Zapowiadało się przednio. No i nie zawiedliśmy się. To był kawał dobrego futbolu. Choć gdyby paryżanie byli bardziej skuteczni, to już w pierwszej połowie skończyłyby się emocje. Ale na całe szczęście spotkanie do samego końca trzymało nas w napięciu. Może i nie zobaczyliśmy wielu bramek. Tylko że to nie jest aż tak bardzo istotne. Kolejny raz Bayern i PSG zaprosiły nas na spektakl.
Futbol często jest niesprawiedliwy i niewymierny. Futbol jest przewrotny. I trudno z tym polemizować. Przecież Bawarczycy powinni schodzić z na przerwę z bagażem co najmniej dwóch straconych bramek. A to i tak byłby najłagodniejszy wymiar kary. To niesamowite, że paryżanie zmarnowali aż tyle dogodnych szans. Na dobrą sprawę, gdyby wykorzystali chociaż z połowę okazji, spokojnie można byłoby napisać, że zagrali perfekcyjną pierwszą odsłonę. A jednak wpakowali się w kłopoty i musieli drżeć do samego końca o szczęśliwy wynik w kontekście dwumeczu. To było niezwykłe widowisko.
Niewykorzystane szanse Neymara
Bayern od razu ruszył do przodu. Podopieczni Hansiego Flicka zakładali wysoki pressing, nawet pod szesnastką gospodarzy. Co na to PSG? Z największym spokojem wychodzili spod niego, jakby to był trening albo spotkanie sparingowe. Zwłaszcza imponujące i widowiskowe były akcje trzech muszkieterów Maurico Pochettino: Angela Di Marii, Kyliana Mbappe i Neymara. Fantastyczna współpraca. Szybkie wymiany prostopadłych podań, wyjście na pozycje. Wszystko idealnie, w tempo.
Mbappe raz po raz urywał się obrońcom i ile dała fabryka kierował się w stronę pola karnego Bawarczyków. Już na początku spotkania mógł przybliżyć swój zespół do awansu. Jednak najbardziej ma czego żałować Neymar. I tu pojawia się zasadniczy problem – jak ocenić występ Brazylijczyka? Jeżeli chodzi o operowanie futbolówką, wymienność podań z innymi graczami ofensywnymi to był pokaz maestrii. Nie brakowało mu luzu, finezji i najwyższej noty elementów artystycznych. Natomiast spokojnie mógł mieć na koncie hat-tricka i to nie jest naciągana teza. Pierwsza szansa – trafił w Neuera. Druga – golkiper Bayernu końcówkami placów zbił piłkę na słupek. Następnie kapitalnie dokręcił strzał, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Za chwilę w sytuacji sam na sam trafił w słupek.
Pech? Czy może brak zimnej krwi podczas finalizacji akcji?
Nagły zwrot akcji
Bayern kilkukrotnie wracał z dalekiej podróży. W ofensywie nie był w stanie zaskoczyć gospodarzy. Znowu zawodzili skrzydłowi. Jedynym pomysłem na sforsowanie szyków defensywnych paryżan były dośrodkowania z bocznej strefy lub z głębi pola. Tylko że nic z nich nie wynikało. W pewnym momencie już nawet Thomas Mueller rozkładał ręce z bezradności, po tym, jak kolejny raz nikt nie był w stanie opanować piłki w szesnastce rywala. Z kolei w tyłach jeden wielki pożar.
Ale monachijczycy mieli dziś w swoich szeregach cichego bohatera – Manuela Neuera. Trzykrotnie zatrzymał Neymara, a chwilę po jego interwencji – tuż przed przerwą – w Parku Książat wydarzyło się coś nieoczekiwanego. David Alaba otrzymał świetne od Joshuy Kimmicha, huknął z całej siły w Keylora Navasa, który wybił piłkę przed siebie, ale dopadł do niej Eric Maxim Choupo-Moting i skierował ją do bramki. Tak, kolejny raz ukłuł swój były klub. Po prostu niebywałe. Raz, że ekipa z Monachium wyszła z tarapatów, to na dodatek jeszcze zyskała na drugą odsłonę dodatkowe paliwo i to dzięki zawodnikowi, który stanowi kogoś w rodzaju zapchajdziury.
Limit szczęścia wyczerpał się w pierwszej odsłonie
Po przerwie Bayern z rozmachem atakował na bramkę strzeżoną przez Navasa. Już na pełnym ryzyku. To było trochę zabawa z ogniem, bo mogli przecież nadziać się na kontrę paryżan. Jednak gospodarze nie byli w stanie wykorzystać hektarów wolnej przestrzeni. A Bawarczycy wydawało się, że są coraz bliżej upragnionego gola. Co chwilę kotłowało się w polu karnym PSG. Z tym że brakowało skutecznego zamknięcia akcji, albo Navas stał na posterunku. Niby z pozoru akcje wyglądały poprawnie. Wszystko zrobione tak, jak trzeba. Ale gdy przyszło postawić stempel, monachijczyków dopadała niemoc. Owszem, można teraz się zastanawiać, co by było, gdyby grał Lewandowski. Niemniej Bayern miał swoje szanse i nawet bez obecności Polaka mógł przedostać się dalej.
Największym rozczarowaniem jest postawa skrzydłowych. Kingsley Coman był strasznie nieefektywny, miotał się na boisku. Leroy Sane w końcówce miał na nodze piłkę meczową. Bayern zepchnął gospodarzy do głębokiej defensywy . Finalnie nie przyniosło to żadnego efektu. Hansi Flick też miał ograniczone pole manewru. Ławka rezerwowych niezwykle uboga. Wymowne, że Choupo-Motinga zmieniał Javi Martinez, a jednym zawodnikiem, który mógł cokolwiek wnieść do gry ofensywnej był Jamal Musiala.
Do półfinału awansowało PSG. Czy z ręką na sercu możemy powiedzieć, że na to zasłużyło? Nie. Pewne jest jednak, że ten dwumecz przyniósł nam najlepszą możliwą piłkarską rozrywkę. I to z obu stron.
Paris Saint-Germain – Bayern Monachium 0:1 (0:1)
E. Choupo-Moting 40′
fot. Newspix