– Po wygranym 4:0 meczu z Osnabruckiem, zwieńczonym dwoma golami i asystą, trener Meyer powiedział mi, że nie widzi wyjściowego składu beze mnie. Wróciłem na właściwy tor. I dobrze. Ja spokojny. Żona spokojna. Dziecko spokojne. Rodzice spokojni. Wszystko jest super. Przyjechałem do domu z potrójnym uśmiechem. O to chodziło! – mówił Martin Kobylański, pomocnik Eintrachtu Brunszwik, w programie Bundestalk na antenie Kanału Sportowego. Zapraszamy do wersji tekstowej tej rozmowy.
Jak to jest z tym Martinem Kobylańskim? Kiedy masz swój dzień, masz swój mecz, to dzieją się rzeczy wielkie, ale jest to bardzo nieregularne. W tym sezonie 2. Bundesligi masz cztery bramki i trzy asysty. Satysfakcjonuje cię to?
Chcę strzelać i asystować częściej, ale nasza gra nie jest najlepsza, więc trzeba cieszyć się z tego, co się ma. Jako beniaminek nie mamy najłatwiej, nie dominujemy, gramy wiele długich piłek. W ostatnich miesiącach trener zdecydował, że będziemy grali defensywnie. Nie wychodziłem w pierwszym składzie, dostawałem epizody. Teraz wróciłem do występów od pierwszej minuty. Mogłem pokazać, że jednak muszę grać, żebyśmy regularnie wygrywali i żebym dawał drużynie coś ekstra w ofensywie. Cieszę się, że mecz z Osnabruck tak wyszedł – strzeliłem dwa gole, zaliczyłem asystę, wygraliśmy 4:0. Po wszystkim trener Daniel Meyer powiedział mi, że nie widzi wyjściowego składu beze mnie. Wróciłem na właściwy tor.
To były twoje pierwsze gole od 31 października 2020 roku. To musi być podrażniona ambicja kapitana.
Niejedne dyskusje pojawiały się w szatni, niejedne u dyrektora sportowego…
Cytuj.
Nie, nie, nie. Tak mnie nie weźmiecie, nie umieją po polsku, ale jeszcze kogoś sobie znajdą i przetłumaczą! Sytuacja naprawdę ciężka. Żona ze mną to wszystko przeżywała. Kiedy przegrywasz mecze, grając zaledwie parę minut i przyjeżdżasz do domu, nie jest łatwo odstawić problemy boiskowe i skupić się na życiu codziennym. Ostatnie miesiące nie były dla mnie udane, ale dobrze przez to przeszedłem. Dużo ćwiczyłem na siłowni, poprawiałem swoją motorykę, budowałem się fizycznie, czekając na dzień X, w którym chciałem wrócić i pokazać swoją wartość. Przyszedł dzień meczu z Osnabruck i stało się.
Co ciekawe, trener Meyer wcześniej był dwa tygodnie na kwarantannie. To był jego dzień powrotu. Pokazałem mu podwójnie, że prezentuję się dobrze i na treningach, i w meczach. I że zawsze może na mnie liczyć.
Twoje statystyki, w stosunku do rozegranych minut, wypadają bardzo przyzwoicie. Nick Proschwitz – siedem bramek, trzy asysty. Fabio Kaufmann – cztery bramki, cztery asysty. Martin Kobylański – cztery bramki, trzy asysty. Trzecie miejsce w klubowej klasyfikacji kanadyjskiej.
Trener częściej próbuje grać na trzech typowo środkowych pomocników, a nie dwóch środkowych i jednego ofensywnego. Na mojej pozycji grał Felix Kroos, czyli zawodnik, którzy ma na koncie sporo meczów w 1. i 2. Bundeslidze. Musiałem to zaakceptować. Jako kapitan drużyny nie mogę dzwonić po gazetach i złorzeczyć. Źle gadać. Muszę takie rzeczy przyjmować z klasą. Starałem się wszystko analizować. Sporo gadałem z tatą, sporo z menadżerem. Przygotowywałem się na powrót, tak jak mówiłem. Moje liczby, w porównaniu do poprzedniego sezonu, wypadają blado, ale patrząc szerzej: nie jest to mało. Trzeba umieć wyciągać pozytywne rzeczy. Wiecie, jak teraz jest. Przydałoby się w kolejnym meczu strzelić ze dwie bramki i już do końca sezonu utrzymać się w pierwszym składzie.
Dobrze, że przejąłeś trochę genów po mamie, bo gdybyś był jak tata, to mogłoby być nerwowo w rozmowach z trenerem i z władzami Eintrachtu Brunszwik, kiedy nie grałeś zbyt często przez ostatnie miesiące.
Przeważnie jak rozmawiam z tatą, to mama stoi gdzieś za nim albo obok niego, żeby czuwać nad wszystkim, bo jednak obaj mamy charakterki. Ale prawda, prawda, większość temperamentu przejąłem od mamy. Tata jest impulsywny, nerwowy, emocjonalny i inaczej na pewne rzeczy reagował.
Uciekliście ze strefy spadkowej.
Ostatnie mecze w naszym wykonaniu nie były najgorsze. Z St. Pauli w ostatnim tygodniu mieliśmy problemy, ale to najlepszy zespół 2. Bundesligi na wiosnę. Zebrali kozacką ekipę. Gadałem o tym z Adamem Dźwigałą, paru innych chłopaków znam, robią tam fajny projekt, dużo się zmieniło. Patrząc na tabelę, to zwycięstwo z Osnabruckiem jest niezwykle ważne. Nastrzelaliśmy bramek, poprawiliśmy bilans. Teraz czeka nas seria meczów. Jesteśmy dobrze nastawieni, jak złapiemy parę zwycięstw, będziemy jeszcze bliżej utrzymania.
Czujesz nerwowość w klubie? Nie ma komfortu i bezpieczeństwa w tej walce o utrzymanie.
Czuć w klubie, że jest presja, że nie jest łatwo. Żyjemy w czasach pandemii, nikt nie wie, ile dostaniemy pieniędzy po utrzymaniu, a już kompletnie nikt nie wie, ile jeśli przypadnie Eintrachtowi, jeśli – nie daj Boże – nie uda się zostać w 2. Bundeslidze. Często dyrektor sportowy przychodzi do szatni, wchodzi w rozmowy z piłkarzami, bo każdy się boi, każdy się obawia. Władze przyjęły taką strategię, że dużo się z nami rozmawia, wszyscy nas budują, żebyśmy grali na poziomie meczu z Osnabruckiem.
Twoja umowa z Eintrachtem Brunszwik dalej będzie obowiązywała w przypadku ewentualnego spadku?
Dalej będę miał ważny kontrakt, bo awansowałem z Eintrachtem z trzeciej do drugiej ligi. Pozostał mi jeszcze rok umowy. Obojętnie, czy na drugim czy na trzecim poziomie rozgrywkowym. Mój cel się nie zmienia. Jest nim Bundesliga, ale z 2. Bundesligi też trzeba się cieszyć. Chcę grać z Eintrachtem Brunszwik na zapleczu elity. Muszę dać z siebie wszystko, żeby utrzymać się w takim stylu, jak rok temu do tej ligi awansowaliśmy.
Skoro śledzisz Bundesligę, to kto tam robi na tobie największe wrażenie?
Eintracht Frankfurt i Filip Kostić. Jest tam też Andre Silva. Świetną robotę robią. Co oni wyprawiają, to naprawdę chapeau bas. Fajnie ich się ogląda. Nie myślą za dużo, tylko znają swoją wartość i grają w piłkę. Imponuje mi to. Dużo oglądam też Werder Brema, bo znam wielu zawodników stamtąd, ale im to akurat aktualnie nie idzie.
Dobra, to to już wiemy. U ciebie, jak rozumiemy, po bramkach i asystach w domu już spokojniej?
Ja spokojny. Żona spokojna. Dziecko spokojne. Rodzice spokojni. Wszystko jest super. Przyjechałem do domu z potrójnym uśmiechem. O to chodziło!
ROZMAWIAŁ MATEUSZ BOREK
Fot. Newspix