Jeden punkt w trzech meczach i to zakładając, że konkurencja będzie nieomylna. Dokładnie tyle brakuje Bruk-Betowi Nieciecza, by formalnie zamknąć dyskusję i zapewnić sobie awans do Ekstraklasy. Dzisiaj „Słoniki” grały mecz, po którym miało stać się jasne: albo do końca sezonu będzie się trzeba boksować z solidnie punktującymi rywalami z Radomia, Gdyni i Tychów, albo… powoli można otwierać szampany. Trzy punkty w Tychach to oczywiście ten drugi scenariusz.
A wcale nie był to scenariusz oczywisty. GKS Tychy w ostatnich tygodniach grał naprawdę dobrze, punktował regularnie, radził sobie nawet z tymi teoretycznie groźnymi rywalami, walczącymi o miejsca w barażach – z Miedzią Legnica czy Górnikiem Łęczna. Bruk-Bet? Po przerwie spowodowanej koronawirusem trochę zwolnił, pogubił kilka ważnych punktów w teoretycznie prostych meczach, choćby z GKS-em Jastrzębie. Poza tym – słabiej wyglądała też gra niecieczan. Tak naprawdę w maju zaliczyli jeden mecz godny zespołu z Ekstraklasy – rozbijając w pył Koronę 6:2. Poza tym? Szalone starcie z Górnikiem Łęczna, który pół godziny grał bez Gostomskiego, domowa porażka z Miedzią Legnica, zwycięstwo nad Radomiakiem, ale w bardzo średnim stylu, rozczarowujący podział punktów z Widzewem, bezbramkowe 90 minut z Chrobrym…
W dodatku GKS grał u siebie, już z kibicami. Przystępował do meczu z pozycji wicelidera, który może dosięgnąć niecieczan na odległość dwóch punktów. Mógł nie tylko samem znacząco zbliżyć się do bezpośredniego awansu, ale jeszcze napędzić nadzieję całej grupie pościgowej, że Bruk-Bet wcale nie musi zakończyć rozgrywek na pierwszym miejscu.
Ale w takich właśnie chwilach można poznać, kto już jest gotowy na awans.
SZTUKA CZEKANIA
Bruk-Bet grał po prostu w sposób dojrzalszy, bardziej konsekwentny, ukierunkowany na wykorzystanie własnych mocnych stron. Goście od początku przejęli inicjatywę, od początku atakowali, celując przede wszystkim w stałe fragmenty. Jeszcze przed przerwą – sześć rzutów rożnych i jeszcze dodatkowe centry po rzutach wolnych w bocznych sektorach boiska. Każda taka piłka w pole karne tyszan to tzw. smród. A w I lidze czasem to już połowa roboty.
Bruk-Bet gola strzelił dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy, ale strzelił właśnie po takiej sytuacji. Początkowo Czarnowski w ogóle nie wiedział, gdzie znajduje się piłka. Goście strzelali na trzy razy, jedna próba, blok, rykoszet, druga próba, znowu blok. Ale z takiego chaosu rodzą się okazje, z okazji rodzą się gole – Czarnowski doskonale przyjął sobie w tym całym bałaganie piłkę, od razu po podbiciu jej klatką – zgarnął wolejem. Jałocha nie zdążył zainterweniować, aż trzech zawodników w białych (no, prawie białych) koszulkach spóźniło się z próbą bloku.
1:0 dla Bruk-Betu i strach w oczach tyszan.
To zresztą było widać, zarówno na początku pierwszej połowy, jak i w okresie lepszej gry GKS-u. Tyszanie grali spięci, co zdecydowanie utrudniało im rozwinięcie skrzydeł. Sporo było niedokładności, do tego trochę pecha, jak choćby przy szczupaku Stebleckiego. Piłka nabrała poślizgu na tej błotnisto-mulastej murawie i w efekcie piłkarz GKS-u zaliczył pusty przelot. A gdy już GKS miał swój lepszy moment – naciął się na świetnie dysponowanego Tomasza Loskę. Były bramkarz Górnika Zabrze świetnie wyjął uderzenia Mańki czy Piątka, wygrał też pojedynek biegowy przy sytuacji z lewej strony pola karnego, gdy asekurował Grabowskiego. Im więcej takich sytuacji – tym więcej pośpiechu u tyszan, tym wyżej ustawiona obrona.
A Bruk-Bet doskonale wie, co robić z wysoko ustawioną obroną.
ZNÓW TEN WLAZŁO
No kapitalnie to zrobił Piotr Wlazło, to była prawdziwa kropka nad i w słowie „zwycięstwo”. Dalibyśmy nawet w słowie „awans”, ale w awans nie ma litery „i”.
Przechwyt na własnej połowie, bardzo głęboko, ale co z tego – tyszanie atakowali już w takich liczbach, że za linią środkową poza Jałochą zostawili właściwie tylko Sołowieja. Sołowieja, przy którym ustawił się wprowadzony dziesięć minut wcześniej Śpiewak. Doskonała, dokręcona piłka Wlazły, dalej minimalna przewaga szybkości po stronie zawodnika z Niecieczy i cyk – po sytuacji sam na sam Śpiewak podwyższył prowadzenie na 2:0.
To jest prawdopodobnie moment, w którym Bruk-Bet zameldował się w Ekstraklasie. ŁKS już ich nie doścignie, Arka ma jeszcze mecz z Radomiakiem, więc obie ekipy kompletu nie uciułają, GKS traci na trzy mecze przed końcem 8 punktów.
I dzieje się to w meczu, gdzie był po prostu zespołem lepszym, bardziej poukładanym, pewniejszym. Dużo pochwał płynęło w stronę GKS-u Tychy, zwłaszcza za tę wiosnę, ale w bezpośrednim starciu z liderem widzimy jak na dłoni, kto do Ekstraklasy właśnie wjeżdża pewnym krokiem, a kto jeszcze na razie tylko o niej marzy. Marzenia mogą się urzeczywistnić, choćby i w barażu, ale na ten moment najlepszą drużyną I ligi jest Bruk-Bet Termalica Nieciecza.
GKS Tychy – Bruk-Bet Termalica 0:2 (0:1)
Czarnowski 45+2′, Śpiewak 87′
Fot.Newspix