Mieliśmy nadzieję, że po dwóch naprawdę ciekawych spotkaniach w sobotę z Ekstraklasą, liga pójdzie za ciosem i zaliczy hattricka. No bo Wisła za Hyballi ma nigdy nie odpuszczać, bo Warta – jakkolwiek to brzmi – może walczyć o puchary. Nie bawmy się w Huberta Urbańskiego, nie budujmy napięcia. To nie był hattrick, to nie był wielki mecz. Ale Warty nie musi to obchodzić, skoro ekipa Tworka wywiozła trzy punkty z Krakowa.
FRYCOWE? TO WARTA WYSTAWIA RACHUNKI
To jest niesamowite, co ta banda momentami wyprawia. Naprawdę. Ile razy się pisało, że beniaminek musi płacić frycowe, głupio tracić bramki, w końcówkach wypuszczać zwycięstwa? Wiele razy i przecież nie bez powodu, przypomnijcie sobie choćby Raków z tamtego sezonu, który potrafił się zaplątać wielokrotnie. A Warta? Warta takie problemy ma rzadko kiedy. Oczywiście, ktoś może wspomnieć derby Poznania, natomiast tabela i punkty nie kłamią. Gdyby beniaminek gubił się co chwilę, nie walczyłby o czwarte miejsce. A walczy.
Dzisiaj zobaczyliśmy dość typową Wartę. W pierwszej połowie nie grała niczego wielkiego, raczej wyczekiwała, chciała zobaczyć, co rywal może zaproponować i w jakiej jest dyspozycji. Sama nie pchała się do przodu, a jak już to zrobiła – skończyło się na kapiszonie, kiedy Zrelak po dobrym zagraniu od Baku fatalnie skiksował w polu karnym.
Natomiast obserwując to, co się działo z Wisłą, goście absolutnie nie musieli się bać. Ekipa Hybalii znów była dość wybiegana, chciała agresywnie pressować i grać szybko, ale „chcieć” a „móc” – jest zasadnicza różnica. I Wisła po prostu nie potrafiła, no bo z czego ją zapamiętamy? Tak jak Warta nie oddała żadnego celnego strzału, dwukrotnie spróbował Kuveljić – raz bardzo niecelnie, raz lepiej, ale wciąż niecelnie – w końcówce nie trafił jeszcze sytuacyjnie Szot i tyle.
Jednak to jest ta różnica – kiedy Warta po przerwie wrzuciła wyższy bieg, Wisła też mocowała się ze skrzynią biegu, ale zapału wystarczyło na dość krótko. Burliga nawinął Kuzdrę, ale jego uderzenie odbił Lis (poznański). Z drugiej strony po uderzeniu z dystansu i rykoszecie musiał sobie poradzić Lis (krakowski). Z dobrą kontrą miał okazję wyjść Savić, ale zatracił się w dryblingu i nawet nie oddał strzału.
BEZBARWNA WISŁA
Wydawało się więc – dadzą sobie po razie i zaraz znów wrócą do bazy. Tyle że Warta bardziej na taki scenariusz nie miała ochoty. I nie podłamało jej to, że kontra trzy na trzy nie zakończyła się choćby uderzeniem, tylko niecelnym podaniem. Że strzał Zrelaka z ostrego kąta odbił Lis, a i tak był spalony. Goście czuli, że tutaj wciąż jest do ugrania cała pula. Mamy wrażenie, że Wisła aż takiej chcicy nie miała.
No i pewnie między innymi dlatego stanęło na 1:0 dla gości. Fajnie środkiem urwał się Czyżycki, wypatrzył Kuzimskiego w polu karnym, a ten strzałem w długi róg pokonał bramkarza. Mógł czuć pewną złość Kuzimski, że zaczął to spotkanie z ławki rezerwowych, ale odpowiedział najlepiej, jak mógł. Niby długo niewidoczny, niby wydawało się – słaba zmiana, a tu proszę. Doszedł do konkretnej sytuacji i od razu strzelił, z czym Zrelak miał kłopoty.
Poza tym warto podkreślić, że Warta mogła wygrać i 2:0, jednak dobrą kontrę spartaczył Rodriguez, kiedy uderzał w przeciętny sposób z pola karnego, a spokojnie mógł posłać piłkę do pustaka do Baku.
Wisła? Sorry, nie przekonywała nas. Najbardziej urzekła nas sytuacja, w której Forbes wpadł w pole karne i chciał wywalczyć rzut karny. Przewracając się, zagarnął piłkę ręką, by futbolówka nie opuściła boiska. Kuriozalne, ale trochę pokazujące bezradność tej ekipy – oddali dwa celne strzały przy sześciu Warty! U siebie! To chyba nie tak miało wyglądać.
I teraz spójrzmy w tabelę. Warta ma 36 punktów, traci do Lechii i Piasta po dwa oczka. To wciąż brzmi surrealistycznie, że ekipa Tworka mogłaby gdańszczan i gliwiczan wyprzedzić. Ale cóż, w ostatnim czasie poznaniacy niejednokrotnie udowadniali nam, że dla nich niemożliwe nie istnieje. Pamiętajmy – nasz futbol jest w gruncie rzeczy dość śmiesznie i łatwo mu wiele rzeczy wytknąć. Jak do tej pory Warta śmieję się z niego do rozpuku i absolutnie nie można jej skreślać przed finiszem rozgrywek.
Fot. Newspix