Reklama

Sąd stwierdził – Przesmyckiego można krytykować. Początek kruszenia betonu?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

07 kwietnia 2021, 18:28 • 4 min czytania 39 komentarzy

Zbigniew Przesmycki przegrał w sądzie z Jarosławem Rynkiewiczem. Mogliście o tym nie słyszeć, bo sprawa nie była jakoś nośna w mediach. Natomiast uważamy, że warto o tym napisać. Bo sąd niejako przyznał, że Przesmyckiego można krytykować. I słowa Rynkiewicza “pan przewodniczący Przesmycki podejmuje decyzje jednoosobowo i uważa, że jest nieomylny” nie są nieprawdą.

Sąd stwierdził – Przesmyckiego można krytykować. Początek kruszenia betonu?

Kim jest w ogóle Jarosław Rynkiewicz? Ci kibice, którzy mają pamięć do nazwisk i śledzili Ekstraklasę, mogą kojarzyć go z kilkunastu poprowadzonych meczów na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Ot, jeden z sędziów, którzy z setek/tysięcy arbitrów dobili na szczyt tej piramidy. Rynkiewicz jednak szybko z Ekstraklasy zniknął.

Nie dlatego, że sędziował źle. Nie odwalał cyrków, nie popełniał jakichś wielkich baboli. Normalnie sędziował – może raz czy drugi gwizdnął faul, którego pewnie gwizdnąć nie powinien. Ale to nie tak, że sędziował na tyle słabo, by z Ekstraklasy zniknąć. Ale zniknął. Decyzją Przesmyckiego.

To znaczy: teoretycznie w Ekstraklasie działa system “triple-checking”. Czyli sędziego ocenia obserwator na meczu, obserwator przed telewizorem i sam sędzia w arkuszu samooceny. Brzmi sensownie, prawda? Problem w tym, że kryteria dotyczące prawidłowości decyzji i tak ustala przewodniczący Kolegium Sędziów. Czyli na końcu tego systemu i tak jest pan Przesmycki.

Rynkiewicz spadł z Ekstraklasy i wypisał się z sędziowania. Nie chciał uczestniczyć w tym systemie. I przejechał się po przewodniczącym KS w wywiadzie dla Sportowych Faktów. Jest tam kilka mocnych fragmentów:

Reklama

– Po swoich kardynalnych błędach, bo tak to zostało ocenione przez Przesmyckiego i zaprezentowane innym sędziom, dwukrotnie zwróciłem się do niego pisemnie, aby powiedział mi, jaka jest wykładnia konkretnej sytuacji. Doszło bowiem do absurdu: obserwacja boiskowa mojego meczu w Gdyni i obserwacja telewizyjna mówiły o jednej decyzji coś zupełnie innego. Zwróciłem się z prośbą o wyjaśnienie, która interpretacja była słuszna i jakie mam podejmować decyzje w przyszłości. Odpowiedzi nie dostałem do dzisiaj, chociaż na każdym szkoleniu pan przewodniczący zaręcza, że odpowiada wszystkim. Problemem jest również to, że sędziowie zawodowi wystawiający oceny młodszym arbitrom podczas obserwacji telewizyjnych, też są zależni od tej jednej osoby. To jest wielki problem. Wiem, że niestety muszą lawirować, aby nie skrzywdzić młodszych kolegów, a jednocześnie nie podpaść przewodniczącemu. Wiedzą przecież, jaki jest mściwy.

(…)

– Skończył pan sędziować w tak młodym wieku przez Zbigniewa Przesmyckiego?

– Miał na to największy wpływ. Przecież równie dobrze mogłem dalej sędziować, ale odebrano mi radość z gwizdania. Po odejściu ze szczebla centralnego jeszcze przez rok prowadziłem mecze w okręgu, na poziomie 4.ligi. Sam czułem, że to koniec. Zacząłem już to robić beznamiętnie, coraz trudniej było mi się zmobilizować. Odszedłem na dobre zostawiając miejsce młodszym.

(…)

Po tym co powiedziałem, spodziewam się, że w niedługim czasie pan Przesmycki rozpocznie kampanię oczerniania mnie. Jestem na to gotowy. Lepiej dla polskiego sędziowania byłoby jednak gdyby skupił się na profesjonalnym zarządzaniu, bo na razie mamy chaos, co skutkuje chociażby takimi “sukcesami” jak przekazanie blisko miliona złotych z funduszu sędziów na konto prywatnej fundacji, w której pan przewodniczący i jeszcze dwie osoby prywatne mają, poprzez statut, dożywotnio zapewnione wpływy.

Reklama

Całość do przeczytania – TUTAJ. Nie chcemy cytować więcej, żeby nie okradać z pracy dziennikarza, który wykonał dobrą robotę.

No i jak przewidział Rynkiewicz – Przesmycki nie pozostał dłużny. Pozwał go. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Łodzi. I sąd ten pozew przewodniczącego odrzucił. Stwierdził bowiem, że Rynkiewicz miał prawo do oceny swojego byłego szefa. Nie stwierdził nadużyć, nie stwierdził również tego, by Rynkiewicz miał w którymkolwiek fragmencie wywiadu mówić nieprawdę.

Przesmycki odwołał się do Sądu Apelacyjnego. I znów sprawę przegrał. Organy prawne znów stwierdziły, że Rynkiewicz nie poświadczał nieprawdy, działał w interesie społecznym i nawet, jeśli wypowiadał się mocno i krytycznie, to miał do tego prawo. Zwłaszcza, że w swojej krytyce był najnormalniej w świecie logiczny.

I gdyby to była kolejna sprawa sądowa, która nie ma znaczenia dla polskiej piłki, to nawet nie zajmowalibyśmy sobie nią głowy. Natomiast wydaje nam się, że znaczenie ma. Otóż drugi sąd uznał, że Przesmyckiego można krytykować. Że w stwierdzeniu “pan przewodniczący Przesmycki podejmuje decyzje jednoosobowo i uważa, że jest nieomylny” nie ma kłamstwa.

To może być krok milowy w burzeniu jednej z najbardziej skostniały struktur w PZPN-ie. Zwłaszcza, że Rynkiewicz nie zamierza kończyć na wygraniu drugiej sprawy sądowej. Jak napisał na Twitterze – chce odwołania Przesmyckiego z jego funkcji. – Zamierzam złożyć wniosek do Zarządu PZPN o odwołanie pana Przesmyckiego z funkcji przewodniczącego Kolegium Sędziów. Prawomocny Wyrok, Uzasadnienie Sądu, dowody i zeznania świadków, których oba Sądy uznały za wiarygodnych – to aż nadto, by podjąć odpowiednie decyzje w tej sprawie – pisze.

Będziemy śledzić sprawę. Bo choć nie jest może najbardziej efektowna, nikt nie przerzuca się wyzwiskami w mediach, to może prowadzić do czegoś ważnego – czyli do skruszenia betonu w Kolegium Sędziów.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

39 komentarzy

Loading...