Jak na mecz na szczycie angielskiej ekstraklasy, starcie Leicester City z Manchesterem City było nad wyraz jednostronne. Goście zdominowali spotkanie właściwie od początku do końca. Początkowo nie potrafili tego przekuć w konkretne sytuacje strzeleckie, ale jak już przełamali rywali, to z łatwością potwierdzili swoją zdecydowaną przewagę.
Mistrzostwo Anglii coraz bliżej.
Leicester – Manchester City. Nuda do przerwy
Pierwsza połowa – do zapomnienia. Niby padły w niej dwa gole – oba nieuznane – co mogłoby oznaczać, że na murawie sporo się działo, ale to złudzenie. Manchester dominował, lecz praktycznie nic z tej dominacji nie wynikało.
Gospodarze szukali swoich szans w szybkich kontratakach, ale na ogół nie byli w stanie wydostać się z własnej połowy, a co dopiero mówić o sforsowaniu pola karnego “Obywateli”. Statystyki mówią zresztą wszystko – “Lisy” przed przerwą nie oddały ani jednego przepisowego strzału na bramkę. Przyjezdni próbowali zaskoczyć Kaspera Schmeichela sześciokrotnie, raz udało im się nawet strzelić celnie, ale wielkiej grozy po tych próbach nie było. Można było odnieść wrażenie, że Sergio Aguero raczej przeszkadza kolegom, niż pomaga.
Nie chce nam się dłużej o tej pierwszej połowie opowiadać. Powtórzymy: nuda jak diabli.
Leicester – Manchester City. “Obywatele” potwierdzili przewagę
Na szczęście w drugiej odsłonie spotkania działo się już na boisku znacznie więcej, a tempo gry zaczęło wreszcie przypominać mecz na szczycie Premier League, a nie starcie dwóch ekip środka tabeli polskiej 1. ligi. Duża w tym zasługa podopiecznych Brendana Rodgersa, którzy wreszcie zaczęli aktywniej szukać swoich szans w ofensywie. Ale – trochę paradoksalnie – okazało się to wodą na młyn dla gości. Piłkarze Manchesteru City dostali bowiem więcej swobody na połowie przeciwników i bez chwili zawahania to wykorzystali.
Najpierw ukąsił – trochę nieoczekiwanie – Benjamin Mendy, który po godzinie gry wyprowadził swój zespół na prowadzenie, kładąc wcześniej obrońcę Leicester na tyłku ze spokojem godnym rasowej dziewiątki. Niespełna dwadzieścia minut później goście prowadzili już 2:0. Tym razem skutecznością popisał się Gabriel Jesus, choć gola wypracował mu w 90% asystent – Raheem Sterling. I na tym się dzisiaj strzelanie zakończyło, choć Manchester na pewno mógł się pokusić o kolejne trafienia. Stuprocentowe okazje knocił choćby Riyad Mahrez.
Generalnie – był to prawie doskonały mecz ekipy Pepa Guardioli, jeżeli chodzi o organizację gry. Brakowało może trochę fajerwerków, lecz trudno mieć o to pretensje. “Lisy” – walczące przecież o wicemistrzostwo Anglii – wyglądały na tle The Citizens jak zespół środka tabeli. Jeżeli Guardiola chciał się zemścić na Rodgersie za wrześniową porażkę 2:5, to niewątpliwie mu się to udało.
LEICESTER CITY 0:2 MANCHESTER CITY
strzelcy bramek:
-
- B. Mendy 58′
- G. Jesus 74′
fot. NewsPix.pl