43-krotny reprezentant Polski złożył kilka dni temu wniosek o rozwiązanie kontraktu z rosyjskim Amkarem Perm. Zerwanie umowy nastąpi z winy klubu, bo Rosjanie mają wobec Jakuba Wawrzyniaka (na zdjęciu) zaległości finansowe. Ponadto Polak gra mało, ostatnio często nie łapie się do kadry meczowej. W tym sezonie wychowanek Sparty Złotów z powodu urazów nie wystąpił w kilku meczach Amkaru. Miał kontuzję mięśnia dwugłowego i problemy łąkotką w kolanie. Wawrzyniak stara się o zakończenie współpracy z klubem, ponieważ jest już po słowie z Lechią – pisze dzisiejszy Przegląd Sportowy. Zapraszamy na nasz poniedziałkowy przegląd najciekawszych materiałów w prasie.
FAKT
Trzy piłkarskie strony dostajemy na poświąteczną rozgrzewkę od redakcji Faktu. Na pierwszej z nich rozmowa z trenerem Rennes. Jak wynika z tytułu, brakuje mu Grosickiego. A przynajmniej wypadało mu tak powiedzieć. Cały wywiad wydaje się być dosyć wymuszony.
Kamil Grosicki nie gra z powodu złamania ręki. Czy to duża strata dla pana zespołu?
– Tak, na pewno. Oczywiście, że mi go brakuje. Jego kontuzja to minus dla mojej drużyny. To ważny zawodnik w formacji ofensywnej. Nie jest oczywiście jedynym istotnym piłkarzem, ale z pewnością wywiera wpływ na naszą grę.
Nie jest to dla pana problem, gdy skrzydłowy ma takie statystyki? Wiadomo, że lepiej, gdy piłkarz występujący na tej pozycji strzela lub ma asysty. Czy Kamil dysponuje potencjałem, by to robić?
– Jest lepszy technicznie i lepiej drybluje, natomiast np. Ntep jest bardziej przebojowy. To dobrze, że mam taki wybór. W zależności od sytuacji, daje to nam różne możliwości.
Grosicki stwarzał problemy wychowawcze. Jak zachowuje się w Rennes?
– Nie mam z nim żadnych problemów tego typu.
Drugą stronę poświęcono na relacje ze ślubów Pawła Olkowskiego i Artura Jędrzejczyka. Ten drugi w związku z przebytą kontuzją musiał iść do ślubu o kulach. Generalnie, mało tekstu, dużo zdjęć.
Świetny dla siebie rok Paweł Olkowski (24 l.) kończy kolejnym mocnym uderzeniem. W sobotnie południe reprezentant Polski wziął ślub. Jego wybranką jest urocza blondynka Sara Kadłubska (22 l.). Na ślub w przerwie świątecznej zdecydował się takzję inny z reprezentantów – Artur Jędrzejczyk (27 l.). To była uroczystość w iście hollwoodzkim stylu! Młoda para podjechała pod kościół pw. Bożego Narodzenia w Rudzie Śląskiej-Halembie luksusowym hummerem. Pani młoda zaprezentowała się w fantastycznej kreacji. Mimo śniegu i lodu zgrabnie poruszała się na wysokich szpilkach. Równie szykownie oraz elegancko w czarnym garniturze prezentował się Olkowski.
W ramkach:
– Dariusz Łatka zadowolony z gry na Łotwie
– Piast poszukuje nowego bramkarza
– Maciej Małkowski wraca do Bełchatowa
– Chiżniczenko trafi z Korony do FC Aktobe
W Lechu chcą Drygasa.
Władze Lecha złożyły ofertę kupna Kamila Drygasa z Zawiszy Bydgoszcz. Ta została odrzucona, ale szefowie klubu z Bułgarskiej nie zamierzają rezygnować z pozyskania zawodnika. 23-latek trafił do Zawiszy… z Kolejorza. Po rocznym wypożyczeniu wrócił do Poznania, ale prowadzący Lecha Mariusz Rumak wyraził zgodę na jego odejście. Bardzo dobra dyspozycja Drygasa nie umknęła jednak uwadze przedstawicieli Lecha, którzy szukają pomocnika do środka pola. Bardzo chciałby mieć go Skorża.
Tymczasem do Legii nie wróci Ojamaa.
Estończyk powinien stawić się na treningu Legii 1 lutego, bo jego umowa z Motherwell obowiązuje do końca stycznia. Dla Ojamy brakuje jednak miejsca w koncepcji trenera Berga. Nie miałby żadnych szans w rywalizacji z zawodnikami, którzy obecnie są do dyspozycji norweskiego szkoleniowca. Poza tym niezwykle istotny jest jego charakter. W Warszawie nikt nie wierzy, że piłkarz wróciłby do Legii odmieniony. Dlatego działacze robią wszystko, by zimą pozbyć się skrzydłowego. Najbardziej prawdopodobną opcją jest przedłużenie wypożyczenia do końca sezonu. Trenerzy i szefowie Motherwell są zadowoleni z postawy Estończyka i chętnie by go wykupili, ale problemem są pieniądze. Szkotów nie stać na transfery gotówkowe, dlatego nie mogą zapłacić Legii za Ojamę.
GAZETA WYBORCZA
Gazeta Wyborcza wyczerpująco i obszernie podsumowuje dziś mijający rok. To mój najlepszy czas w karierze, abstrakcja. Ale częściej niż do bramek z Niemcami i Gruzją wracam do sytuacji ze Szkocją, kiedy fatalnie przestrzeliłem – przyznaje w rozmowie z GW Sebastian Mila.
To, co się działo wokół pana po tym zwycięstwie, to Milomania?
– Takie stwierdzenia mnie onieśmielają. Na pewno stałem się bardziej rozpoznawalny w skali kraju. Ludzie poznają mnie nie tylko we Wrocławiu, w Gdańsku czy rodzinnym Koszalinie, ale też w innych miastach. Rabatów w sklepach jeszcze jednak nie mam. Dostaję za to dużo zaproszeń do wszelkiego rodzaju akcji charytatywnych. Angażuję się, jeśli tylko mogę. Po meczu z Niemcami chyba wszyscy chcieli ze mną porozmawiać, byłem w “Kropce nad i”, szum był rzeczywiście spory. Cieszę się z tego, co jest, ale staram się patrzeć do przodu. Poza tym częściej niż do bramek z Niemcami i Gruzją wracam do sytuacji ze Szkocją, kiedy fatalnie przestrzeliłem.
Dlaczego?
– Jak to dlaczego? Bo można było tam zdobyć trzy punkty! Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że to była naprawdę trudna piłka, a ja źle ją oceniłem.
Taki pan pazerny na punkty?
– Wszyscy w kadrze tacy jesteśmy. Chcemy za wszelką cenę odnieść sukces, stać się znani i szanowani w Europie. Oczywiście Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek, Grzesiek Krychowiak czy Wojtek Szczęsny nie muszą się o to martwić, bo grają w świetnych klubach. Oni jednak też wiedzą, że gra i sukcesy z reprezentacją to coś absolutnie niezwykłego.
Grzegorz Mielcarski wspomina mundial.
Kto był najlepszym piłkarzem tych mistrzostw?
– Na pewno nie Leo Messi, który dostał wyróżnienie. Bohaterem Argentyńczyków był Javier Mascherano, który pokazał, że w Barcelonie niesłusznie skazują go na pozycję stopera. Na niej zawsze zabraknie mu centymetrów lub szybkości. On jest klasycznym defensywnym pomocnikiem, i to wybitnym. Prawdziwy wódz na boisku: jeśli chodzi o charakter i wizję gry. Świetnie radził sobie Ángel Di Maria, to mogły być jego mistrzostwa, gdyby nie kontuzja w ćwierćfinale, czyli kluczowym momencie.
A więc jednak Argentyńczycy?
– Nie. Mówię tylko o tym, że sama Argentyna miała graczy, którzy dawali jej więcej niż Messi. On jest geniuszem, ale w Brazylii pokazywał to tylko incydentalnie. Najlepszymi piłkarzami turnieju byli dla mnie Manuel Neuer i Philipp Lahm. Pierwszy emanował spokojem pokerzysty, który osiąga przewagę nad rywalami już wtedy, gdy łapie z nimi kontakt wzrokowy. Z trójki nominowanych do Złotej Piłki: Messi, Ronaldo, Neuer – najbardziej na nagrodę zasługuje bramkarz Bayernu. Z kolei Lahm to bohater mniej oczywisty, ale rzadko trafia się ktoś, kto potrafi zrobić dla drużyny aż tyle. Całkowicie oddany reszcie, można mu zmieniać pozycję, można mu wyznaczyć każde zadanie, a on zawsze mu sprosta. W dodatku charyzmatyczny, ale nie dominujący, nieprzytłaczający reszty.
Rafał Stec z kolei wybrał superjedenastkę roku.
Manuel Neuer
Więcej niż bramkarz. Zapadł w pamięć dzięki swej hiperaktywności poza polem karnym – udaje ostatniego obrońcę, porywa się na wślizgi z precyzją defensywnego pomocnika, lubi pożonglować głową – ale broni też fenomenalnie. Gdyby nie gol stracony w hicie z Borussią Dortmund, od końca września nie puściłby w Bundeslidze ani jednego. To w sumie 1198 minut gry! Chyba jeszcze się nie zdarzyło, by bramkarz urósł na najbardziej rozpoznawalną postać drużyny o wszechpotędze Bayernu.
Philipp Lahm
Kapitan mistrzów świata, półfinalistów Champions League i mistrzów Bundesligi. Od lat najznakomitszy boczny obrońca, ale w tym roku częściej środkowy pomocnik – to prototyp uniwersalnego piłkarza przyszłości, zdolnego objąć rozumem wyrafinowane oczekiwania taktyczne trenerskich jajogłowych. Ponoć już jako 15-latek kopał z dojrzałością i inteligencją 30-latka. By go w pełni docenić, trzeba wytężonej uwagi, wpływa bowiem na grę niuansami – drobnymi zmianami kierunku ataku wyznaczanymi ruchem bez piłki lub jej dokładnym podaniem. Piłkarz jak mąż stanu.
Sergio Ramos
Wiosną najważniejszy w Realu. Ocalił finał Ligi Mistrzów (gol w ostatnich sekundach), znokautował w półfinale Bayern (praktycznie rozstrzygające dwa gole w cztery minuty), miał niespotykaną u obrońcy serię czterech meczów z bramkami. Ale przede wszystkim dowodził madrycką defensywą, którą w drżenie serc wprawiał upadły bramkarz Casillas. I wreszcie zapanował nad sobą – ledwie raz wyleciał z boiska, podczas gdy w roku poprzednim uzbierał cztery (!) czerwone kartki.
Po więcej, czyli również po bohaterów i antybohaterów roku, zajrzyjcie do dzisiejszego wydania. A my na koniec zacytujemy felieton Wojciecha Kuczoka. Błogo się bloguje, gdy nasi wygrywają.
Czy ten rok nie mógłby mieć jeszcze paru miesięcy? Nie ma w Polsce kibica o zdrowych zmysłach, który by się cieszył, że już żegnamy się z dwa tysiące czternastym. Słowo “błog” nie przyszłoby mi do głowy jako tytuł cyklu felietonów sportowych w żadnym innym czasie. Błogo się bloguje, kiedy nasi wygrywają. Przyszło mi do głowy w uniesieniu, że niebo nad polskim sportem już zawsze będzie bezchmurne niczym na Atakamie, że zawsze już będę kibicem szczęśliwym, bo skoro z nagła zaczęliśmy się stawać potęgą w różnych dyscyplinach, to wszystko naraz się przecież nie zawali. Łatwiej było uwierzyć, że zwycięstwa są zaraźliwe, niż pomyśleć o epidemicznym wymiarze porażek. Dobiega końca (ech, niech raczej dochodzi, niech dopełza jak najwolniej) rok dla polskiego sportu fantastyczny, co nie oznacza wszakże, że dobiega końca czas naszych triumfów. Jak bardzo by się nie czuła zmęczona Justyna Kowalczyk, jak strasznego kryzysu nie przeżywaliby koledzy Kamila Stocha i tak się nie boję, że to zwiastuny jakiegoś trwałego upodlenia w wymiarze generalnym, że teraz znowu będziemy jęczeć i zawodzić, patrząc na wszystkich naszych reprezentantów męczących się na śniegu, trawie i parkiecie, bo statystyka musi się wyrównać i po serii szczęśliwej nadejść musi passa klęsk. Czniam takie domniemania, ten grudzień bez sukcesów w sportach zimowych jest wybrykiem, mało atrakcyjnym fragmentem wspaniałej całości…
SUPER EXPRESS
Dzisiaj, wyjątkowo, nie zajrzymy do katowickiego Sportu. Zaległości spróbujemy nadrobić jutro rano, a teraz kieruje się już w stronę Superaka. Rzecz w tym, że w nim tym razem absolutna pustka. Kawałek o tym jak Cristiano Ronaldo byczy się na wakacjach – na jachcie u wybrzeży Emiratów.
Takiemu to dobrze! Cristiano Ronaldo (29 l.) odpoczywa tak, jak przystało na gwiazdę “Królewskich”. Jeden z głównych kandydatów do zdobycia Złotej Piłki 2014 na świąteczno-noworoczną przerwę wybrał się do słonecznego Dubaju. Na luksusowym jachcie z basenem towarzyszą mu piękna narzeczona Irina Szajk (28 l.), syn Cristianito (4 l.) oraz przyjaciele.
Kadrowicze z kolei bawili na weselu Pawła Olkowskiego. Obecni byli między innymi Łukasz Piszczek i Arkadiusz Milik, a także kilku ligowców – choćby Adam Danch. No i dziś to wszystko.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tak prezentuje się dziś okładka PS.
Wertujemy dzisiejszy numer, aż na 20. stronie trafiamy na pierwszy ligowy materiał. Czy to jest liga dla młodych ludzi? Krótszą wersję tego materiału mieliśmy już w Fakcie… W miniony wtorek.
Jesienią w naszej lidze zagrało co prawda 55 młodzieżowców z naszego kraju, ale zaledwie o 11 z nich można powiedzieć, że występowali w miarę regularnie, czyli co najmniej kwadrans w więcej niż połowie meczów. W ligach o podobnej klasie do naszej młodzież jest liczniejsza. – Polska liga powinna polegać na tym, żeby grali w niej młodzi Polacy, wybijali się i stanowili o sile zespołu. Lepiej stawiać na młodych Polaków, niż ściągać graczy o takich samych umiejętnościach z zagranicy – przekonuje Paweł Dawidowicz (19 l.), który latem wyjechał z Lechii Gdańsk do Benfiki Lizbona. Jego były klub to jeden z przykładów świadczących o tym, że na młodzież się u nas nie stawia. W Lechii zaledwie 3,6 proc. czasu w tym sezonie na boisku spędzili Polacy w wieku do 21 lat. I nie jest to najbardziej skrajny przypadek, bo w Górniku Łęczna młodzieżowcy nie rozegrali ani minuty. Na czele jest Lech Poznań.
Małkowski do Bełchatowa, Drygas do Lecha – te tematy przerobiliśmy. Legia nie potrzebuje Estończyka – o tym też wspominaliśmy cytując Fakt, ale pokuśmy się o jeszcze jeden fragment.
Rundę jesienną Henrik Ojamaa spędził w szkockim Motherwell, do którego został wypożyczony na początku sezonu. W Legii skrzydłowy nie potrafił znaleźć wspólnego języka z kolegami, grał samolubnie, poza boiskiem trzymał się na uboczu. Trener Henning Berg dawał zawodnikowi szanse, ale nic z tego nie wynikało. Władze mistrza Polski latem pozbyły się problemu na kilka miesięcy, ale teraz znów mają twardy orzech do zgryzienia (…) Skrzydłowy jest jednym z czternastu piłkarzy mistrza Polski, którzy jesienią przebywali na wypożyczeniach w innych klubach. Ich dorobek jest zatrważający. Z kilkoma młodymi zawodnikami sztab szkoleniowy Legii wiązał duże nadzieje, a wygląda na to, że do zespołu z Łazienkowskiej nie mają po co wracać. Dotyczy to przede wszystkim Aleksandra Jagiełły i Patryka Mikity. Pierwszy miał odbudować formę w Arce, ale od początku sezonu strzelił w pierwszej lidze tylko jednego gola. Jeszcze gorzej radził sobie Mikita.
Czyżby Jakub Wawrzyniak miał trafić do Lechii? Mówiło się już o tym…
43-krotny reprezentant Polski złożył kilka dni temu wniosek o rozwiązanie kontraktu z rosyjskim Amkarem Perm. Zerwanie umowy nastąpi z winy klubu, bo Rosjanie mają wobec Jakuba Wawrzyniaka (na zdjęciu) zaległości finansowe. Ponadto Polak gra mało, ostatnio często nie łapie się do kadry meczowej. W tym sezonie wychowanek Sparty Złotów z powodu urazów nie wystąpił w kilku meczach Amkaru. Miał kontuzję mięśnia dwugłowego i problemy łąkotką w kolanie. Wawrzyniak stara się o zakończenie współpracy z klubem, ponieważ jest już po słowie z Lechią. – Też coś o tym słyszałem – mówi mieszkający w Gdańsku były trener Lechii Bogusław Kaczmarek. – W każdej plotce jest ziarno prawdy. Jeżeli doda się do tego, że z gdańskim klubem współpracuje menedżer Mariusz Piekarski, który nie ukrywa, że pomaga Lechii, wszystko składa się w jedną klarowną całość. Zresztą schemat ze ściąganiem przez niego piłkarzy z Rosji był już w Gdańsku przerabiany. Maciej Makuszewski, Ariel Borysiuk czy Zaur Sadajew trafili do Lechiii w podobny sposób – dodaje szkoleniowiec.
Możecie oczywiście poczytać relacje z meczów w ligach zagranicznych, ale my skupimy się jeszcze na tematach polskich. Najpierw na niedługiej rozmowie z Tadeuszem Pawłowskim, trenerem Śląska.
– Moim zdaniem musiałby się przytrafić kataklizm, żebyśmy wylecieli z grupy mistrzowskiej. Myślę, że sprawa jest załatwiona. Nasza dobra gra to powtarzalność i w zwycięstwach Śląska nie ma przypadku. Jest dobrze, a myślę, że może być jeszcze lepiej. Szczególnie po meczach z Lechem, Wisłą i Legią przekonałem się, że z tymi drużynami możemy nawiązać walkę. Miejsce na podium jest naszym celem.
Jesienią trochę czasu minęło, zanim załatał pan dziury po ważnych piłkarzach…
– Łamaliśmy sobie głowy, jak wypełnić lukę po Daliborze Stevanoviciu. Krzysztof Danielewicz może jeszcze nie jest zawodnikiem pokroju Słoweńca, ale rozwiązał nasz problem. Kiedy nauczy się grać szybciej, na pewno będzie bardzo dobrym jak na naszą ligę piłkarzem (…) Po perypetiach z Piotrem Celebanem, który miał długą przerwę, pojawiały się komentarze, że to juz nie jest ten sam zawodnik, co jeszcze rok temu. Dziś gra równo i na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że z Mariuszem Pawelcem będą stanowili świetną parę środkowych obrońców. Po okresie przygotowawczym Tomek Hołota będzie bardziej mobilny i mam nadzieję, że da naszej ofensywie kolejny impuls.
Do Korony wraca Arkadiusz Bilski. Postać kontrowersyjna. Niegdyś Arkadiusz B.
Od nowego, 2015 roku będzie znów pracował w Koronie. – Spokojnie, umowy jeszcze nie podpisałem – zaznacza na wstępie, by natychmiast dodać: – Dziś, z perspektywy czasu wiem, że robiłem bardzo źle. Nie chcę wracać do tego okresu. Nie chcę wspominać złego. Taki, nie inny był system. Swoje już odpokutowałem. Doskonale wiem, że niektórzy będą mi wsadzać szpilki pod żebra. Będą krytykować mój powrót do Korony. Ich prawo. Postaram się udowodnić, że zasługuję na szacunek. Póki co mam do spłacenia dług wobec Korony. Kieleckich kibiców, którzy mogą czuć się zdegustowani częścią mojego życiorysu – konstatuje. Pełnomocnik zarządu ds. sportowych – tak nazywać się będzie jego funkcja. Czym się będzie zajmował? – Podstawowe zadanie to lustracja rynku młodzieży piłkarskiej. Będę się starał stworzyć grupę ludzi, których zadaniem będzie wyławianie uzdolnionych piłkarzy w całym województwie i sprowadzanie ich do Kielc. Kiedyś w Koronie doskonale to funkcjonowało. Chcemy znów powielić ten system. Chcemy, by w klubie było więcej, tej najzdolniejszej młodzieży. Naszym zadaniem będzie kształtowanie i obrabianie tych brylancików. Korzyści będą ogromne, również te finansowe – mówi snując plany na przyszłość. Nie ukrywa, że wiele decyzji konsultował będzie z Ryszardem Tarasiewiczem. – Jest doskonałym fachowcem, z trenerskim nosem. On odpowiada za ekstraklasowy zespół i w pewnych kwestiach będzie podejmował ostateczne decyzje.
– Ma milion pomysłów na sekundę i marzy, by zostać haitańskim Cristiano Ronaldo. Problem w tym, że zbyt często błądzi – to już ostatni z cytowanych tekstów, o Wildzie-Donaldzie Guerrierze.
Na to, by móc zadać pytanie: Czemu zawsze ja?, Guerrier pracuje także w internecie. I nie chodzi tu o słynne zdjęcie, które piłkarz umieścił na jednym z portali społecznościowych, nie zdając sobie (chyba) sprawy, że uwiecznił na nim swoją… męskość. Podpadł czymś innym. Dzień po majowym meczu z Legią (0:5) napisał na facebooku, że przedłużył kontrakt z Wisłą. Dołączył przy okazji zdjęcie rzeczonej umowy – na fotce widoczne były szczegóły kontraktu, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Zresztą Donald zabiegał o przedłużenie umowy głównie po to, aby bank przyznał mu kredyt na wspomnianego mercedesa. I nawet nie dbał szczególnie o warunki – umowa miała po prostu obowiązywać kilka lat. Dopiero potem Haitańczyk analizował poszczególne jej zapisy i przyznawał, że nie jest z nich specjalnie zadowolony. Innym razem poinformował fanów, że jest w Szwajcarii, gdzie właśnie ma zamiar podpisać kontrakt z FC Zurich. W lipcu nie stawił się na treningu w Wiśle, pracownicy klubu nie byli w stanie się z nim skontaktować, tymczasem piłkarz wrzucał na facebooka kolejne zdjęcia. Wreszcie jeden kibic napisał: Donald, klub cię szuka. Guerrier grzecznie podziękował za informację…
Wielu zawodników doceniłoby naszą ligę, gdyby spojrzało na nią z perspektywy Łotwy. Są nowe stadiony, pieniądze. Ale nie żałuję – mówi Dariusz Łatka, który na Łotwie zadebiutuje w pucharach. Jeśli chcecie poczytać o byłym piłkarzy Podbeskidzia, taki tekst również znajdziecie dziś w PS.