Lechia Gdańsk działa coraz szerzej. Po ściągnięciu 150 względnie młodych i względnie perspektywicznych zawodników z całego świata, jeszcze rozszerzyła swój obszar poszukiwań. Tym razem zagięła parol na Tomasza Lisowskiego, czyli gościa tuż przed 30-tką, który przez ostatnie dwa lata rozegrał zaledwie jedenaście spotkań na poziomie Ekstraklasy. Jak poinformował sport.pl, były zawodnik Pogoni właśnie rozpoczął tygodniowe testy w Gdańsku.
Jakiś postęp jednak w gabinetach Lechii obserwujemy, bo Lisowski nie dostał od razu kontraktu, ale musi wcześniej udowodnić swoją przydatność do drużyny. Pewnie łatwo nie będzie, bo po poważnej kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych nie potrafił przekonać do siebie trenerów ani w Kielcach, ani w Szczecinie. W Gdańsku jednak poprzeczka nie powinna być zawieszona dużo wyżej – tak przynajmniej wynika z ligowej tabeli. Pocieszający wydaje się też fakt, że w poprzednich klubach kością niezgody okazały się wysokie zarobki Lisowskiego. Gdzie, jak gdzie, ale w Lechii pieniędzy na kolejny kontrakt raczej nie powinno zabraknąć.
Zatrzymajmy się jeszcze na moment przy najnowszym dorobku Lisowskiego. W bieżącym sezonie w barwach Pogoni rozegrał zaledwie dwa mecze, na co złożyły się 22 minuty z przegranego starcia z Górnikiem Łęczna i 90 minut z przegranego starcia z Jagiellonią. W tym w gruncie rzeczy krótkim czasie Pogoń straciła aż sześć goli. Fakty są więc dla Tomka bezlitosne, bo kiedy przebywał na boisku, drużyna traciła gole średnio co 18 minut gry, a kiedy oglądał mecz w pozycji siedzącej, co 75 minut. Czyli ponad cztery razy rzadziej.
Dziś Lisowski – przynajmniej w zamyśle – ma pomóc Lechii w walce o utrzymanie. Wymowne, że jeszcze przed sezonem zarówno pozycja w tabeli, jak i zainteresowanie tego typu piłkarzem, wydawałoby się zupełnie niedorzeczne. Dziś nie zdziwilibyśmy się, gdyby Lisowski naprawdę podpisał kontrakt z klubem oraz okazał się realnym wzmocnieniem drużyny. Byłemu zawodnikowi Pogoni w ostatnich czasach się nie wiodło się najlepiej, ale i tak nie zniżył się do poziomu, jaki w rundzie jesiennej prezentuje Leković.
Fot. FotoPyK