Po piątkowym meczu Zawiszy Mariusz Rumak wywiesił białą flagę i publicznie podpisał akt kapitulacji. Stwierdził, że z zawodnikami, którzy aktualnie są w klubie, on nie jest w stanie utrzymać Ekstraklasy. Wyjścia podał dwa – zmiana trenera lub zmiana zawodników. Trzeciej drogi po prostu nie ma. To nie nasza interpretacja bydgoskiego kryzysu, tylko rumakowa. Powiedział to wprost: oni albo ja.
Jeśli dobrze rozumiemy, Rumak został zatrudniony w Zawiszy, by pracować z konkretnymi piłkarzami i zrealizować mało wygórowany cel, jakim jest utrzymanie. Napisaliśmy, że cel mało wygórowany, bo przecież personalnie ekipa nie taka znowu najgorsza: Drygas, Masłowski, Goulon, Wójcicki, Geworgian, Carlos, Ziajka, Sandomierski, Micael… Nie jest to ligowy dream-team, ale nie są to największe pierdoły, jakie widział ten kraj. Kilka meczów ci zawodnicy wygrali, nawet Puchar Polski zdobyli. Dobry trener – a za takiego Rumak na pewno się uważał – nie powinien ich skreślać.
Tyle że najwidoczniej pan Mariusz jest w kropce. Aktualnie już sam w siebie nie wierzy. Odkąd objął drużynę, wygrał zaledwie jeden z jedenastu meczów. Dokładny bilans to 1 zwycięstwo, 3 remisy i 7 porażek. Znamy tylko jedną osobę, po której takie niepowodzenie spłynęłoby jak po kaczce – jest to Wojciech Stawowy, który po prostu przy pierwszej nadarzającej się okazji zapowiedziałby awans do Ligi Mistrzów. I to się nawet chwali, że Rumak – którego niegdyś podejrzewaliśmy o podobne zapędy – zszedł na ziemię.
Ale jednak ziemia ziemią, a ostatnim publicznym wyznaniem nie wystawił sobie najlepszej recenzji. Przekaz Rumaka: ja tu nie dam rady.
Oczywiście można zatrudnić nowych piłkarzy, może jest to nawet zasadne, bo z tymi zawodnikami w 2014 roku mecze ligowe przegrywał i Tarasiewicz, i Paixao, i Rumak. Jednak pozostaje dość spora wątpliwość: na jakiej podstawie wierzyć, że nowi zawodnicy pod wodzą Rumaka będą grać lepiej? Czy istnieje chociaż jeden zawodnik Zawiszy, którego ten trener przez ostatnie miesiące pracy (1 września zameldował się w Bydgoszczy) po prostu postawił na nogi? Czy którykolwiek zrobił znaczący postęp?
Wyobraźmy sobie nauczyciela matematyki, który na wywiadówce informuje rodziców, że nie ma możliwości, by ich dzieci czegoś się nauczyły i przeszły do następnej klasy. Żeby jednak szkoła funkcjonowała jak trzeba i spełniała swoją rolę, trzeba wymienić dzieci – na takie, które całą wiedzę już mają lub są w stanie ją błyskawicznie przyswoić. Dopiero wtedy nauczyciel będzie mógł zagwarantować, że wszyscy opanują materiał i w efekcie uzyskają promocję do następnej klasy.
W normalnym świecie taki nauczyciel momentalnie straciłby pracę. Skoro nie jest w stanie skutecznie wykonywać swojego zawodu, trzeba zastąpić go kimś, kto to potrafi. Tak samo jest z trenerem, który – jak sama nazwa wskazuje – jest od tego, by trenować. I, poprzez ten trening, podnosić umiejętności poszczególnych zawodników. A jeśli tego nie umie, to powinien zmienić pracę, a może nawet i branżę.
Wymiana piłkarzy – w porządku, może tak, nie będziemy ich bronić. Natomiast chyba jednak na dzień dobry zmiana trenera, który jeszcze przed końcem rundy jesiennej – jakby nie mógł się wstrzymać chociaż o tydzień – załamał się i ogłosił: nic tu po mnie.
Fot. FotoPyK