaj trzeba Hiszpanów jak najmocniej ograniczyć, nawet jeżeli spowodowało to, iż Szwedzi pozostawili ekipie z Półwyspu Iberyjskiego trochę więcej przestrzeni w bocznych sektorach murawy.
Poniżej dobrze to widać. Dziesięciu szwedzkich zawodników stoi głęboko na własnej połowie, a mimo to Hiszpania swobodnie utrzymuje się przy piłce i przenosi akcję do lewego skrzydła, co kończy się całkiem niebezpiecznym wstrzeleniem piłki w pole karne do Alvaro Moraty. Po stronie Szwedów nie ma jednak inicjatywy, by jak najprędzej przerwać pozycyjną kombinację przeciwników. No i summa summarum Hiszpania nie kończy akcji strzałem.
Zadanie wykonane. Można poprawić ustawienie i czekać na kolejny atak. Nie jest to może piękne granie, lecz na swój sposób robi wrażenie. Widać po Szwedach stuprocentową pewność siebie. Wierzą w swoją siłę jako świetnie zorganizowanego zespołu.


Rzecz jasna w drugim meczu fazy grupowej Szwedzi nie zapewnili przeciwnikom aż tak wielu okazji do cierpliwego prowadzenia ataku pozycyjnego. Aczkolwiek w pierwszej połowie konfrontacji ze Słowacją byli jeszcze dość pasywni i wciąż skupiali się w pierwszej kolejności na tym, by zabetonować centralną część pola gry. W meczu Hiszpania – Szwecja najwięcej kontaktów z piłką w ofensywnej tercji po stronie tej pierwszej drużyny zanotowali Jordi Alba (67) i Marcos Llorente (55). Boczni defensorzy, przynajmniej na papierze. W drużynie słowackiej najaktywniejszy był z kolei wszędobylski Ondrej Duda (23), ale stosunkowo często pod grą w okolicach pola karnego przeciwnika znajdowali się także skrzydłowi Martin Koscelnik (17) i Robert Mak (11), no i boczni obrońcy Peter Pekarik (11) oraz Tomas Hubocan (8).

Mało prawdopodobne, by w ostatnim meczu fazy grupowej reprezentacja Szwecji nagle postanowiła zaprezentować bardziej otwarty i fantazyjny futbol. Można właściwie założyć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że jutro nasi rywale oddadzą polskim zawodnikom piłkę i postawią przed nimi trudną do sforsowania barykadę. Kluczowa wydaje się w tym kontekście współpraca między naszymi środkowymi pomocnikami i wahadłowymi.
Klepka dobra na wszystko
No bo jak inaczej przebić się przez tak szczelną i na dodatek podwójną gardę, złożoną z obrońców oraz pomocników? Na dynamiczne dryblingi i przyspieszenia przez środek nie ma co specjalnie liczyć. Oczywiście zawsze może się Szwedom przydarzyć błąd – przegrany pojedynek, drzemka przy powrocie do strefy, chwilowy brak asekuracji i tak dalej – jednak poprzednie mecze dowiodły dobitnie, iż Żółto-Niebiescy mylą się cholernie rzadko. No ale, jako się rzekło, coś za coś. O ile środkiem trudno ich ukąsić, tak na skrzydłach można już sobie wypracować przewagę.
Andersson w swojej taktycznej koncepcji akceptuje fakt, iż przeciwnicy będą często nękać jego obrońców dośrodkowaniami. Jak dotąd w pole karne Szwedów posłano na Euro aż 39 wrzutek. Z większą liczbą tychże zmagali się jedynie Rosjanie, Walijczycy i Finowie. Olbrzymia odpowiedzialność ciąży zatem na stoperach: Lindelofie i Danielsonie. Trzeba za wszelką cenę zmusić tę dwójkę do przynajmniej kilku pomyłek.
Hiszpanie kombinowali tak:

Jak widać, gracze Luisa Enrique starali się odnajdywać otwarte korytarze w bocznych sektorach boiska. Wymagało to nie tylko ofensywnej gry bocznego obrońcy, ale i odpowiedniego ruchu ze strony jednego ze środkowych pomocników. Bardzo często Alba oraz Llorente ustawiali się de facto w roli bocznych pomocników, natomiast Koke (z prawej) oraz Pedri (z lewej) starali się robić przewagę i wyciągać któregoś ze Szwedów ze strefy, tym samym wypracowując bocznym napastnikom (Daniemu Olmo i Ferranowi Torresowi) szansę do wejścia w starcie jeden na jednego z obrońcą.
Polska też ma możliwość do takiego grania. W idealnym wariancie trójkąt na lewym skrzydle mogliby tworzyć Puchacz (czy też Rybus), Zieliński oraz Lewandowski/Świderski, a na prawym Jóźwiak, Klich i Świderski/Lewandowski. A do tego z prawej strony mamy również Bereszyńskiego, któremu Sousa chętnie powierza wyprowadzanie piłki ze strefy obronnej, więc może i gracz Sampdorii mógłby od czasu do czasu podejść nieco wyżej.

Tu kolejny przykład. Dwóch zawodników drużyny hiszpańskiej (z lewej strony ekranu, jeden z nich przy piłce) koncentruje na sobie uwagę najwyżej ustawionych Szwedów. Kolejny Hiszpan absorbuje skrajnie ustawionego obrońcę z czteroosobowego bloku. W efekcie Jordi Alba ma okazję, by wdać się w pojedynek szybkościowy z osamotnionym przeciwnikiem. O łapaniu na spalonego nie ma mowy, Szwedzi bronią zbyt głęboko.
Takich momentów muszą szukać też jutro Biało-Czerwoni. Szybka klepa w bocznym sektorze i podanie na uwolnienie. Miejsca do dośrodkowania nie będzie zbyt wiele, ale jakieś się pojawi. Przy tak ustawionych Szwedach, każdy centymetr kwadratowy wolnej przestrzeni jest na wagę złota.
Konieczne jest również, byśmy zagrali bardziej agresywnie niż Słowacy. Czyli – w swoim stylu. Słowacka ekipa zdecydowanie zbyt rzadko dociskała szwedzkich obrońców, nie podkręcała tempa. Co w sumie nie może aż tak bardzo dziwić, ostatecznie nasi sąsiedzi przystąpili do drugiej kolejki grupowych zmagań z trzema oczkami na koncie, czego pewnie przed startem mistrzostw nawet nie zakładali. Toczona w sennym tempie pierwsza połowa jak najbardziej im zatem odpowiadała. My takiego komfortu nie mamy, dlatego musimy sprawić, by mecz toczył się na naszych warunkach.
Trzeba zaprowadzić na murawie trochę twórczego fermentu.

Powyżej ilustracja słowackiej bierności. Lindelof wyprowadza piłkę w żółwim tempie, lecz rywale naciskają go jeszcze bardziej ospale. Marek Hamsik nawet nie udaje, że zależy mu na wysokim odbiorze futbolówki. Brakuje ruchu zaznaczonego na obrazku strzałkami. Efekt?

Stoper szwedzkiej kadry bez jakiejkolwiek presji inicjuje atak pozycyjny swojego zespołu. I to w strefie, w której Słowacy mają aż czterech zawodników, zatem naprawdę mogliby się pokusić nie tylko o odbiór, ale i szybką kontrę. My absolutnie nie możemy sobie jutro pozwolić na tego rodzaju postawę. Czas gra na naszą niekorzyść, a Żółto-Niebiescy podczas Euro 2020 to specjaliści w dziedzinie uspokajania gry. Usypiają jak Kaszpirowski.
Kluczowa rola drugiego napastnika
Nie zanosi się, by trener Paulo Sousa miał na mecz ze Szwecją powrócić do koncepcji z pierwszego spotkania mistrzostw, czyli do umieszczenia czterech nominalnie środkowych pomocników w wyjściowej jedenastce. Po pierwsze dlatego, że manewr ten zawiódł na całej linii, czego najbardziej jaskrawym przejawem była czerwona kartka dla notorycznie osamotnionego Grzegorza Krychowiaka. No a poza tym, jak już tłumaczyliśmy, inwestowanie zbyt wielkiej energii w walkę o środek pola przeciwko Szwedom mija się z celem. Strata czasu i sił.
Warto skorzystać z jednak z faktu, iż rywale są zespołem aż tak super-ostrożnym, jeżeli chodzi o ustawienie w centralnej części pola gry. I tutaj ponownie za wzór mogą nam posłużyć Hiszpanie.


Jak widać – Szwedzi też potrafią się zdrzemnąć.
Zdecydowanie za późno zaatakowali Koke, a ten posłał fenomenalnie dośrodkowanie w kierunku Alvaro Moraty oraz Daniego Olmo. Ten pierwszy był dość dobrze pilnowany, zresztą i tak wrzutka była dla niego minimalnie zbyt wysoka, ale już Olmo na krótki moment zdołał urwać się spod krycia. Jego strzał odbił wprawdzie Robin Olsen, lecz uczynił to z najwyższymi trudnościami. To była stuprocentowa okazja na gola. Okazja, jaką jak najbardziej mogliby wypracować również Polacy. Piotr Zieliński czy Mateusz Klich niewątpliwie mają wystarczające umiejętności, by posłać w szesnastkę podobnie precyzyjne dośrodkowanie z głębi pola. Reszta zależy już od naszych napastników. Robert Lewandowski, podobnie jak Morata, będzie zapewne pilnowany z najwyższą uwagą, być może nawet podwajany przez obrońców. A to otworzy strzeleckie szanse Karolowi Świderskiemu.


Powyżej podobna sytuacja. Olmo i Morata jednocześnie nabiegają na piłkę zagrana górą, gubi się obrona Szwecji (konkretnie: Danielson) i nagle napastnik Juventusu znalazł się w już nie stu-, lecz dwustuprocentowej sytuacji strzeleckiej. Spieprzył, jak to Morata, no ale to nie jest w tym momencie kluczowe. Ważne, by Polacy wzięli z tych akcji przykład. Nie możemy dopuścić, by Lewandowski był osamotniony w starciach z obrońcami. Świderski cały czas musi krążyć wokół niego, odciągać rywali, tworzyć miejsce, siać zamieszanie. Przyda się także wsparcie któregoś z pomocników.
Najważniejsze, byśmy w ofensywie nie tańczyli tak, jak nam zagrają Szwedzi. Oni chętnie zobaczą Biało-Czerwonych cierpiących w mozolnym ataku pozycyjnym, albo szukających rozpaczliwych dośrodkowań spod linii końcowej, które łatwo przetną obrońcy. O takich wariantach należy zapomnieć.
Polska kadra musi szukać rozwiązań dynamicznych.
***
Oczywiście nie jest tak, że nie musimy się zupełnie obawiać Szwedów w ofensywie. Alexander Isak to zawodnik na tyle mocny fizycznie i błyskotliwy, że nawet w pojedynkę może wyrządzić reprezentacji Polski krzywdę. W analizie skoncentrowaliśmy się jednak na szwedzkiej obronie, ponieważ to właśnie skuteczna defensywa zapewniła Żółto-Niebieskim awans do fazy pucharowej Euro już po dwóch meczach fazy grupowej. Wypracowywanie sobie okazji strzeleckich przeciwko tak ostrożnej drużynie może być paradoksalnie jeszcze trudniejsze dla Polaków niż w starciu z Hiszpanią.
POLSKA WYGRA ZE SZWECJĄ? KURS: 2,50 W FUKSIARZU!
A strzelić coś niestety musimy. Oby udało się tego dokonać jak najprędzej – Szwecja jeszcze na tym turnieju nie była zmuszona do odrabiania strat, więc może nie być w pełni przygotowana na tego rodzaju scenariusz. Na razie na mistrzostwach to my znajdujemy się w ciągłej pogoni za wynikiem – najpierw w starciu ze Słowacją, potem z Hiszpanią. Najwyższa pora, by odwrócić ten trend.
fot. NewsPix.pl