To nie był idealny mecz biało-czerwonych. Zdecydowanie nie. Reprezentanci Polski w starciu z Anglią popełniali fatalne błędy, gubili organizację gry, za mocno oddawali inicjatywę rywalom. Mimo wszystko – jest niedosyt po takiej porażce. Było blisko wywiezienia punktu z Wembley, punktu niezwykle istotnego w kontekście walki o awans na mistrzostwa świata.
Bądźmy jednak szczerzy – gospodarze byli lepsi. Wygrali zasłużenie. Trzeba to przyznać, nie można zakłamywać rzeczywistości. W pierwszej połowie w ogóle nie oddaliśmy ani jednego strzału na bramkę, w sumie przez cały mecz uciułaliśmy jedno celne uderzenie. To są fakty.
ANGLIA – POLSKA. WIELBŁĄD HELIKA I ZIELIŃSKIEGO
Początek spotkania? Nie był dobry, lecz w jakimś sensie obiecujący. Polacy oczywiście nie mieli inicjatywy, to Anglia przeważała, lecz szukaliśmy swoich szans w akcjach po szybkim odbiorze. Mogło się podobać, że nasi napastnicy i pomocnicy wychodzili dosyć wysoko i przeszkadzali rywalom w swobodnym rozgrywaniu piłki na ich połowie, co stanowiło sporą zmianę w porównaniu z kadencją Jerzego Brzęczka. Szczególnie aktywny był Grzegorz Krychowiak, rzucający się w oczy za sprawą rozwianej fryzury, ale przede wszystkim za sprawą bezpardonowej, odważnej gry. “Krycha” dzielnie ścierał się z rywalami, szedł na zwarcie, notował ważne odbiory. Problem w tym, że nie zyskał wsparcia na przykład od Jakuba Modera.
Generalnie – wyglądało, że mamy jakiś pomysł na ten mecz.
A potem piłka trafiła do Piotra Zielińskiego.
Tragiczna, beznadziejna, nieodpowiedzialna, niedopuszczalna strata na własnej połowie. Jasne, można szukać usprawiedliwień. Pewnie partnerzy nie pokazali się do gry tak szybko, jak powinni. Jednak “Zielu” nie może robić takiego babola na czterdziestym metrze. “Synowie Albionu” wykorzystali to bezlitośnie. Raheem Sterling wywalczył rzut karny, a Harry Kane z jedenastu metrów trafił do siatki.
Swoją drogą, ten karny… Nie ma prawa Michał Helik faulować w tak idiotyczny sposób, mając rywala właściwie wypadającego z piłką poza boisko. To elementarz. Mógł uratować sytuację i o pomyłce Zielińskiego byśmy szybko zapomnieli. Tymczasem dolał benzyny do ognia. Wielbłąd.
ANGLIA – POLSKA. MODER Z GOLEM NA WEMBLEY
Potem gra biało-czerwonych zupełnie przestała się już kleić.
Właściwie trudno było zgadnąć, o co Polakom chodzi na murawie. Moder nie istniał, Zieliński podawał do rywali (serio, w pewnym momencie miał ok. 40% celności podań), Świderski i Piątek tracili wszystkie piłki. Nawet Krychowiak przygasł, ale na niego akurat złego słowa nie powiemy, bo przecież w pojedynkę nie mógł Anglików bez końca powstrzymywać. Skandalicznie prezentowaliśmy się zwłaszcza na prawej stronie boiska. Wspomniany już Sterling notorycznie robił wiatrak z Bereszyńskiego i Helika, którym chyba brakowało wsparcia ze strony drugiej linii.
Całe szczęście, że gwiazdor Manchesteru City zaczął się w pewnym momencie droczyć z biało-czerwonymi. Gdyby nie szukał efektownych, lecz po prostu skutecznych rozwiązań, do przerwy byłoby trzy, a nie jeden do zera dla gospodarzy.
Podejście Sterlinga udzieliło się całej angielskiej ekipie na początku drugiej połowy. “Synowie Albionu” ewidentnie zwolnili, zaczęli grać w trybie oszczędzania energii, jak gdyby mieli trzy punkty w kieszeni. Tymczasem Paulo Sousa eliminował słabe punkty biało-czerwonych. Milik zmienił Świderskiego, Jóźwiak wszedł na Helika. Powróciliśmy do grania z początkowej fazie meczu – znów odpalił wysoki, dość agresywny pressing, próba wytrącenia Anglików z równowagi. I tym razem zadziałało. W 58 minucie gry Jakub Moder przytomnie nacisnął na Johna Stonesa, stoper Manchesteru City się fatalnie pomylił i właśnie były piłkarz Lecha Poznań wpakował futbolówkę do sieci po asyście Arkadiusza Milika.
Patrząc na to z perspektywy Anglików, można powiedzieć, że gol zupełnie niezasłużony. Ale prawda jest taka, że Polacy od początku meczu polowali właśnie na taką szansę. To był element planu, bez dwóch zdań.
ANGLIA – POLSKA. BRUTALNY CIOS W KOŃCÓWCE
Stracona bramka trochę naszych rywali ocuciła. Na nasze nieszczęście.
Dariusz Szpakowski średnio co pół minuty przypominał wszakże o tym, że mamy dziś szansę na historyczny wynik, lecz gospodarze zdecydowanie za bardzo zdominowali końcową fazę spotkania. Szarpnięcia Jóźwiaka to było za mało, by skutecznie odepchnąć zagrożenie spod własnej bramki. Z drugiej strony – pocieszające było to, że podopieczni Garetha Southgate’a nie kreowali sobie takich naprawdę stuprocentowych sytuacji strzeleckich. Byli groźni, fakt, lecz biało-czerwoni dali podstawy, byśmy uwierzyli, że dowiozą korzystny rezultat do końca. Aż do 85 minuty gry.
Stały fragment, Harry Maguire przesuwa w szesnastce Arka Milika z impetem godnym LeBrona Jamesa i pakuje futbolówkę pod ladę – używając podwórkowej terminologii – z całej pety. Wojciech Szczęsny miał piłkę na rękawicy, lecz nie dał rady jej powstrzymać.
***
Trudno tę porażkę na Wembley jednoznacznie podsumować.
Z jednej strony – byliśmy gorsi. Mieliśmy krótkie fragmenty niezłej gry, skorzystaliśmy na fatalnym błędzie rywali i tylko to dało nam nadzieje na korzystny rezultat. No ale trzeba przecież pamiętać, że w naszym składzie brakowało zdecydowanie najlepszego zawodnika, a gospodarze też nie przeprowadzili nie wiadomo jakiej nawałnicy na bramkę Wojciecha Szczęsnego. Gole strzelali po stałych fragmentach gry. Do tego jeszcze dochodzi zagranie ręką angielskiego obrońcy w polu karnym, które przeoczył arbiter.
Summa summarum, jak to często bywało w polsko-angielskich bojach – zostaliśmy brutalnie pozbawieni marzeń. Przez chwilę mogliśmy uwierzyć w sukces, a potem nastąpił cios obuchem w łeb. Klasyka gatunku.
ANGLIA 2:1 POLSKA (eliminacje do MŚ2022)
strzelcy bramek:
- (1:0) Harry Kane 19′ (rzut karny)
- (1:1) Jakub Moder 58′
- (2:1) Harry Maguire 85′
fot. NewsPix.pl