3,5 miliarda euro mają mieć do podziału kluby założycielskie Superligi. Za sam udział w fazie grupowej przykładowa Barcelona ma zgarnąć 180 milionów euro. Czyli o około 50 milionów euro więcej niż Bayern Monachium za triumf w zeszłorocznej Lidze Mistrzów. O jakich pieniądzach mówimy w kontekście Superligi?
Oczywiście na dziś to dopiero plany Superligi i przecieki, do których dotarli m.in. dziennikarze “New York Timesa”. Ale jeśli to do nich przeszły pierwszy przecieki o konkretnych planach na utworzenie elitarnej ligi dla wąskiego grona klubów, to wydaje się, że można im też zaufać w kwestii szacunkowych przychodów i podziału zarobionych pieniędzy.
Superliga. Koniec dzielenia się z biedniejszymi
Zacznijmy jednak od tego – ile dziś przychodu generuje Liga Mistrzów? Według danych sprzed roku mówimy o kwocie około 3 miliardów euro. Na przestrzeni dziesięciu lat przychody uzyskiwane przez całe rozgrywki wzrosły ponad trzykrotnie – od 820 mln euro przychodu w 2009 roku. Zatem szacunki co do wpływów generowanych przez Superligę, które mówią o 3,5 miliardach euro wcale nie muszą być tak optymistyczne. Mówimy tu przecież o piętnastu elitarnych klubach Europy (do tego pięć kolejnych, które mają dołączyć do Superligi), które grają tylko między sobą.
Nie ma meczów Dinama z Atalantą. Brak tu zaplątanego Szachtara Donieck w fazie pucharowej. Tylko Real-Barcelona, wyłącznie Liverpool-Juventus, tylko derby Manchesteru. Telewizja zapłaci za to krocie, sponsorzy będą przerzucać się ofertami. Te 3,5 miliarda euro to mogą nie być szacunki optymistyczne, a wręcz niedoszacowane.
Ale jak mają władze Superligi dzielić ten hajs? Tutaj dochodzimy do porównań, które naprawdę dają do myślenia.
Bayern Monachium za zwycięstwo w Lidze Mistrzów w poprzednim sezonie zgarnął około 130 milionów euro. Wlicza się w to tzw. market pool (czyli algorytm, który wyrzuca UEFA ile dany rynek przynosi kasy z praw telewizyjnych) i nagrody za przejście poszczególnych faz. Powtórzmy – 130 milionów euro.
Jak te pieniądze przystają do Superligi?
Superliga. Wielka kasa za sam udział
Według doniesień: sam udział w fazie grupowej Superligi ma dać części klubom 180 milionów euro. Podział nie ma być bowiem równy – sześć klubów założycielskich ma dostawać więcej niż pozostali członkowie TOP15 i zdecydowanie więcej od tej dodatkowej piątki. W zależności od rynku reklamowego i osiąganych wyników – najlepiej zarabiające kluby z Superligi mają zgarnąć 400 milionów euro za sezon.
Czyli ponad trzy razy tyle, ile Bayern zarobił na zwycięstwie w Lidze Mistrzów.
Ponadto – tu znów powołujemy się na źródła “NYT” – te pięć dodatkowych klubów będzie miało marginalny udział przy podziału zysków z rynku reklamowego. Innymi słowy: będą mogły ogrzać się w blasku wielkich, zgarnąć mały kawałek tortu (sam udział w Superlidze będzie dla nich porównywalny finansowo ze zwycięstwem w Lidze Mistrzów), ale nie będą miały przy tym żadnego wpływu na kształt rozgrywek. Będą jak średniej klasy przedsiębiorca, który wybija na bankiet “Najbogatsi Polacy według Fobresa” i zbiera okruchy ze srebrnych tac. A wciąż te okruchy będą lepsze niż normalne dania na lokalnej imprezce.
System wypłat będzie też premiował samą bytność w Superlidze, natomiast osiąganie sukcesów w tychże rozgrywkach nie będzie tak mocno premiowane. Po prostu kwota stała (choć wciąż wyższa niż kwota za zwycięstwo w Lidze Mistrzów – zaznaczmy) będzie bardzo wysoka, a premie pieniężne za przechodzenie kolejny faz będą ledwie ułamkiem tego, co kluby dostaną za samą obecność w tych rozgrywkach. James Corbett z portalu OffThePitch wyliczył: jeśli wygrasz Ligę Mistrzów, to zarobisz 300% tego, co zarobiłbyś za sam awans do fazy grupowej. W Superlidze jeśli ja wygrasz, to zarobisz tylko 30% więcej tego, co za sam udział w fazie grupowej.
A przecież w ogóle nie bierzemy tu pod uwagę tego, że utworzenie Superligi odessie gigantyczne pieniądze z Ligi Mistrzów i pozostałych pucharów europejskich. Tutaj jednak na szacunki jest jeszcze za wcześnie, trzeba poczekać na reakcję rynku reklamowego.