Mieliśmy jakieś nadzieje i oczekiwania względem meczu Arki z Piastem, bo jednak od półfinału Pucharu Polski można wymagać jakości, niezłego widowiska, ale tak – zgadliście. Nic takiego nie dostaliśmy, oglądało się to ciężko, co gorsza przez 120 minut. Dla postronnych kibiców: droga przez mękę. Tylko czy w Gdyni musi to kogoś obchodzić? Absolutnie nie. Arka właśnie awansowała do finału! I brawo dla niej.
A Piast niech sobie pluje w brodę. Niech ma świadomość, jak źle dzisiaj zagrał. W końcu jest ekstraklasowiczem, a Arka pierwszoligowcem i wypadałoby tę różnicę na boisku pokazać. I okej, może goście mieli nieco większą kulturę gry, bardziej prowadzili w tym kuriozalnym tańcu, ale to wszystko zdecydowanie za mało. Momentami bolały zęby.
PIAST JEST SAM SOBIE WINNY
Wynotowaliśmy sobie trzy momenty, które dobrze obrazują dzisiejszą dyspozycję ekipy Fornalika:
- Patryk Sokołowski idzie w drybling przed polem karnym Arki, ale przewraca się na piłce.
- Piast przejmuje na 30. metrze, ma szansę i kontrę trzech na trzech, natomiast wyprowadza ją w takim tempie, że w ciągu 10 sekund traci futbolówkę. Nie oddaje strzału.
- Czerwiński chce przerzucić na 20 metrów, ale przerzuca do bandy (banda nie grała z Piastem, była neutralna).
Może nie są to kluczowe momenty tego spotkania i nie zobaczycie ich w skrócie, ale taka pigułka fajnie pokazuje czym był dzisiaj Piast. Drużyną cholernie przeciętną, grającą bez większego pomysłu i jakości.
A jak już się udało dostać do pola karnego Arki, to absolutnie brakowało skuteczności. W pierwszej połowie piłkę z linii bramkowej po zamieszaniu wybijał Danch. Później Czerwiński szczupakiem z siódmego metra nie trafił w bramkę. W drugiej zza zasłony w postaci Marcjanika strzelał Świerczok, ale dobrze zachował się Krzepisz, który obronił uderzenie w krótki róg. No i koniec meczu, kiedy… Kiedy, cholera wie, co zrobił Winciersz.
Badia obsłużył go naprawdę idealnym podaniem, wystarczyło dostawić szuflę z trzech metrów. Nie ma dogrywki, nerwów i tak dalej. Ale nie – Winciersz nawet nie trafił w piłkę. Ach, dajcie spokój, tak się można starać o angaż w finale pucharu wojewody, a nie jednak tutaj.
ARKA ZASŁUŻYŁA NA AWANS
Arka? Widziała, że rywal jest w dyskusyjnej formie i rozgrywała ten mecz naprawdę rozsądnie. Mimo tych kilku okazji dla Piasta była poukładana w tyłach i nie pozwoliła się rozstrzelać Świerczokowi, a przecież wiemy na przykładzie Ekstraklasy, że chłopak to potrafi. Pewnie, parę razy defensywa zaspała i ratować musiał Krzepisz, ale też od tego jest bramkarz, by bronić. I dzisiaj 21-latkowi trzeba wystawić dobrą notę.
Po drugie gospodarze też mieli swoje wypady na terytorium Piasta. Być może nawet trzeba napisać, że Danch powinien zdobyć gola w pierwszej połowie, ale po strzale kolegi i delikatnym rykoszecie zabrakło mu refleksu, by dostawić stopę. Z dystansu spróbował Deja, ale dobrze bronił Plach. Sporo wniosła też zmiana Da Silvy, miał on swoją okazję, ale z uderzeniem z ostrego kąta też poradził sobie Słowak i chyba jednak zmiennik powinien poszukać ustawionego na długim słupku Rosołka.
Nie wpadało więc gdynianom, ale też wysyłali ważne sygnały. Słuchajcie, nie możecie do nas podejść ofensywniej, bo odgryziemy się kontrą. Gdyby Arka broniła się rozpaczliwie, może Piast grałby lepiej i odważniej z przodu. A tak musiał szukać balansu między obroną a ofensywą. Nie znalazł.
Tak czuliśmy, że w tym meczu może dojść do karnych i rzeczywiście doszło. Rozsądek podpowiadał – jednak Piast, skoro ma w bramce Placha, niedoświadczony Krzepisz chyba nie pomoże. Guzik! Chłopak pomógł już przy trzeciej próbie, kiedy wybronił uderzenie Rymaniaka. To jeszcze nie przełożyło się na przewagę, gdyż zaraz nie trafił Rosołek, ale w następnej kolejce zaczęło się show Chrapka.
„Show”, oczywiście.
Chrapek drobił, jakby miał zaraz znieść jajko. Gdy widzimy taki nabieg, pojawia się myśl – albo będzie bardzo pewnie, albo będzie sporo śmiechu. No i Chrapkowi bliżej do drugiego scenariusza. Trafił w poprzeczkę. Jeszcze jakby podchodził do tej piłki normalnie i nawet nie trafił, nie zwracałoby to takiej uwagi. Ale ten nabieg… Komedia.
Arka odpowiedziała celnymi strzałami Memicia i Da Silvy, przedzielone trafienie Żyry nie miało już znaczenia. ARKA AWANSOWAŁA DO FINAŁU.
Gdynianie wracają tam po dwóch sezonach nieobecności. Nie są skazani na porażkę. Jeśli Raków albo Cracovia tak pomyśli, to skończy jak Piast dzisiaj albo Lech na Narodowym.
Arka Gdynia – Piast Gliwice 0:0 (4:3k.)
Fot. Newspix