– Po prostu kocha futbol. Kiedyś powiedział, że piłka nożna to jego dziewczyna. Dlatego tak wiele czasu spędzał na boisku. Nawet latem, gdy był okres roztrenowania, prowadziłem zajęcia wyłącznie dla chętnych Oczywiście też na nie uczęszczał – opowiada jeden z pierwszych trenerów Kacpra Kozłowskiego. Jak widać – od najmłodszych lat był zafiksowany na punkcie futbolu. Gdy rozpoczął swoją przygodę z treningami, od razu cechowała go umiejętność bycia liderem zespołu. Jest urodzonym zwycięzcą, który od zawsze robi wszystko z myślą o drużynie. Stopniowo stawał się coraz lepszym zawodnikiem. Jednak w pewnym momencie uczynił tak wielki progres, że Bałtyk Koszalin stał się dla niego za ciasny. Potem wszystko już potoczyło się w błyskawicznym tempie.
Koszalin praktycznie w każdej dekadzie miał swojego ambasadora w reprezentacji Polski. W latach 80. Mirosław Okoński czarował swoim dryblingiem. Następnie miasto mogło być dumne z poczynań Grzegorza Lewandowskiego i Mirosława Trzeciaka. Wreszcie nadszedł czas wielu kapitalnych występów Sebastiana Mili, który – tak samo jak Kacper Kozłowski – pierwsze zajęcia treningowe odbył w tamtejszym Bałtyku. Choć koszaliński futbol od wielu lat jest pogrążony w kryzysie i nie zapowiada się na to, by w najbliższym czasie wyszło dla niego słońce, to dzięki sumiennej pracy z młodzieżą, co jakiś czas światu objawiają się duże talenty.
Natomiast nikt nie przypuszczał, że Koszalin doczeka się drugiego w historii najmłodszego reprezentanta Polski. Jeszcze kilka lat temu “Koziołek” przychodził szlifować swoje umiejętności na mocno przestarzałym obiekcie przy ulicy Władysława Andresa, a obecnie, w wieku niespełna 18 lat, znajduje się w ścisłym gronie kandydatów do wyjazdu na mistrzostwa Europy.
*
– Wychowując Kacpra, trudno było prognozować, jak szybko przebije się do świata większej piłki, ponieważ pracowałem z nim w klasach 4-6. Jednak wiedziałem, że takich chłopców jak on już nie ma. A jeżeli są, to można ich policzyć na palcach jednej ręki. Chodzi mi o podejście i zaangażowanie. Wiedziałem za to, że nie przepadnie, bo kocha piłkę. Miłość do futbolu jest kluczem do sukcesu. Trafił też do dobrego środowiska, a to jest niezwykle ważne dla rozwoju młodego gracza. Zaczął trenować z uzdolnioną grupą, z bardzo dobrym rocznikiem 2003 w Pogoni Szczecin. Dobrze, że tam trafił – mówi Łukasz Korszański, szkolny wychowawca Kacpra, obecnie trener zespołu CLJ U-17 Bałtyku Koszalin.
Jakub Husejko, były szkoleniowiec Kacpra, wskazuje na niezwykle ważny aspekt, który spowodował ogromny progres jego wychowanka. Mianowicie: ogromna podatność na wiedzę.
– Szczerze? Stopniowo narastała we mnie myśl, że Kacper może mieć możliwość zrobienia dużej kariery. Byłem zaskoczonym tym, jak jego przygoda z futbolem nabrała rozpędu. Choć spodziewałem się, że przy jego mentalności, jeżeli tylko zostanie dobrze poprowadzony pod kątem piłkarskim, szybko będzie się rozwijał. Moim zdaniem jego dużą zaletą było to, że płynnie przechodził od nowych ćwiczeń, nowych zadań do wprowadzania ich w praktykę. Miał otwarty umysł na wskazówki, na informacje. Potrafił na podstawie własnych błędów wyciągać wnioski. Nie brakowało mu też odwagi, był śmiały. Jego rozwój przebiegał poprawnie, bo był zrównoważony. Wiele chłopaków ma tak, że nagle czynią duży progres, a potem nie są zrobić kroku do przodu. U Kacpra tak nie było. On miał taki potencjał, że ciągle mógł wskakiwać na wyższy poziom – opowiada Husejko.
Lider zespołu, który nie lubił przegrywać
Szkoleniowcy Bałtyku nie chcą przypinać sobie orderów. Bardzo mocno doceniają pracę Pogoni Szczecin, która zapewniła ich wychowankowi kapitalne warunki do rozwoju. To właśnie tam nabrał piłkarskiej ogłady, otrzymał wielką szansę, by tak lekko, wręcz zachwycająco wskoczyć do świata dorosłego futbolu. Niemniej w Koszalinie każdy, kto miał okazję prowadzić Kacpra Kozłowskiego, jest dumny z tego, że mógł dołożyć cegiełkę do jego imponującego rozwoju. Bałtyk od wielu lat kładzie nacisk na szkolenie młodzieży, a więc nie można mówić o przypadku, jeżeli wypuścił w świat tak wielu uzdolnionych graczy. Wcześniej wyruszył stamtąd Wojciech Pawłowski, a oprócz Kozłowskiego w roczniku 2003 trenował z nim Adrian Bukowski – obecnie zawodnik Śląska Wrocław.
– Praktycznie w każdym roczniku mamy utalentowanych chłopców. Takie diamenciki, które trzeba oszlifować. Kapitan reprezentacji Polski U-15 – Mikołaj Tudruj – poszedł do Lecha Poznań i myślę, że to będzie kolejny nasz ambasador w wielkim świecie futbolu. Z kolei w roczniku 2007 jest u nas Adrian Przyborek, także reprezentant Polski, lecz najprawdopodobniej latem pójdzie do Pogoni Szczecin. Jasne, teraz też łatwo mówić z perspektywy czasu, ale takiej perełki jak Kacper nie mieliśmy. Muszę przyznać, że wymienionych wyżej chłopaków przewyższał umiejętnościami, gdy był w ich wieku – z dumą wymienia zawodników Dariusz Płaczkiewicz, dyrektor sportowy klubu.
Dodaje: – Bardzo szybko zaczęło się mówić, że mamy w swoich szeregach wielki talent. Tym talentem był właśnie Kacper. Wraz z Adrianem Bukowskim w roczniku 2002/03 robił furorę. Wygrywaliśmy wówczas mecze ligowe z Pogonią Szczecin. Naprawdę to była przyjemność obserwować, jak ci dwaj chłopcy się rozwijają. Zwłaszcza Kacper. Od razu widać było, że ma tę smykałkę do futbolu. Jest wszechstronnie uzdolniony – mógłby uprawiać praktycznie każdą dyscyplinę sportu i jestem pewien, że też osiągałby sukcesy. Może nie tak wielkie, ale z całą pewnością wyróżniałby się.
*
Kacper był skazany na to, by zostać sportowcem. Swego czasu jego tato reprezentował Gwardię Koszalin i według relacji wielu osób zapowiadał się na niezwykle solidnego napastnika. Jego mama zaś trenowała judo. Pan Kozłowski od samego początku niezwykle skrupulatnie dbał o rozwój syna. Na początku wybór padł na Bałtyk. Jeden z pierwszych nauczycieli piłkarskiego rzemiosła, Jakub Husejko, wspomina, że od samego początku imponował mu charakter podopiecznego.
– Z tego, co pamiętam pierwszy raz miałem styczność z Kacprem tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego – nie wskażę dokładnie daty – i w grupie treningowej nie było wielu zawodników. Wiadomo, wyjazdy na wakacje. Te treningi przybierały formy różnego rodzaju gierek. Kacpra cechowało bardzo silne dążenie do wygrywania. Miał taką osobowość, że chciał za wszelką cenę zwyciężać. I nie ważne, czy była ta gra treningowa, turniej lub mecz ligowy. Miał mentalność urodzonego zwycięzcy. Był też liderem tego zespołu, nie tylko pod względem piłkarskim. Od razu stał się wiodącą postacią drużyny. Owszem, miał dobry dryling, świetnie przyjęcie, ale główną cechą, która wybijała go ponad innych, była ta mentalność.
Kacper swoją wolicjonalnością pobudzał zespół, motywował do działania. Natomiast jego koledzy nie czuli się przy nim nieśmiali lub gorsi. On podczas meczów czy turniejów był maksymalnie zaangażowany w to, co robi. Miał jeden cel – zwycięstwo. Oczywiście dbał też o zespół, tak aby inni koledzy czerpali profity z jego obecności na boisku. Nie zależało mu tak mocno na indywidualnych statuetkach. Liczył się kolektyw. Był pragmatyczny w tym, co robił – opowiada trener Husejko.
*
Inne osoby z klubu również podkreślają, że wyróżniała go osobowość. Mimo że miał bardzo duże umiejętności indywidualne, robił wszystko z korzyścią dla drużyny. – Autentycznie cieszył, gdy wygrywaliśmy. Co najważniejsze zarażał innych chłopaków tą ambicją, wolicjonalnością – tłumaczy Łukasz Korszański.
Szkoleniowiec także zwrócił uwagę na jego ogromną ambicję i zaangażowanie. Mówi, że nie sposób było przejść obojętnie wobec tego, co prezentował sobą młody koszalinianin.
– Pełniłem funkcję trenera uzupełniającego. W szkole byłem wychowawcą Kacpra i w niej także prowadziłem treningi. Na pierwszych zajęciach od razu było widać, że może nam się trafić prawdziwy diament. Są talenty głośne i talenty ciche, które ciężką pracą po latach dochodzą co celu. Kacper należał do tej pierwszej grupy. Generalnie to wszystko stopniowo narastało. Jego wyróżniała ta pasja, przede wszystkim dobry mental, dusza wojownika. Zawsze chciał wygrywać. Nieważne, czy Bałtyk grał z Pogonią, czy 4a grała na 5b, to za każdym razem cofał się do obrony i pierwszy chciał odbierać piłkę. Trudno było nie zauważyć talentu Kacpra – relacjonuje Korszański.
Podwórko i tytaniczna praca na treningach przepisem na sukces
Jeżeli wnikliwie przeanalizujemy początki styczności z piłką wielu reprezentantów Polski, łączy je jeden wspólny mianownik. Otóż szkoleniowcy prawie za każdym razem zaznaczają, jak wielką rolę w kształtowaniu danego zawodnika stanowiła gra na osiedlowym boisku. Nie chodzi wyłącznie o futbol – wszelkiego rodzaju aktywność fizyczna, na przykład zabawa w ganianego, gra w zbijaka – wpływa na zdolność nawiązywania relacji interpersonalnych. Samo zaś uganianie z piłką z silniejszymi wówczas kolegami uczy sprytu i wytrwałości.
Łukasz Korszański: – Może to za duży przykład, ale kiedyś czytałem biografię Michaela Jordana, który rywalizował ze starszym bratem. To w tym przypadku było podobnie. Kacper spędził na podwórku mnóstwo godzin rywalizując ze starszymi zawodnikami, nie tylko w piłkę nożną. Ważny jest wszechstronny rozwój zawodnika i starałem się dopilnować, by chłopcy mieli styczność ze wszystkimi dyscyplinami sportu – siatkówka, piłka ręczna. Kacper uwielbiał grać w koszykówkę. Wprowadzałem elementy gimnastyki. Bardzo dużo ćwiczeń lekkoatletycznych. Generalnie mnóstwo sportu w każdym wydaniu.
No właśnie, a jak wyglądało podejście Kacpra Kozłowskiego do treningów? Czy zdarzało się, że kosztem zajęć, wolał zostać na podwórku, by spędzić czas z kolegami? Trenerzy wspominają, że ich podopieczny nigdy nie szukał wymówek do tego, by opuścić ćwiczenia. Zresztą, czasami musieli nawet stopować go.
Jakub Husejko: – U nas był ten problem, że koledzy Kacpra bardzo często z różnych przyczyn rezygnowali z zajęć. A “Koziołek” zawsze był na treningach. Pamiętam, jak w okresie zimowym organizowałem takie treningi w sobotę i niedzielę na hali. I nieważne, że czasami przychodziło na nie raptem czterech lub pięciu chłopców – Kacper za każdym razem się pojawiał. Co ciekawe, na początku ustawiałem go na prawej stronie – skrzydło, prawa flanka defensywy. Ale jeden z trenerów postanowił wystawić go w środku pola. I rzeczywiście ta decyzja okazała się trafna. W środku pola miał więcej możliwości do rozwoju, a potrafił na małym dystansie zrobić przewagę, miał ten zmysł do gry kombinacyjnej. Też podziwiałem to, jak dobrze odbierał piłkę. Kapitalny timing. Świetnie potrafił wyczuć odpowiedni moment, by przechwycić futbolówkę. Teraz też jest to niezwykle widoczne.
Przełomowe momenty
Kacper Kozłowski na tyle dobrze prezentował się w grupie z jego rocznika, że trenerzy w końcu stwierdzili: czas spróbować, jak będzie sobie radził w starszych kategoriach wiekowych. Może i nie imponował wtedy warunkami fizycznymi, ale grzechem byłoby nie dać mu szansy w rywalizacji z nieco bardziej doświadczonymi kolegami. Nie brylował wzrostem. Bardziej bazował na dynamice, antycypacji i ogromnym zaangażowaniu w każdą fazę spotkania.
Jakub Husejko: – Posiadał umiejętność wyboru między dryblingiem a podaniem. Potrafił prowokować przeciwnika, by ściągnąć na siebie dwóch zawodników i sprytnie dograć piłkę, a czasami był w stanie jednocześnie minąć dwóch graczy. Cechowała go też ten niezwykły zmysł do obserwacji przestrzeni. Ujawnił się to w piątej/szóstej klasie podstawówki.
Łukasz Korszański: – Taką wisienkę na torcie stanowił fakt, że był w stanie rywalizować w starszym roczniku. A to wcześniej nam się nie zdarzało – żeby chłopiec, który chodzi do 4. klasy mógł poradzić sobie z zawodnikami z 6. Przecież to są bardzo duże różnice pod względem fizycznym w tym wieku. Mówię, już wtedy było widać, że dla Kacpra nie bariery, której nie byłby w stanie pokonać.
Trenerzy zdawali sobie sprawę, że kwestią czasu jest to, kiedy będą musieli rozstać się ze swoim talentem. Lider drużyny, który w pojedynkę zapewniał kolejne zwycięstwa w meczach ligowych, nie mógł nie wylądować w notesie skautów i szkoleniowców z najlepszych akademii w całej Polsce. Tym bardziej, że na dużych turniejach z udziałem najsilniejszych młodzieżowych zespołów Kacper prezentował się znakomicie. Byli opiekunowie, gdy zostali zapytani, kiedy nastąpił przełom, odpowiedzieli zgodnie. Piąta i szósta klasa szkoły podstawowej. Zwłaszcza wracają pamięcią do turnieju “Rewalndia 2015” – Bałtyk Koszalin zwyciężył go, pokonując m. in. Pogoń Szczecin czy Lechię Gdańsk.
– Pierwszym takim momentem, gdy w znaczącym stopniu ujawnił się ogromny talent Kacpra, taka powiedziałbym przełomowa chwila, był turniej im. Stanisława Figasa. Wówczas w trudnych momentach brał na siebie ciężar odpowiedzialności za wyniki. To świadczyło o jego dojrzałości piłkarskiej, oczywiście biorąc pod uwagę wiek trampkarza. Drugi wielki triumf na turnieju przytrafił się nam bodajże, kiedy to Kacper był w szóstej klasie podstawówki. Wtedy trenował już ze starszym rocznikiem, przeszedł do grupy prowadzonej przez trenera Pozorskiego. Nowe środowisko oznaczało nowe wyzwania, pozytywny impuls. Musiał rywalizować z chłopakami silniejszymi fizycznie, dlatego też uważam, że uczynił wielki progres. Bałtyk został zaproszony na bardzo silnie obsadzony turniej w Rewalu. A Kacper z Adrianem Bukowskim byli najlepszymi piłkarzami. Wszyscy zachwycali się ich grą. “Koziołek” został królem strzelców. W tym okresie już był namawiany do przejścia w struktury klubów, które mają akademię na najwyższym poziomie organizacyjnym – wspomina Husejko.
Kilka miesięcy później rodzice Kacpra podjęli decyzję, że ich syn będzie kontynuował przygodę z futbolem w grupach młodzieżowych Pogoni Szczecin. Jak się potem okazało, to był rzut w sam środek tarczy.
Czy Koszalin jest dobrym miejscem do rozwoju?
Idąc po klubowych korytarzach, można obejrzeć wiele statuetek i pucharów, a także zdjęć wychowanków, którym udało się wybić i chociaż na moment zaistnieć w polskim futbolu. Zdecydowanie jest to efekt tego, że klub docelowo postawił na szkolenie młodzieży. Przez wiele lat Bałtyk z powodzeniem rywalizował z Pogonią Szczecin w różnych kategoriach wiekowych, co zresztą wielokrotnie podkreślają działacze i trenerzy koszalińskiej drużyny. Jednak od pewnego czasu dwa kluby zaczyna dzielić coraz większy dystans. Niemniej Bałtyk wciąż ma renomę w regionie.
Łukasz Korszański: – Znamy swoje miejsce w szeregu, ale jeszcze kilka lat temu, gdy prowadziłem rocznik 93′, to Pogoń przyjeżdżała do nas i przegrywała mecze. Szybko zaczęliśmy pracę klasach sportowych, pracę systemową u podstaw. Obecnie nie jest nam łatwo. W porównaniu do największym akademii nie mamy aż tak rozwiniętej sieci skautingu. Bazujemy na chłopakach z Koszalina i regionu. Gdy jakiś chłopak mocno się wyróżnia, nie jesteśmy w stanie go zatrzymać. Taki przykład. Z zespołu występującego w CLJ U-15 pięciu zawodników odeszło do Pogoni, do Lecha czy Lechii Gdańsk.
Bałtyk obecnie jest ukierunkowany na to, by jak najlepiej przygotować najzdolniejszych graczy do występów w zespołach, które walczą o największe laury w piłce młodzieżowej.
– Chcemy spełniać marzenia chłopaków. Naszym celem jest sprawić, by mogli pójść dalej i tam kontynuować swój rozwój. Jeżeli mają lepsze warunki ku temu w innych miastach, my pragniemy im pomóc, dokonać wszystkiego co w naszej mocy, by poradzili sobie tam – wskazuje Korszański.
W dodatku w mieście coraz mocniej do głosu zaczyna dochodzić Gwardia, która odbudowała pion sportowy dotyczący szkolenia młodych adeptów futbolu. Wprawdzie wciąż Bałtyk pod względem wyników znajduje się szczebel wyżej, ale ekipie z ul. Fałata niewiele brakuje, by dorównać im. Niestety, problemem jest niedostateczne wsparcie finansowe od miasta i podmiotów prywatnych – ze względu na obecną rzeczywistość coraz trudniej jest pozyskiwać środki pieniężne.
– Na tę chwilę w naszych grupach młodzieżowych trenuje około 400 dzieciaków, tak wiec obok Pogoni Szczecin jesteśmy największym klubem szkolącym młodzież w województwie zachodniopomorskim. Wbrew wszystkiemu nie jest nam trudno zachęcić do młodzież, by u nas zaczynała swoją przygodę z futbolem. W regionie koszalińskim jesteśmy – w mojej opinii i nie tylko – klubem najlepiej szkolącym młodzież. Osiągnęliśmy wiele sukcesów. Rodzice nam ufają. Staramy się ściągnąć do siebie uzdolnionych chłopaków w promieniu 60-70 kilometrów od Koszalina – mówi Dariusz Płaczkiewicz, dyrektor sportowy Bałtyku.
Dodaje: – Natomiast nie mamy też mocy, by utrzymać zawodników wybitnych. Z kolei nie chcemy ich stopować. Mają szansę, niech idą w świat. Zdajemy sobie sprawę, że akademie Lecha czy Pogoni są w stanie więcej im zaoferować.
***
Kacper Kozłowski to najlepszy przykład tego, że trudną pracą, ogromnym zaangażowaniem – jeżeli włoży się w trening całe serce – można pokonać każdą barierę. Oczywiście, że został obdarzony wyjątkowym talentem. Ale trenerzy potrafili umiejętnie pracować z nim, dzięki czemu bez żadnych problemów poradził sobie w grupach młodzieżowych Pogoni Szczecin. Koszalin bez wątpienia stanowi miejsce, gdzie rodzą niesamowicie zdolni piłkarze. Niemniej sztuką jest wnikliwie obserwować ich i zachęcić do wzmożonego wysiłku. Być może za jakiś czas będzie głośno o kolejnych wychowankach koszalińskich klubów.
Piotr Stolarczyk i Mateusz Stelamaszczyk
fot. Kinga Goły, archiwum Łukasza Korszańskiego