Ostatnimi czasy Jakub Kosecki powtarza jak mantrę, że nie musi nikomu nic udowadniać. Przed kamerami Canal+, w wywiadach prasowych, po prostu wszędzie. Porusza temat na tyle często, że można odnieść wrażenie, iż usilnie próbuje wszystkim udowodnić swoją tezę. Przytoczmy fragment jego wypowiedzi dla sport.pl:
Ja nic nikomu udowadniać nie muszę. Trener doskonale zna moją wartość i wie, na co mnie stać. To że nie gram, nie znaczy, że się obrażam. Fochów nie stroję, tylko ciężko pracuję, aby przekonać trenera, by na mnie stawiał w każdym meczu.
Jak widać „Kosa” zagrzał się na tyle, że zaprzeczył sam sobie. Skoro nikomu nie musi nic udowadniać, to siłą rzeczy trenerowi też nie. A jeśli ciężko pracuje, by przekonać Berga, to – jakkolwiek patrzeć – próbuje mu coś udowodnić. Na przykład, że zasługuje na grę w pierwszym składzie. Ot, taka mała nieścisłość.
Oczywiście nie tylko „Kosa” wypowiada się w podobny sposób, bo to jeden z częściej powtarzanych frazesów w polskiej piłce. Cetnarski, Obraniak, Kucharczyk – to tylko wierzchołek góry lodowej. Zrozumielibyśmy, gdyby tego typu słowa padły z ust milionera mieszkającego w górskiej chatce na jakimś odludziu. Ale piłkarz? Akurat ten zawód polega na nieustannym udowadnianiu swoich umiejętności, w myśl zasady „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”.
Spójrzmy na aktualną sytuację Koseckiego. W Legii przegrywa rywalizację z Kucharczykiem, mimo że – jak sam przyznał – Berg zna jego wartość. Kuba powinien więc zacząć od poprawienia swojej dyspozycji, a następnie udowodnić trenerowi, że zasługuje na grę. Jeśli to mu się uda, każdym kolejnym występem będzie musiał udowadniać swoją przydatność dla drużyny. Kolejny krok, o którym „Kosa” z pewnością marzy, to powrót do reprezentacji. Wypadałoby więc udowodnić selekcjonerowi – najlepiej poprzez dobrą grę w Legii – że zasługuje na powołanie. Pozostał jeszcze temat zagranicznego transferu, ale i tu trzeba by co nieco udowodnić wysłannikom czołowych klubów.
Kosecki jednak nic nikomu udowadniać nie musi.
Nie mamy wątpliwości, kogo tak naprawdę „Kosa” miał na myśli. Nieprzychylni dziennikarze i nieprzychylni kibice – to im nie ma ochoty niczego udowadniać. Jeżeli jednak udałoby mu się przekonać do siebie trenerów, to przy okazji przekonałby też pozostałych. Jedno jest z drugim bezpośrednio powiązane. Na dziś opinia mediów i opinia Berga również są ze sobą zbieżne. W prasie Kosecki jest krytykowany, a w Legii po prostu siedzi na ławie.
Osoby inteligentne nie muszą muszą co chwilę mówić, że są inteligentne, bo ludzie to widzą. To samo tyczy się kobiet z małymi piersiami – jeżeli ciągle powtarzają, że mają do tego dystans, to tak naprawdę go nie mają. Gdyby Kosecki nie musiał nikomu nic udowadniać, po prostu by o tym nie mówił.
Fot. FotoPyK