Dla niektórych reprezentantów Polski to nie był dobry weekend. Southampton Jana Bednarka przegrało kolejny mecz. West Ham United Łukasza Fabiańskiego poległ w starciu z Manchesterem United. Hertha Berlin Krzysztofa Piątka została rozjechana przez BVB i spadła na miejsce barażowe. Na szczęście Piotr Zieliński znajduje się po drugiej stronie barykady.
Napoli było podejmowane przez wydatnie osłabiony AC Milan. Stefano Pioli pierwszy raz w tym sezonie nie mógł skorzystać ani z Kjaera, ani z Romagnoliego. Obaj są podstawowymi obrońcami drużyny z Mediolanu, a dziury musiały być łatane przez Tomoriego i Gabbię. Gdyby na tym kończyły się absencje, pewnie nie byłoby powodu, żeby tłumaczyć Milan z tej porażki. Zabrakło jednak jeszcze kilku innych ważnych piłkarzy, w tym Zlatana i Calabrii. Jednocześnie tliła się nadzieja, że uda się wyszarpać przynajmniej remis, tak jak zdołali to uczynić w meczu z Manchesterem United.
Napoli było jednak zbyt zdeterminowane, by na to pozwolić. Przeważali nad rywalem przez znaczną część spotkania, w gruncie rzeczy zasłużenie wywożąc trzy punkty. W ostatecznym zwycięstwie drużyny Gennaro Gattuso wielki wkład miał Piotr Zieliński.
W pierwszej połowie Polak był głównie beneficjentem podań, które mógł zamienić na gola. Najpierw w pole karne Milanu zostało posłane silne dośrodkowanie. Minęło one Tomoriego, Zieliński zdołał wybiec Anglikowi za plecy i oddał strzał z pierwszej piłki. Miał jednak pecha, bowiem poślizgnął się na mokrej murawie, przez co uderzenie było bardzo nieczyste. Niemniej – zmusił Donnarummę do dużego wysiłku, Włoch ledwo zdołał sparować futbolówkę.
Później jednak nie powinno być już wytłumaczenia. Tym razem do polskiego pomocnika podawał Insigne, a Zieliński miał tyle miejsca, że zdążył spokojnie przyjąć, poprawić i strzelić na bramkę. Zupełnie niecelnie. Piłka minęła słupek o kilkadziesiąt centymetrów i zamiast cieszyć się z gola, 26-latek musiał przełknąć gorzką pigułkę rozczarowania. Nie zatrzymało go to jednak przed rozegraniem – koniec końców – bardzo dobrego spotkania.
Po przerwie zrobił nam się mecz. Oba kluby porzuciły planszę do szachów i zaczęły grać znacznie dynamiczniej. Korzystało na tym przede wszystkim Napoli, których zawodnicy notorycznie wybiegali obrońcom Milanu za plecy. W końcu taka akcja przyniosła oczekiwany skutek. Zieliński pobiegł kilka metrów z głębi pola i posłał idealne prostopadłe podanie do Politano. Włoch właściwie nie musiał robić wiele więcej, niż po prostu przyjąć i huknąć z bliskiej odległości. Udało się ledwo-ledwo, bowiem skrzydłowy – zmuszony do uderzania mniej wprawioną stopą – skiksował i tylko cudem pokonał kapitana gospodarzy.
Politano sumiu!
— Leonardo Bertozzi (@lbertozzi) March 14, 2021
Warto jednak podanie Piotrka pochwalić. Ostatnie tygodnie są w jego wykonaniu naprawdę dobre – dwukrotnie asystował z Bolonią, trafił w thrillerze z Sassuolo. Teraz udało się dołożyć decydujące zagranie w meczu z naprawdę silnym rywalem.
A przecież był potencjał na więcej asyst, bowiem przed opuszczeniem boiska zdołał jeszcze raz posłać podanie do Politano, który był ustawiony w polu karnym. Włoch jednak – zamiast uderzać z pierwszej piłki – przyjmował niezdarnie piłkę i skończyło się tylko na strachu.
Zieliński zaś kończył mecz z przekonaniem, że zrobił wiele, by jego klub dzisiaj wygrał. Mógł nieco lepiej zachować się w sytuacjach strzeleckich, ale koniec końców to jego podanie otworzyło drogę do bramki Donnarummy. Poza tym wykreował kilka sytuacji swoim kolegom. Nie było też przypadku, że gdy zszedł, Napoli cofnęło się nad wyraz głęboko.
Kocioł na koniec spotkania
Pozwoliło to Milanowi podkręcić nieco tempo i wykorzystać ospałość, tak jak zrobili to z Manchesterem United. Dzisiaj ponownie bliscy byli trafienia głową po stałym fragmencie gry, ale tym razem zdołał interweniować David Ospina.
Wcześniej zaś doskonałą okazję zmarnował Rafael Leao, który z pięciu metrów miał problem, by oddać celne uderzenie. To jednak niespecjalnie dziwi, wszak Portugalczyk nie ma na San Siro zbyt wysokich notowań, a takie mecze zdają się tylko potwierdzać nieprzychylne opinie. Trzy strzały, dwie niewykorzystane okazje. No słabo.
W zaciętą walkę w końcówce wplątał się nagle arbiter spotkania, Fabrizio Pasqua. Przez 70 minut udawało mu się utrzymywać nerwy zawodników na wodzy, ale ostatnie dwadzieścia minut bardziej wpasowałoby się w klimat Neapolu niż Milanu. Boisko ogarnął bowiem chaos.
Najpierw czerwonej kartki nie obejrzał Di Lorenzo. Ktoś może powiedzieć, że chcemy zrobić z piłkarzy diwy, których nie można dotknąć, ale zachowanie zawodnika Napoli nie miało nic wspólnego z współczesnym futbolem. Bezmyślny, chamski wślizg prosto w nogi zawodnika. Jeśli szukać jakichś okoliczności łagodzących, to naprawdę nie są one wybitne – Włocha ratowało to, że delikatnie zgiął kolana. W gruncie rzeczy bliżej mu jednak było do postawy bobsleisty, niż piłkarza.
Kilkanaście minut później – kontrowersja numer dwa. Stały fragment gry dla Milanu, piłkę na skraju pola karnego ma Theo Hernandez, który nagle pada na murawę. Sędzia każe grać dalej, Napoli rusza z kontrą. Analiza VAR pokazała, że… kontakt był i to dość wyraźny. Pasqua uznał jednak, że nie był wystarczający, by powalić takiego chłopa jak Hernandez i na wapno nie wskazał, ku dużemu zaskoczeniu komentatorów. Zamiast tego był rzut wolny dla Napoli, po tym jak faulował… Hernandez.
Francuz z pełnym impetem wjechał w kostkę Osimhena. Tutaj też spokojnie mogła być czerwona kartka. Asa kier jednak nie było, za to były narastające emocje. Najbardziej gorącą krwią wykazał się Ante Rebić, który nazwał arbitra dziwką. Prawdopodobnie dorzucił od siebie jeszcze coś więcej, ale liczył się efekt – Chorwat, który wszedł na boisko w 60. minucie, po niespełna pół godziny szedł pod prysznic.
Napoli zaś szło po swoje, bo grając kilka minut w przewadze, nie pozwoliło Milanowi już na nic i wywiozło aż trzy oczka z bardzo trudnego miejsca. Tym samym dobili do piątego miejsca w tabeli. Czwarta Atalanta ma nad nimi tylko dwa punkty przewagi.
AC MILAN 0:1 NAPOLI
M.Politano 50′
Fot.Newspix