Jagiellonia Białystok utworzyła dział skautingu i analiz. To ważna chwila dla podlaskiego klubu, który do tej pory opierał transfery na „kuleszingu”. Na czele nowego działu stanie Gerard Juszczak – do tej pory asystent Bogdana Zająca i Rafała Grzyba, wcześniej reprezentacyjny analityk w sztabie Adama Nawałki, gdzie odpowiadał za monitoring piłkarzy i rozpracowanie rywali, pracujący później też w Koronie Kielce i Lechu Poznań. Jak będzie wyglądał skauting Jagi? Czy to gwarancja mniejszej liczby wpadek transferowych? Opowiada Gerard Juszczak.
Wolałby pan klub, w którym jest 26 zawodników, ale żadnego skauta i analityka, czy klub, który ma 24 piłkarzy, ale też dział skautingu i analityka?
Jeśli mówimy o samej liczbie piłkarzy, na pewno szlibyśmy w tę stronę jakości, a nie liczebności. Tu nawet nie chodzi o Jagiellonię – mówię ogólnie. Natomiast pamiętajmy, że mamy trudne czasy. Możemy sobie założyć, że mamy dwóch zawodników do rywalizacji, ale obecny sezon pokazuje, że to w wielu przypadkach niewystarczająca kadra. My też przeżyliśmy to na sobie. Obecnie trzeba patrzeć też na ilość.
Co do posiadania działu skautingu i analityka – jak najbardziej, to potrzebne. Na zachodzie to trend od wielu lat, sztaby są rozbudowywane, podobnie jak siatki skautingowe, działy analityczne.
Pytam, bo to był główny zarzut trenera Mamrota po zwolnieniu z Jagiellonii – nie miał skautów, nie miał analityków, nie ułatwiało mu to pracy. U nas powiedział wprost, że wolałby mieć dwóch piłkarzy mniej, ale skautów i analityka.
Ten dział jest potrzebny. Nie tylko w Jagiellonii. W wielu klubach są jeszcze namiastki i z czasem będą powstawać takie działy bądź już rodzą się pomysły na nie. Pamiętajmy, jak to funkcjonuje w Polsce – wielu menedżerów dzwoni, podsyła propozycje na adresy mailowe, niekoniecznie są to pierwsze potrzeby klubów. Nasz dział oczywiście będzie filtrował wiadomości od agentów, ale chcemy koncentrować się bardziej na naszych potrzebach. Pierwszy trener decyduje, że chcemy wzmocnić daną pozycję, a my koncentrujemy się na poszukiwaniach zawodnika o wskazanym przez trenera profilu. Nie sugerujemy się tym, kogo nam przysłano. Menedżer może zaproponować dobrego piłkarza, ale w tym momencie może być nam akurat niepotrzebny. Możemy dostać dziesięć CV na pozycję bramkarza, ale po co nam one, skoro go nie potrzebujemy? Priorytetem będą dla nas potrzeby zespołu.
Da się robić na dłuższą metę transfery w taki sposób? W Jagiellonii funkcjonował słynny kuleszing.
Nasz dział nie będzie decydował o transferach. Będziemy tylko wskazywać piłkarzy, którzy według nas są przydatni, będziemy ich rekomendować, natomiast oczywiście decyzyjność będzie na wyższych szczeblach. Jak to wygląda? Absolutnie nie analizujemy wyłącznie na podstawie nadesłanego filmiku. Zdajemy sobie sprawę, że przygotowane filmy nigdy w życiu nie pokażą nam mankamentów danego zawodnika. Są złożone z samych dobrych zachowań, nie zawsze aktualnych. Przyjmując zlecenie na daną pozycję, oglądamy zawodnika w wielu meczach – całe spotkania, nie tylko fragmenty. Patrzymy na zachowania z piłką, ale i bez, by przeanalizować, jak pracuje w systemie. Zwracamy uwagę na przeszłość zawodnika, żeby też nie narazić się na różnego rodzaju niespodzianki.
Nigdy nie jesteśmy w stanie wykluczyć pomyłki w stu procentach, bo jest to niemożliwe. Nikt z nas nie mieszka z danym zawodnikiem – nie wiemy, jak się będzie aklimatyzował, wyglądał w nowym środowisku. Ale staramy się prześwietlać ich wieloma ścieżkami, chociażby filtrując social media. Robimy to wieloetapowo. Jeśli mamy zawodnika na daną pozycję, kilku skautów niezależnie od siebie ogląda go. Raportują, potem porównujemy te raporty, patrzymy, co jest dla nas przydatne. Jeśli ten zawodnik jest po ocenie czterech-pięciu raportów głównych skautów, wtedy albo go rekomendujemy, albo mówimy, że na ten zawodnik nie da zespołowi tego, czego oczekujemy. Wszystko jest wieloetapowe. Pamiętajmy też, że w wielu przypadkach może dojść finalnie obserwacja na żywo, tego też nie wykluczamy.
Do działu skautingu będzie należało też filtrowanie ofert, które wysyłają menedżerowie?
Wyszukujemy to, co chcemy, ale oczywiście nie zamykamy się na zawodników, którzy będą do nas podsyłani. Tylko że są priorytety. W pierwszej kolejności wyszukiwanie zawodników na daną pozycję według naszych potrzeb, a nie zasypywanie przez menedżerów piłkarzami, którym się kończą kontrakty. Wszystkie nadsyłane oferty będą rozpatrywane wolniej. Pamiętajmy, że dział analiz ma co robić tak naprawdę cały czas.
Ten dział to pana inspiracja? Czy to góra wpadła na to, że trzeba mocniej postawić na skauting?
Do tego kierunku zmusiła nas konieczność. Chcemy pozbyć się przypadkowości i błędów transferowych i transferów last minute. Wszystko, co robione na szybko, w ostatnich dniach okienka, nie zawsze daje nam jakość. Wielkim inicjatorem powstania tego działu był pan Piotr Laskowski, który po moim przyjściu do klubu już od razu wspominał, że fajnie byłoby coś takiego założyć. Powoli do tego dążyliśmy. Sprawdzaliśmy, jak to można zrobić najlepiej, jak zbudować struktury. Kilka dni temu opublikowaliśmy ogłoszenie (do działu analiz i skautingu Jagiellonii mogą zgłaszać się wolontariusze – red.). Dzisiaj mamy już około 50 zgłoszeń. Gdy się skończy rekrutacja, będziemy selekcjonować CV, przyglądać się pracy tych ludzi. Zobaczymy, kto będzie aktywny, zmotywowany. Część trafi do ścisłej grupy, która będzie na stałe przy Jagiellonii Białystok. Niektórzy skauci dostają już od nas zadania. Świetnie sobie radzą, jestem pełen optymizmu.
Mamy już grupę skautów, którzy mają bogate CV. Nazwaliśmy ją “grupa speed”. Gdy chcemy wyskautować jakiegoś zawodnika, otrzymują wiadomość i na przestrzeni jednego, maksymalnie dwóch dni, jest u nas raport. Możemy porównywać i działać. To jest ten kierunek. Nie robimy wszystkiego na ostatnią chwilę, ale szybkość jest ważna. Konkurencja nie śpi, a czasami trafiają się fajne informacje, musimy je zbadać.
Jak Jagiellonia robiła wcześniej transfery?
Nie wiem, bo mnie tu nie było. Myślę, że w wielu klubach odbywa się to podobnie. Menedżer wysyła zgłoszenie, wybiera się tych zawodników mniej lub bardziej profesjonalnie. Trenerzy sprawdzają piłkarzy w wolnym czasie, ale generalnie nie mają go za wiele, bo cały czas są przy zespole. Łatwiej obejrzeć jeden pięciominutowy filmik niż dwa spotkania, co zajmuje ponad trzy godziny. Tak to pewnie funkcjonuje w wielu klubach. Ale nie wiem, jak było w Jagiellonii.
Brał pan udział w procesie transferowym w zimowym i letnim oknie?
W zimowym okienku niewiele się działo. Naszą zdobyczą był Bitok, który wczoraj zadebiutował. W letnim okienku funkcjonowaliśmy tak, że ktoś coś zobaczył, ktoś coś powiedział. Na pewno nie było to usystematyzowane. Nie pamiętam, kto dokładnie podejmował decyzje, ale na pewno nie trener, nie asystenci decydowali o transferach zespołu, globalnie podejmowaliśmy decyzje jako cały sztab. Oglądaliśmy wspólnie zawodników, opiniowaliśmy ich. Natomiast trzeba pamiętać, że zawodnik na filmach wygląda zwykle inaczej niż w rzeczywistości i nie wiemy, jak wygląda jego środowisko. Widzimy to na przykładzie Bitoka – sporo czasu potrzebował, żeby się zaaklimatyzować. Ostatnio zagrał pierwszy mecz i uważam, że wypadł całkiem nieźle jak na debiut.
A pan opiniował letnie transfery? Chciałbym zapytać o konkretny przykład – Kris Twardek. Jak wyglądał ten transfer?
Żaden z nas nie opiniował go indywidualnie. Odbywało się na wspólnym oglądaniu kilku trenerów. Nasza opinia była pozytywna. Ten zawodnik zupełnie inaczej wygląda na treningach, ale kilka jego zachowań w ostatnim meczu jest dla nas niezrozumiałe. Będziemy dalej się przyglądać. Natomiast w momencie, gdy był oglądany, opinia całej grupy trenerskiej była pozytywna. Wierzymy, że Kris potrzebuje trochę więcej czasu do pełnej aklimatyzacji.
Jaka skuteczność transferowa to dla pana minimum przyzwoitości?
Najlepiej, żeby to był sto procent!
To wiadomo.
Wiemy, że to jest niemożliwe. Na pewno jak największa. Pamiętajmy, że są różne transfery – są zawodnicy wolni, są tacy, którym się kończy kontrakt, są też bardzo drodzy. Gdy będziemy rekomendować zawodnika, nie mamy gwarancji, że trafi do klubu, bo kluby mogą się nie porozumieć. Chodzi nam o jakościowe transfery – może być tak, że będziemy chcieli pozyskać pięciu zawodników, a z tej piątki będzie stać nas na dwóch, wtedy trzech będziemy musieli zbudować w klubie. Może być tez tak, że sytuacja rynkowa pozwoli nam ściągnąć tylko zawodników do ogrania. Wszystko zależy od ekonomii. My będziemy dążyć do tego, by zawodników rekomendowanych było sporo.
Skuteczność na poziomie 50% – to minimum przyzwoitości?
Dla mnie za mała. Jeżeli na pięciu zawodników trzech-czterech by się sprawdziło, byłbym zadowolony.
Do końca sezonu jest pan nadal asystentem przy pierwszym zespole. A w przyszłym dalej będzie pan w sztabie?
Wiadomo, że praca w takim dziale analizy i skautingu zabiera bardzo dużo czasu. Na chwilę obecną mamy taką potrzebę i pracuję przy pierwszym zespole. Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądała sytuacja ze sztabem szkoleniowym. Dzisiaj nie wiemy, czy będzie nowy trener, czy zostanie Rafał. Trudno mi dywagować. Jestem oczywiście do dyspozycji moich szefów. Jeśli będzie dalej opcja łączenia obowiązków, no to będziemy wspomagani analitykami z naszego pionu. Pamiętajmy, że dział skautingu to nie tylko siedzenie przy laptopie. Mamy wiele różnych pomysłów na finansowanie naszych działań, są rozmowy, trzeba być mobilnym. Jestem jak najbardziej za oglądaniem na żywo, a to też wiąże się z jeżdżeniem, jeśli oczywiście stadiony zostaną otwarte.
Jakim kosztem dla klubu jest taki dział skautingu?
Aktualnie powstajemy, więc trudno mi to jednoznacznie określić.
Jagiellonia określiła jakiś ramy finansowe? Ile dział może wydać?
Aktualnie nie. Mamy czas, żeby się przygotować. Jestem po wstępnych rozmowach z panią prezes. Chcemy oszacować, jak to będzie wyglądało, jaki będzie budżet. Do tego będziemy dobierać liczebność pracowników. Jaki by ten koszt nie był, nie chcę tutaj mówić o cudach, przy każdym dobrym transferze będziemy podkreślać działalność działu skautingu. Bo to będzie znaczyło, że nasze wybory, czas przy laptopie, wyjazdy, wywiady środowiskowe, dają nam pozytyw w postaci zawodnika, który gra w Ekstraklasie. Tego oczekujemy. To dział, na którym nie można oszczędzać, ale wszystko musi mieć sensowne ramy, zwłaszcza finansowe.
Jak duży będzie to dział?
Powiem szczerze, mamy wiele poziomów i pomysłów na tę strukturę. Będziemy mieli skautów-pasjonatów, którzy będą chcieli pracować w terenie, oglądać, przy okazji kibicować Jagiellonii i robić to z pasji tak jak to jest min. w Anglii. Jeśli będą mieli wymagania, których nie będziemy mogli spełnić, niestety nie będziemy współpracować. Natomiast z wszystkimi, którzy będą wykazywać się zaangażowaniem, a dodatkowo ich doświadczenie czy CV będzie na dobrym poziomie i zostaną zweryfikowani, będziemy chcieli współpracować na dłużej. Na pewno będą bonusy i gratyfikacje finansowe. Do tego będziemy dążyć. Pamiętajmy, że dział analiz i skautingu nie może funkcjonować w stu procentach na wolontariacie, bo będzie to trudne.
Ma pan doświadczenia z pracy z wolontariuszami przy klubach? Nie znane są motywacje takich ludzi, czy to nie słomiany zapał, czy ich raporty bedą w ogóle rzetelne. Jak człowiek nie zarabia i jest amatorem, nie musi tego uciągnąć.
W wielkich klubach – Arsenal, PSV, Ajax – wielu ludzi robi to z pasji. I tak chodzą oglądać mecze, więc dla ukochanego klubu są w stanie poświęcić chwilę, żeby napisać dodatkowo raport, a potem ewentualnie zgłosić danego zawodnika. Nikt nie chce, żeby ktoś pisał elaboraty na piętnaście kartek. Na początku zawsze trzeba coś od siebie dać, coś pokazać. Stąd nasza opcja stażu, gdzie będziemy się przyglądać, kto będzie zaangażowany. Jeśli ktoś nie będzie tego lubił, gratyfikacja finansowa również nie będzie dla niego wystarczającą motywacją. Pasja gwarantuje dobry poziom, finanse mogą tylko go wzmocnić. Będzie trudno, ale jak powiedziałem – warunkiem będzie praca w okresie stażowym. Absolutnie nie będziemy nikogo przymuszać – kto będzie chciał być w strukturach, walczyć o swoje marzenia, pozostanie w dziale. Niewielka liczba osób będzie mogła być na wolontariacie, bo wielu skautom będą proponowane różne bonusy. Jeśli ktoś chodzi oglądać mecze, będzie mógł się spełniać, mając w perspektywie pracę w strukturach ekstraklasowego klubu.
Postawicie też na skauting młodzieży. Jak wiele talentów ucieka Jagiellonii? Z jednej strony – to absolutny lider w regionie. Z drugiej – Jaga nie słynie ze szkolenia młodzieży.
Wydaje mi się, że Jagiellonia jest dla młodych na Podlasiu klubem numer jeden. Struktury, które do tej pory proponowaliśmy, były wystarczające. Najlepsi trafiali do Jagiellonii. Teraz, jeżeli będzie to rozszerzone, wydaje się, że każdy wyróżniający się młody piłkarz – nawet z najmniejszego klubu – nie wymknie się nam. Każdego zobaczymy, każdego zaprosimy, by pokazał się na tle zawodników, którzy już trenują w akademii. Natomiast nie zamykamy się tylko na nasz region. Patrzymy też na inne, chociażby na Warszawę. Mając zespół w CLJ, bazę treningową i internat, jesteśmy w stanie zaproponować młodemu adeptowi ciekawą ścieżkę rozwoju. Mamy też trzecioligowe rezerwy w bardzo młodym składzie. Wydaje się, że trzecia liga jest wymarzonym poziomem dla ogrywania młodego zawodnika. Widzimy, że Lech jest w drugiej lidze i mając bardzo dobrą akademię ma problemy z utrzymaniem się. To nasza propozycja rozwoju ścieżki dla młodego zawodnika. Myślę, że wszyscy zawodnicy z Podlasia powinni być Jagiellonii. A wielu osobom, które uda się wypatrzyć w innych częściach kraju, też będziemy mieli co zaproponować.
Kiedy odchodził Bogdan Zając nie miał pan wątpliwości, czy też odejdzie? Zwykle gdy odchodzi pierwszy trener, zabiera też za sobą sztab.
Gdy wiedzieliśmy, że trener będzie odchodził, padła informacja, że postaramy się pracować dalej, chyba że klub będzie miał inne życzenia. Trener powiedział:
– Panowie, pracujcie. Jeśli jest taka opcja, wypełnijcie kontrakt.
Jagiellonia nie musiała szukać trenera na szybko, bo wielkiego zagrożenia w tabeli nie było. Jesteśmy na kontraktach więc nie mogliśmy odejść samemu, porzucić projekt. Po pewnym okresie klub – patrząc na naszą pracę – rozpoczął rozmowy ze mną i trenerem Tkoczem. Ze mną klub doszedł szybciej do porozumienia, z Jarkiem rozmowy się toczą. Nasza rola nie zamyka się w pracy z pierwszym zespołem, ja zostałem wdrożony do stworzenia działu analiz i skautingu. A moja decyzja? Mogę powiedzieć, że gdy trener odchodził, spakowałem kulturalnie walizki i byłem gotowy na to, że za chwilę będziemy wracać w rodzinne strony.
Sztab nawałkowo-zającowy trochę się rozpada. Ale to chyba naturalna kolej rzeczy, że osoby, które wypromowały się przy Adamie Nawałce i reprezentacji, idą swoją drogą.
Każdy z nas prezentuje naprawdę zadowalający poziom. Wiemy, że w pracy seniorskiej najważniejsze są punkty. Nam ich brakowało, stąd nie ma z nami trenera Zająca. Ale to wciąż dobry trener, zdobywający doświadczenie. Widzimy, co się dzieje na karuzeli trenerskiej – są trenerzy z wieloletnim doświadczeniem, którzy z niej spadają. Na pewno Bogdan wyciągnie wnioski z tego, co było i będzie jeszcze lepszym szkoleniowcem. Pracowaliśmy w kilku klubach. Ja po reprezentacji pracowałem w Koronie Kielce, później wyszła opcja Lecha Poznań. Dajemy swoją jakość, ale pamiętajmy, że w seniorskiej pracy wyznacznikiem są punkty, a mamy najdziwniejszy sezon w historii Ekstraklasy. O składzie wielokrotnie nie decyduje trener, a lekarz.
Do tej pory pełnił pan w sztabach rolę analityka. Miał pan styczność ze skautingiem czy te działy piłki są na tyle pokrewne, że przeskok do skautingu nie będzie żadnym przeskokiem?
W wielu klubach łączy się te funkcje. Na przykład Koronie i Lechu byłem przede wszystkim asystentem. W Koronie byłem bardziej odpowiedzialny za analizę, w Lechu trochę mniej, bo tam byli rodzimi analitycy. Oglądało się wielu zawodników. Gdy odchodziłem, Korona była na trzecim miejscu i miała 3 punkty straty do lidera. Wydaje się, że szło to w dobrą stronę. Nie było w Kielcach typowego działu skautingu, więc oceniało się tych zawodników, opiniowało. Lech ma swój dział skautingu, więc tam nie było żadnej ingerencji z naszej strony.
Praca w Koronie przy transferach dobrej recenzji panu chyba nie wystawia, patrząc na skalę pomyłek.
Nie chcę się bronić, ale na pewno nie byłem odpowiedzialny za wszystkie transfery. Jednoznacznie nie można tego oceniać – pamiętajmy o Soriano, który dał sobie radę w ligach zagranicznych, Diawie, który poszedł do Ligue 1. To nie tak, że wszystko nie wypaliło. Pamiętajmy też o młodych zawodnikach, którzy trafiali do akademii, trener Foks penetrował lokalny rynek. Byłem głównie trenerem i analitykiem, a nie skautem, który szalał na rynku w okolicach Kielc i zgarniał wszystkich do grania. Zwłaszcza, że – nie jest to tajemnicą – spory wpływ na transfery miał pierwszy trener.
Jaką konkretnie rolę pełnił pan w reprezentacji Polski?
Byłem jednym z analityków. Działałem przede wszystkim w Polsce. Każdy z nas obserwował co tydzień naszą ligę na żywo. Ocenialiśmy zawodników, ich aktualną formę, przydatność do reprezentacji. Tworzyliśmy ranking piłkarzy na konkretnych pozycjach. Mieliśmy pod obserwacją około 70 zawodników. Były też wyjazdy zagraniczne i kontakt z zawodnikami. Przy zbliżających się imprezach dokonywaliśmy analizy przeciwnika, prognozowania składu.
A propos analizy przeciwnika, spotkałem się z opinią, że za dużo uwagi przed mundialem skupiliście na rozpracowaniu Japonii, podczas gdy okazał się to mecz o pietruszkę. Zgodzi się pan? Tu było za dużo akcentów?
Każdy z zespołów był analizowany tak, jak powinien. Teraz po czasie możemy sobie powiedzieć, że za dużo czasu poświęciliśmy Japonii. Myślę, że to nietrafiona opinia. Jeśli ten mecz by decydował, mówilibyśmy, że było poświęcone wystarczająco dużo czasu. Natomiast my wszystko robiliśmy dużo wcześniej i nie wiedzieliśmy, że mecz z Japonią będzie grany o pietruszkę. Dlatego wydaje mi się, że każdemu zespołowi był poświęcony czas w takim wymiarze, w jakim można było go poświęcić. Były obserwacje na żywo, wideo, analiza poszczególnych zawodników, przygotowanie całego procesu treningowego. Nie możemy sobie nic zarzucić. Patrzymy oczywiście przez pryzmat tego, że nie wyszliśmy z grupy, stąd myślę, że taka opinia.
Puentując – dzięki działowi skautingu i analiz Jagiellonia wkracza w Europę?
Bardzo byśmy chcieli, żeby tak było. Pamiętajmy, że skauting to przede wszystkim proces. Nic nie będzie się działo jak za dotknięciem magicznej różdżki. To nie tak, że dzisiaj mamy Jagiellonię z Prikrylem czy Augustynem, a jutro będzie tu grał Messi czy kto inny. Pracujemy na wielu płaszczyznach – skauting pod pierwszy zespół, pod akademię. Szukanie zawodników, którzy będą mogli wzmocnić pierwszy zespół, to proces, bo nikt z nas nie da gwarancji, jak nowy zawodnik odnajdzie się w nowym środowisku. Chcielibyśmy, żeby za każdym razem było fantastycznie i dobrze, ale jedni się aklimatyzują tydzień, a niektórzy miesiąc. Na pewno jest to dobrze obrany kierunek. Naszym celem naszym jest ograniczenie pomyłek do minimum.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. newspix.pl