To będzie skład większych lub mniejszych rozczarowań. Pominęliśmy graczy, których reprezentacje nie zakwalifikowały się na Euro. Nie braliśmy też pod uwagę piłkarzy kontuzjowanych lub takich, którzy sami z siebie wypisali się z rywalizacji o miejsce w składzie na europejskim czempionacie. W naszej jedenastce najlepszych piłkarzy niepowołanych na Euro znaleźli się tylko tacy zawodnicy, których selekcjonerzy – z przeróżnych powodów – nie wybrali przy powołaniach, mimo że mogli to zrobić. Nie brakuje grubych nazwisk, nie brakuje wielkich talentów.
11 najlepszych piłkarzy niepowołanych na Euro 2020
Bramkarz: Kepa Arrizabalaga
Pamiętacie tę sytuację z finału Pucharu Ligi Angielskiej, kiedy Maurizio Sarri próbował zdjąć go z boiska, ale Kepa nie chciał się na to zgodzić? Pewnie pamiętacie, a nawet jeśli nie, to żadna wielka historia. Ale to się źle zestarzało. Wtedy jeszcze bramkarzowi Chelsea mogło się wydawać, że złapał pana Boga za nogi, że zaraz podbije świat angielskiej piłki i zapisze się w historii. Kosztował 80 milionów euro, wiązano z nim wielkie nadzieje i co? Ano nic, dupa. Minęły od tego czasu prawie dwa lata. Dwa lata błędów i niepowodzeń hiszpańskiego golkipera. Równocześnie Chelsea właśnie zaliczyła bardzo udany sezon, zwieńczony wygraniem Ligi Mistrzów, a Kepa pełnił rolę drugiego bramkarza. Facet kosztujący 80 milionów był DRUGIM BRAMKARZEM. No jaja. Edouard Mendy wszedł na topowy europejski poziom. Nie było sensu niczego zmieniać. Kepa Arrizabalaga nie jedzie na Euro. Luis Enrique nie brał go nawet pod uwagę.
A, i co zabawne, pewnie znalazłoby się wielu lepszych od Kepy bramkarzy, którzy nie znaleźli uznania w oczach selekcjonerów swoich reprezentacji, choć dobrze radzili sobie w klubach, ale dla przestrogi damy tego pana. Lekceważenie trenera na oczach całego świata nie wydaje się najlepszym pomysłem na rozwój kariery.
Obrońca: Dayot Upamecano
Kosztował Bayern ponad czterdzieści milionów. Zakończył właśnie piąty sezon na poziomie Bundesligi. Ma w niej rozegranych ponad sto dziesięć spotkań, jest jej czołowym stoperem, a jednak nie załapał się do kadry Francji. Czy to znak, że coś jest z nim nie tak? Absolutnie nie. To po prostu jeden z małych symboli potęgi francuskiej kadry. Kraj nad Sekwaną i Loarą tak obrodził się w piłkarski talent, że samo jego okiełznanie, wyszlifowanie i usystematyzowanie to zadanie iście syzyfowe. I choć mityczny Syzyf nigdy swojego kamienia na szczyt góry nie wniesie, to zdaje się, że Francuzi poradzili sobie z tym wyzwaniem znacznie lepiej. Po Euro ma przyjść wymiana pokoleniowa. Ba, musi przyjść, bo młodzieżowe kadry Trójkolorowych roją się od perełek. Upamecano to melodia przyszłości. Na razie Didier Deschamps wyżej ceni sobie jednak piątkę – Varane, Zouma, Kimpembe, Kounde, Lenglet. A i Lucas Hernandez może grać na stoperze.
Zarejestruj się w Fuksiarz.pl i zgarnij wysokie wygrane!
A więc Upamecano o miejsce w składzie powalczy już po Euro. Podobnie jego były już kumpel z RB Lipsk – Ibrahima Konate. Tego akurat chce Liverpool, ale żeby doszło do transferu, ekipa Jurgena Kloppa musi wypłacić grubo ponad trzydzieści milionów i to chyba też doskonale pokazuje, jak potężna jest francuska kadra, jeśli taki zawodnik nawet nie był rozpatrywany do gry na Euro w piątej czy szóstej kolejności do występów na pozycji stopera.
Obrońca: Sergio Ramos
Przez długie lata Sergio Ramos był ikoniczną postacią w Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii. W obu drużynach wygrał wszystko, co mógł, a pewnie nawet więcej. Napisał kawał dobrej historii. Ale już w starożytności wiedzieli, że wszystko płynie. Panta rhei. Ramos już nie jest tym zawodnikiem, który był jeszcze kilka lat temu. Już nie jest ani tak wybitnym defensorem, ani tak wspaniałomyślnym liderem szatni, ani tak ważną postacią dla sprawnego funkcjonowania Realu i Hiszpanii. Było, minęło, tak już jest. Symboliczne, że akurat w tym momencie jego piłkarskiego życia znalazł się w sytuacji, kiedy jest od krok od odejścia z Realu i nie dostał powołania do kadry La Roja na wielki turniej.
Hiszpańskie media są zgodne – Ramos dalej ma o sobie wielkie mniemanie, dalej emanuje często nieuzasadnioną pewnością siebie, dalej ma się za piłkarza najwyższego kalibru. Problem w tym, że nie idzie za tym rzeczywistość i widzi to Luis Enrique. Z natury specyficzny i skłonny do eksperymentowania selekcjoner hiszpańskiej reprezentacji nie chciał Ramosa w kadrze z trzech zasadniczych powodów:
a) dlatego, że w 2021 roku Ramos zagrał tylko 395 minut i mało co trenował,
b) w reprezentacji mogłaby czekać go ławka rezerwowych, bo znajduje się pod formą,
c) Ramos ma na tyle silną osobowość, że mógłby nie zaakceptować drugoplanowej roli w kadrze.
W konsekwencji Luis Enrique zaszokował cały hiszpański naród. I albo będzie miał rację, albo nie, bo jeśli Hiszpanii się na Euro nie powiedzie – szczególnie w Madrycie – na pewno pojawią się głosy, że kadrze zabrakło wieloletniego lidera, a występowanie przeciw świętościom to grzech, którego trzeba się wystrzegać.
Obrońca: Sven Botman
Świeżo upieczony mistrz Francji z Lille. Rocznik 2000. Absolutny kozak.
– Gdy patrzysz na to, jak Botman się porusza, zupełnie nie odczuwasz tego, że ma on blisko dwa metry wzrostu. Ma topową koordynację oraz szybkość. Ma topową koordynację oraz szybkość, czym nieco nadrabia braki, które posiada 37-letni Jose Fonte. To świetny gracz zespołowy, doskonale operujący nogami. Do tego kuszącą kwestią pozostaje jego lewa noga – mało jest na rynku piłkarzy, którzy mają silniejszą właśnie te stronę, a to w wypadku Holendra duży atut. Warto również zwrócić uwagę na jego odpowiedzialność – oczywiście za mentora służy mu doświadczony Portugalczyk, ale 20-latek właściwie nie popełnia błędów, o które w wypadku Lille naprawdę łatwo. To ekipa stawiająca na pressing, kochająca przebywanie na połowie rywala. Jakiekolwiek potknięcie byłoby bardzo bolesne, a jego przypadku… nic, zero. Zawsze chłodna głowa – to między innymi dlatego wystąpił we wszystkich meczach tego sezonu – podkreślał dziennikarz Canal Plus, Michał Bojanowski, w tekście, który niedawno napisaliśmy o Svenie Botmanie.
Graj na Fuksiarz.pl
Facet kosztował Lille zaledwie 8 milionów, a dziś jest wart pewnie pięć-sześć razy tyle. W Lille grał wszystko od deski do deski, trener Galtier zaczynał ustalenia składu właśnie od niego. Na Euro nie pojedzie, choć kontuzjowany jest chociażby Virgil van Dijk. Wszystko dlatego, że Frank de Boer jeszcze go nie przetestował, a przecież w listopadzie ubiegłego roku pojechał na kadrę i całe zgrupowanie przesiedział na ławce dla rezerwowych. Musi czekać na swoją szansę.
Pomocnik: Angelino
W Lipsku nie mogą zrozumieć, dlaczego Luis Enrique nie widzi go w reprezentacji. Przez ostatni sezon urósł na jednego z najzdolniejszych bocznych obrońców i wahadłowych w Bundeslidze. Julian Nagelsmann zostawił mu mnóstwo przestrzeni i wolności na skrzydle, zaczął wymagać od niego liczb i w ten sposób stworzył świetnej jakości piłkarza. Widać to już po samych statystykach – 37 meczów, 8 goli, 11 asyst.
– Nagelsmann odnalazł klucz do odblokowania mnie. Czasem gram obrońcę, czasem wahadłowego, czasem bliżej środka, czasem jak atakujący, to zależy od rywala. To buduje, kiedy trener ma takie zaufanie, aby dostosowywać cię do różnych ról – opowiadał Angelino.
Na przełomie marca i kwietnia cierpiał na uraz mięśniowy, potem wprowadzany był ostrożnie i nie wyglądał już tak błyskotliwe, jak wcześniej, ale to dalej mocno wyróżniający się zawodnik w lidze niemieckiej. A wciąż nie ma jeszcze na koncie debiutu w reprezentacji Hiszpanii i nie dojdzie do niego również na Euro. I to też pokazuje, jak silną kadrę ma La Roja i na jaką dowolność wyboru pozwolić może sobie Luis Enrique.
Pomocnik: Julian Draxler
Nieoczywisty przypadek. Mamy z tym gościem problem. 27 lat. Wieloletnie doświadczenie w wielkiej piłce klubowej i reprezentacyjnej. Niegdyś łatka wielkiego talentu, o którym na pewno nie można powiedzieć, że został zmarnowany, ale też czy można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że został w pełni zrealizowany? No nie. Julian Draxler nigdy nie podbił piłkarskiego świata. Nigdy nie wszedł na poziom predestynujący go do pierwszej dziesiątki, dwudziestki, trzydziestki, pięćdziesiątki najlepszych zawodników świata. Ba, pewnie nawet setki, a może i dwusetki. Nigdy nie grał nawet tak, że wskazalibyśmy go w topce najlepszych na jego pozycji na Starym Kontynencie. A jednak to mistrz świata, swego czasu nawet kapitan reprezentacji i od lat bardzo solidny gracz PSG, które przecież – jeśli tylko ktoś zawodzi – w każdej chwili może skreślić każdego i wymienić go na lepszy model. Draxler skreślony nie został.
W dodatku Draxler to też zawodnik, który zagra na każdej pozycji w środku pola, a i skrzydło, jeśli trzeba, obstawi i nie będzie wyglądał nieprzekonująco. A jednak Joachim Loew nie widzi go w kadrze. I tak właśnie sobie kariera 27-letniego pomocnika płynie. Niby na szczycie, a jednak nie.
Pomocnik: Jesse Lingard
Jese Lingard jeszcze niedawno chciał rzucić to wszystko w cholerę. Miał dosyć, potrzebował przerwy, schowania głowy w piasek. Nie dawał rady. Świat go przytłaczał, galopował zbyt szybko. Ludzie widzieli w nim rozkapryszonego bachora. Faceta, który topi wyjątkowy talent i monstrualne pieniądze w blichtrze i wystawnym życiu. Sam Lingard był sobie winien. Media społecznościowe zapełniał filmikami z durnymi wybrykami. Woził się jak król, choć na boisku kompletnie mu nie szło. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie pomyślał sobie, że to idiotyczny symbol nowego pokolenia piłkarzyków.
Dopiero z czasem poznaliśmy kulisy trudów jego życia. Jego matka cierpi na chroniczną depresję. Lingard nie pamięta jej innej niż osowiałej, katatonicznej, bezradnej wobec siebie, życia i świata. Kiedy on zawodził i kompromitował się w Manchesterze United, ona trafiła na terapię w Londynie. Lingard musiał opiekować się młodszym rodzeństwem. Wziąć na siebie odpowiedzialność, na którą nie był gotowy i dlatego właśnie był gotów odejść z wielkiego futbolu. Przynajmniej na chwilę.
Wszystko się sypało. Jesienią grał tyle co nic. I wtedy przyszła wiosna i wypożyczenie do West Hamu.
Jesse Lingard odzyskał radość z gry. Uciszył hejterów. Wyróżniał się w wyróżniającym się West Hamie. Wrócił nawet do kadry, ale do ścisłej drużyny selekcjonera Garetha Southgate’a na Euro się nie załapał.
Pomocnik: Marco Asensio
Hiszpania jedzie na Euro bez ani jednego piłkarza Realu w składzie. Marco Asensio to drugi, obok Ramosa, zawodnik Królewskich, którego szanse na wyjazd były największe, choć wcale nie powiedzielibyśmy, że jakieś bardzo duże. Dopiero wymieniany był w gronie największych talentów Europy, dopiero przewidywano mu złotą przyszłość, dopiero wskazywano go jako wielkiego kandydata do zdobycia Złotej Piłki w erze post Messi-Ronaldo, a tu w oka mgnieniu Asensio z błyskotliwego młodzika przemienił się w 25-letniego solidnego gracza rotacji Realu Madryt.
Chyba nie tak miało być.
A przynajmniej nie do końca tak.
Coś się w jego karierze rozmyło. Dwa lata temu powiedział, że „to nie on jest od ciągnięcia wózka w Realu”. Potem przekonywał, że jego słowa zostały źle zinterpretowane, ale niesmak pozostał. I to w sumie dobrze definiuje jego dotychczasową karierę. Hiszpan miał momenty w Realu, miał momenty w reprezentacji, zbliżał się do gwiazdorskiego poziomu, ale nigdy na niego nie wszedł, jakby wolał trwać w strefie własnego komfortu, odgrywając wiecznie drugoplanowe role. Luis Enrique nie widział go pewnie nawet w pierwszej trzydziestce selekcjonowanych zawodników.
Napastnik: Moise Kean
Największy nieobecny we włoskiej kadrze. Roberto Mancini skreślił go już na samym początku selekcji, mimo że urodzony w 2000 roku zawodnik ma już naprawdę spore doświadczenie w seniorskiej piłce i najlepszy statystycznie sezon w swojej dotychczasowej karierze.
Mancini wyżej ceni sobie trójkę – Ciro Immobile, Andrea Belotti, Giacomo Raspadori. Włosi mają wątpliwości, bo dwaj pierwsi nigdy nie potwierdzili swojej przydatności na najwyższym poziomie, a Raspadori jest rówieśnikiem Keana, a w ubiegłym sezonie wykręcał gorsze statystyki (Raspadori – 6 goli, Kaen – 13 goli), choć grał więcej niż piłkarz PSG (Raspadori – 27 meczów, Kaen – 26 meczów).
Napastnik: Alexandre Lacazette
Czy jakąkolwiek inną reprezentację byłoby stać na zrezygnowanie z napastnika, który od sezonu 2013/14 nigdy nie zszedł poniżej dziesięciu strzelonych goli w lidze? Trudno powiedzieć, ale chyba nie. A Francja lekką ręką zrezygnowała z Alexandre Lacazette’a.
2013/14: 15 goli
2014/15: 27 goli
2015/16: 21 goli
2016/17: 28 goli
2017/18: 14 goli
2018/19: 13 goli
2019/20: 10 goli
2020/21: 13 goli
Czy to najlepszy snajper Europy? Haha, no bez jaj. Czy to najlepszy francuski snajper? Nie. Czy to najlepszy snajper Premier League? Nie. Czy to więc może najlepszy snajper Arsenalu? No nie, Kanonierzy bardziej wierzą w Aubameyanga, bo jest od Lacazette’a zdolniejszy. Ale to dalej napastnik wyższej europejskiej klasy. W reprezentacji nie ma jednak dla niego miejsca, bo do łask Didiera Deschampsa wrócił Karim Benzema, który automatycznie rozwiązał wszystkie problemy Trójkolorowych z obsadą pozycji numer dziewięć.
Napastnik: Iago Aspas
Ikona Celty Vigo, gdzie traktowany jest jak heros, jak bohater, jak idol tłumów. Aspas nie podbił Liverpoolu, nie podbił Sevilli, nigdy nie został gwiazdą na kontynentalną skalę, ale w Celcie Vigo wymiata od niepamiętnych czasów. Od dekady – z krótką przerwą na próby w innych klubach – nie schodzi poniżej dziesięciu goli w La Lidze. 23, 12, 14, 19, 22, 20, 14, 14 – to jego kolejne zdobycze, sezon po sezonie. A nie oddaje to wszystkiego, bo Aspas to gracz skrajnie zespołowy, wolny elektron, gość, który lubi sobie asystować. Ten sezon? 13 ostatnich podań. Dwa poprzednie? Sumarycznie dziewięć asyst. Jeszcze dwa w tył? Znowu razem dziewięć.
Ale Luis Enrique nie widzi go w swoim systemie. Aspas nie jest zdyscyplinowany. To indywidualista. Artysta. Sztukmistrz. Żaden gracz systemowy, a takich gloryfikuje selekcjoner reprezentacji Hiszpanii, który za główny cel swojej kadencji postawił sobie zbudowanie kadry La Roja wedle własnych pomysłów i filozofii. Aspas nie wpisuje się w szerszą koncepcję.
Fot. Newspix