Reklama

Dekapitacja Recy i Helika, kolejna szansa dla Szymańskiego? Sprawdźmy

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

26 marca 2021, 13:23 • 7 min czytania 33 komentarzy

W dyskusji na temat wczorajszego meczu trochę ucieka nam fakt, że to było dopiero pierwsze spotkanie pod wodzą Paulo Sousy. Bez testów, bez sparingów, z małą liczbą treningów. Trudno było spodziewać się cudów, na co uwagę zwracali sami piłkarze. Robert Lewandowski na konferencji przyznał, że wiele zależy od indywidualnej jakości zawodników. Kilku jednak zupełnie zawiodło. 

Dekapitacja Recy i Helika, kolejna szansa dla Szymańskiego? Sprawdźmy

Postawmy sobie sprawę jasno – nie stać nas na odcięcie się od Jana Bednarka. Taki pomysł trzeba spuścić w kiblu i to na wszelki wypadek dwa razy. Jasne, obrońca Southampton nie jest liderem defensywy, nie umie pełnić tej roli. Ale jeśli ktokolwiek ma przejąć schedę po czasach, gdy Kamil Glik wymiatał, to będzie to właśnie Bednarek.

Zawalił pierwszego gola? Zawalił. Wyglądał znacznie lepiej, gdy na boisko wszedł gracz Benevento? Wyglądał. Ma jeszcze mnóstwo czasu na rozwój? Ano ma.

Bednarek to wciąż 24-letni chłopak. Glik w tym wieku był świeżo po awansie do Serie A, a w całym 2012 roku zagrał w kadrze całe cztery spotkania. Oczywistym jest, że wobec byłego zawodnika Lecha Poznań oczekiwania są znacznie większe i pora, żeby powoli zaczął je spełniać. Tak samo oczywiste jest, że nie stać nas na odstawienie go od pierwszego składu, nawet na mecz z Andorą. Jakby nie spojrzeć, Bednarek to jeden z naszych najlepszych obrońców, prawdopodobnie najlepszy środkowy, nawet jeśli w Southampton nie wiedzie mu się ostatnio szczególnie dobrze. Na Euro zagra na pewno, o ile będzie zdrowy. Obrona musi się zgrywać, czasu do mistrzostw pozostało mniej niż niewiele.

Czy w reprezentacji Polski jest miejsce dla Michała Helika?

Tak.

Reklama

Co więcej – jestem w stanie rozumieć decyzję o wystawieniu Helika w pierwszym składzie na mecz z Węgrami. Przyczyny takiego ruchu ze strony Sousy wydają się dość klarowne:

  • jest w doskonałej formie
  • jest znacznie szybszy niż Kamil Glik
  • regularnie gra w systemie z trzema obrońcami
  • odnajduje się w wysoko ustawionej linii defensywy

Oczywiście wszystkie te pochwały swoją bazę mają w meczach Championship. Czy to jednak jakikolwiek zarzut? Ano niezbyt. Pod względem pieniędzy, ale i poziomu, to nadal liga gdzieś pod koniec pierwszej dziesiątki w Europie. A Helik jest tam odkryciem, jednym z najlepszych defensorów.

W kontrze do tego miał Kamila Glika, na którego dyspozycję ostatnio bardzo mocno narzekano, sugerowano, że już pora na zmianę warty, danie szansy komuś innemu. No więc Sousa taką szansę Helikowi dał. To, że miała ona miejsce w starciu eliminacyjnym z Węgrami, to już nie jest wina portugalskiego selekcjonera. Przecież mecz z Andorą nie stanowiłby żadnej weryfikacji, zaś potyczka z Anglikami to wrzucenie nie na głęboką wodę, ale w dół wypełniony drewnianymi kolcami.

Tak więc sam zamiar – przynajmniej w moim odczuciu – bronił się i miał prawo wypalić. Pomyślmy zresztą, jak pozytywne byłyby reakcje, gdyby Helik zagrał koncertowe spotkanie. Rozpływalibyśmy się nad tym, że Sousa umie szybko dotrzeć do zawodników, że się na nich od razu poznał, że natychmiast widać odmianę w stosunku do tego, co oferował Jerzy Brzęczek.

Miałoby to tyle samo sensu, co aktualne wieszanie psów na obrońcy Barnsley.

Oczywiście – zagrał fatalne spotkanie, miał w zasadzie jedną bardzo dobrą interwencję. Mnóstwo małych błędów, widmo czerwonej kartki nad głową. Jedyne do czego nie można się przyczepić, to jego dyspozycja w powietrzu, gdzie wygrał większość pojedynków. Zasłużył na konstruktywną krytykę za ten mecz, ale czy zasłużył na dekapitację z tego względu, że zagrał słabo w debiutanckim starciu? Czy zasłużył na to, żeby go teraz na kopach z reprezentacji wyrzucić i wrócić do niego Bóg jeden wie kiedy? Uważam, że nie.

Reklama

Na nadchodzące starcie z Andorą ponownie postawiłbym na Helika. Być może nie w pełnym wymiarze czasu, wszak ważne, żeby Glik, który z Anglią niemal na pewno wybiegnie w pierwszym składzie (słusznie – prawdopodobnie będziemy się głównie bronić i to głęboko), łapał zgranie w nowym ustawieniu. Niemniej, powołanie 25-latka, danie mu szansy, a później schowanie do wora, nie ma chyba zbyt wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.

Tak jak nie stać nas na odpalenie z pierwszego składu Bednarka, tak nie stać nas na niepowoływanie Helika. Kogo mamy testować zamiast niego? Bartosza Kopacza?

Czy Sebastian Szymański to wahadłowy?

Nie.

Po stokroć nie.

Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za wmówienie nam i selekcjonerom, że Sebastian Szymański powinien grać z boku boiska, ale podlega to pod łamanie konwencji genewskiej. Gracz Dynama Moskwa swoimi występami na tej pozycji męczy nie tylko nas, ale przede wszystkim samego siebie. Jego potencjał nagle ulatuje wszystkimi możliwymi szczelinami.

Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro chłopak w klubach porusza się w zupełnie innymi miejscu boiska. Dla porównania – heatmapa z meczu reprezentacji

oraz “typowego” meczu w lidze rosyjskiej

Jak na dłoni widać, że to zupełnie inne strefy poruszania się i zupełnie inny komfort gry dla Szymańskiego. Wczoraj był jednym z najgorszych zawodników po naszej stronie barykady, być może najgorszym. Nie broniło go nic – w porównaniu do Kamila Jóźwiaka po prostu dreptał po boisku. Więcej od niego w ofensywie zrobił też Bartosz Bereszyński i – o zgrozo – Arkadiusz Reca. Nie było też cudów pod względem defensywny, Sebastian miał tylko dwa odbiory.

W wywiadzie pomeczowym dostało mu się od Paulo Sousy i dostało mu się słusznie. Jednak tak jak można Portugalczyka pochwalić za niektóre decyzje, tak wystawianie Szymańskiego na wahadle zupełnie się nie broni. Jeśli miałbym jedno życzenie w kontekście reprezentacji, to chciałbym, aby 21-latek już nigdy nie był przyspawany do boku boiska. Wszak skrzydłowym też nie jest.

Szymański to ofensywny pomocnik. Bliżej mu do standardowej dziesiątki, niż biegania od jednego pola karnego do drugiego. Nie wiemy jednak, czy jest dziesiątką na miarę reprezentacji Polski, bo trudno odruchowo powiedzieć, w którym meczu kadry tak grał. Warto go przetestować właśnie na takiej pozycji, dać mu szansę na pokazanie potencjału.

Dlaczego nie z Andorą? Wszak na prawej stronie niekwestionowanym wyborem stał się teraz Kamil Jóźwiak, natomiast Arek Milik za plecami Roberta Lewandowskiego zagrał na solidne 2/10. Możliwości nasuwają się same.

Nikt nie mówi, że Szymański grając jako podwieszony, odkryje, że Ziemia tak naprawdę jest płaska, lecz bardziej się to trzyma kupy, niż usilne ustawianie go nie w centrum boiskowych wydarzeń, ale na pozycji, gdzie – nie ma co się oszukiwać – liczy się gaz. A Sebastian zbyt często jest jak to piwo, którego sens spożywania podważał Panasewicz.

Czy Arkadiusz Reca powinien być pierwszym wyborem selekcjonera?

Nie.

To znaczy – jak pan Sousa będzie tak chciał, to tak będzie robił, ale wczoraj znowu mieliśmy jasny przykład tego, że Reca w kadrze sobie po prostu nie radzi.

Jednocześnie – to nie jest aż tak zły piłkarz, jak może nam się wydawać. Miał udział przy dwóch pierwszych trafieniach dla naszej reprezentacji. Najpierw fajny zwód i napędzenie akcji, później kluczowy odbiór. Nieprzypadkowo też zbiera dobre noty w Serie A.

Problem w tym, że on po prostu nie jest w niczym lepszy od Macieja Rybusa, a prawdopodobnie jest od niego gorszy. Nie ma co Recy winić za pierwszego gola – sprawę spartolił Jakub Moder, Jan Bednarek i Wojciech Szczęsny, a nie Reca, który wyrzucał aut. Inaczej jest jednak z bramką numer trzy, gdzie nasz wahadłowy wyglądał, jakby nie spodziewał się, że piłka może dotrzeć do Orbana. Środkowego obrońcy. W naszym polu karnym. Będącego siedem metrów od bramki golkipera Juventusu. No nie przewidział.

Poza tym – a może przede wszystkim – mnóstwo irytującego zachowania. Chociaż w ofensywie wyglądał lepiej niż wspomniany Szymański, to nie wynikało z tego nic. Obrońca Crotone potrafił dotrzeć na skraj pola karnego, a potem oferował zagranie, po którym szło tylko załamać ręce. Być może wiedział co ma grać, być może najlepiej rozumiał taktyczny plan Sousy, ale pod względem realizacji wszystko leżało i kwiczało.

Wiecie, ile celnych długich podań (dośrodkowań i przerzutów) miał Reca przez blisko 80 minut starcia z Węgrami? Zero. Czyli dokładnie tyle samo, co udanych dryblingów.

Warto przy tej okazji zaznaczyć, że Reca to trochę inny przypadek niż Michał Helik. Ktoś bowiem mógłby się żachnąć, że popieram testowanie obrońcy Barnsley, bo ma dobrą formę, a w analogicznej sytuacji krytykuję gracza Crotone. Problem jest jednak taki, że Reca tych szans dostawał multum, regularnie grał za Jerzego Brzęczka. Ile razy było dużo lepiej niż wczoraj? No właśnie.

Niech Reca jeździ na kadrę, niech nawet wchodzi na boisko. Kto wie – może się okaże, że Rybus od pierwszej minuty wcale nie wygląda lepiej, może równie słabo dośrodkowuje. Chciałbym się jednak o tym w końcu naocznie przekonać.

Fot. Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

33 komentarzy

Loading...