Z roku na rok lumpowanie staje się coraz większą modą. Nic dziwnego, że dotarła ona także do świata futbolu. Wokół Stadionowych Lumpów stworzyła się społeczność lumpiarzy, którzy chwalą się swoimi znaleziskami. Po lekturze rozmowy z Maciejem Nowakiem, autorem tego profilu w mediach społecznościowych, dowiecie się, jaką koszulkę musi posiadać każdy szanujący się lumpeks, stroje jakiego klubu można kupić za bezcen, czy w polskich lumpeksach można wyhaczyć unikaty sięgające wartością do 900 złotych i jak wysyłać koszulki do dzieci z biedniejszych krajów. Wszystko o lumpowaniu – polecamy i zapraszamy.
Jak wygląda typowy tydzień lumpiarza?
Lumpowanie gryzie się troszeczkę z pracą, więc zwykle robimy to lokalnie. Mamy rozpisanych po trzydzieści lumpeksów w regionie, dzielimy je według dni dostaw, rozrysowujemy wszystko jak trener przed meczem. No i potem zwiedzamy te lumpy tak, by zawsze zjawiło się coś ciekawego w kolekcji. Wyjazdy poza region, w moim przypadku to Opolszczyzna, też się zdarzają. Gdy rozmawiamy, jestem akurat w Białymstoku. Zrobiliśmy na Stadionowych Lumpach ankietę – nasi fani mogli nas wysłać w każde miejsce w Polsce, żebyśmy zrobili relację z lumpingu i wygrał właśnie Białystok. Co dwa tygodnie staramy się gdzieś pojechać w Polskę, czy to na Śląsk czy Dolny Śląsk, gdzie jest bliżej, czy do stolicy, Poznania albo Trójmiasta. Najgorętszym okresem są wakacje. Kiedy człowiek ma trzy tygodnie urlopu, może przejechać całą Polskę.
Robisz w wakacje taki tour? Jeździsz po kolei po miastach i lumpujesz?
Robię to już od czterech-pięciu lat. Gdy jadę w jakieś miejsce docelowe, zawsze po drodze odwiedzam lumpeksy. Nawet jak odwiedzam ciotkę Renię w Radomiu, to wyjeżdżam wcześniej, żeby sprawdzić ciucholandy. Wyjazd na mecz, powiedzmy, Lecha z Górnikiem, też jest połączony z chodzeniem po mieście i szukaniem koszulek. Mam fajną żonę, bo też lumpuje, więc podczas wakacji to oczywiste, że znajdujemy czas na lumping.
Lumpowaniem zajawiła cię małżonka, prawda?
Akurat nie małżonka, inna dziewczyna. Przechodziliśmy kilka lat temu koło jednego z lumpeksów w moim mieście. Zamiast grzecznie poczekać przed i pogapić się w telefon, jak pewnie zrobiłaby większość facetów, coś mnie tchnęło i wszedłem. Zobaczyłem tam dział sportowy i doznałem olśnienia. Trafiłem na bluzę WBA. Patrząc z dzisiejszej perspektywy – nic wielkiego. Ale wtedy spowodowało to takie emocje, że po tygodniu wróciłem do lumpa. I tak wracałem, wracałem. Gdybym wtedy nie wszedł do środka, pewnie nie byłoby dziś tej pasji i jeżdżenia.
Zdziwiłem się – są w lumpach działy sportowe?
Tak, oczywiście. Teraz widzę ich coraz więcej. Jeśli lumpeks nie ma działu sportowego, kierujemy się do kubła – kosza wypełnionego wszystkim i niczym – i tam szukamy perełek.
Ile lumpów zwiedzasz w tygodniu, w którym nigdzie dalej nie jedziesz?
Około piętnastu. Mieszkam w Zdzieszowicach, w których jest jeden lump. Ale dojeżdżam do Kędzierzyna-Koźle, Strzelec Opolskich, Zawadzkiego i Krapkowic. To tak zwany trójkąt bigamudzki, nazwa wzięła się od Bigi, największej sieci second handów. Mam gdzie jeździć i gdzie lumpować. Region jest dość obfity. Mam też blisko na Śląsk, gdzie są nieprzebrane liczby lumpów.
Okolicznościowa koszulka Manchesteru – 3 złote w lumpie
A w takim Białymstoku na wyjeździe ile jesteś w stanie zwiedzić lumpów?
Teraz akurat dotarliśmy dość późno, koło 16. Pojechaliśmy od razu do domu dziecka, gdzie rozdaliśmy parę koszulek. Na drugi dzień mamy pociąg o 14, więc na lumpowanie zostaną 2-3 godziny. Mam już zrobioną całą mapę, z wypisanym czasem, w jakim dotrę z miejsca A do B. Cel to jedenaście lumpów.
W którym mieście są najlepsze lumpy?
Nie ma takiej reguły. Nie ma też jednego lumpa, który jest najlepszy w danym mieście. Koszulkę reprezentacji Włoch z 2006 roku z nazwiskiem Del Piero znalazłem w lumpie, który jest połączony z warzywniakiem starszej pani. Do każdego lumpa trzeba wejść. Inaczej z tej zabawy może nic nie być.
Na portalu radiogol.pl mówiłeś, że w mniejszych miejscowościach jest łatwiej.
Tak się przyjęło. Gdy jedziesz do Warszawy, więcej rzeczy niż w centrum znajdziesz w Sulejówku czy Żyrardowie. Tak samo w moim regionie słabiej jest w Opolu niż w Strzelcach Opolskich czy Kędzierzynie-Koźlu. A więc tak, najlepiej jest w mniejszych, ale nie takich całkiem małych miastach. Ale raczej bym się tym nie sugerował.
To wynika z tego, że w większych miastach jest większe zainteresowanie, więc perełki szybciej uciekają?
Jasne, że tak. Trzeba spojrzeć też na fakt, że moda na lumping panuje nie tylko w sektorze sportowym. Jak prześwietlisz sobie media społecznościowe różnych influencerów modowych, wyjdzie ci, że 70-80% tych ludzi opiera się na lumpeksach. Idzie ogólnopolska fama, że w second handach da się znaleźć perełki. Jedna znajdzie torebkę Gucci, drugi dresy Pumy, a trzeci koszulkę Cantony z Manchesteru United. Nawet moja mama chwaliła się ostatnio, że znalazła markową torebkę. Robi się moda. Ostatnio wrzucałem na media społecznościowe zdjęcie pani, której mama kupiła suknię ślubną za pięć złotych. Wyglądała w niej bajecznie.
Poszła w niej na ślub?
Nie. Suknię już ma, ale jeszcze nie ma narzeczonego. Ja zaczynałem od koszulek piłkarskich, a dzisiaj – patrząc po sobie – cały jestem ubrany w lumpie. Od skarpetek, przez spodnie czy bluzę. Nawet buty, które leżą właśnie koło mnie, złapałem za 12 złotych. Bomba. Kiedyś to było chyba wstydliwe, przynajmniej ja tak miałem. Gdy miałem koszulkę piłkarską Realu Madryt i ktoś mnie pytał, gdzie ją kupiłem, odpowiadałem, że na Allegro. Nie przyznawałem się. Dzisiaj mówię o tym z dumą. Fajna zabawa. Jeśli człowiek jedzie na tygodniu 600 kilometrów, żeby połazić po lumpach, coś w tym musi być.
Jak często wracasz z lumpa z pustymi rękami?
Zdarzały się takie dni, że wychodziłem tylko z miśkiem dla żony, choć więcej jest takich, z których coś wyciągnę. W sumie to nawet ostatnio miałem taki miesiąc, że niewiele mogłem ogarnąć. Żeby nie zostać z niczym, zacząłem kupować wtedy ubrania na codzień.
Zgarniasz wszystkie koszulki jak leci czy musi ci się coś bardzo spodobać?
Są trzy rodzaje koszulek. Pierwsze to oryginały, drugie to fejki, które wyglądają jak oryginał, ale poznamy je po kodzie na metce, trzecia to bazarówki, na których zamiast “Rakuten” jest napisane “Bakuten”. Tych trzecich nie biorę, bo nawet dziecko by się na ich widok nie uśmiechnęło. Zabieram za to też te uszkodzone. Niektóre wystarczy tylko podkleić i już wyglądają idealnie.
Z jakich lig najłatwiej znaleźć koszulki w polskich lumpach? Ja odniosłem wrażenie, że najwięcej jest koszulek z ligi angielskiej albo niższych lig niemieckich.
Jest dokładnie tak, jak powiedziałeś. Każdy szanujący się lump powinien mieć na swoim stanie koszulkę reprezentacji Anglii z Umbro, lata 2004-2006.
Sam kupiłem takie dwie.
Do tego, jak mówiłeś, liga angielska i niższe ligi niemieckie. Łatwiej jest znaleźć Unterhaching niż Bayern. Kolejna grupa to Skandynawia, koszulki drużyn z drugich czy trzecich lig.
Są jakieś koszulki, które w polskich lumpach uchodzą za Świętego Graala?
Pewnie takie są, ale do nas przychodzą ciuchy z tylu krajów, że naprawdę z każdej ligi czy reprezentacji da się coś znaleźć, więc ciężko byłoby mi wytypować jakiegoś Świętego Graala. Na pewno bardziej dostępne są koszulki z najbardziej znanych lig. Na przykład cena koszulki PSG to śmiech na sali. Wielki klub, szejkowie i tak dalej, a jak kładziesz koszulkę na ladzie, to za każdym razem płacisz mniej niż za karton mleka. Przez całą historię zbierania kupiłem ich chyba z dziesięć. Takie same ceny są w przypadku Olimpique Marsylia.
Z czego to wynika?
Nie mam pojęcia. Chyba to przez popularność danego herbu. We Francji jest pewnie tyle tych koszulek, że nie są one żadnym unikatem. Tak samo jest z koszulkami Realu i Barcelony, więc to nie tylko ubrania z Francji, a po prostu popularność danego klubu.
A koszulki polskich klubów? Da się znaleźć?
Znalazłem polo Górnika Zabrze, koszulkę Korony Kielce i… to chyba wszystko. Kibice z mojej społeczności coś znajdywali, przewinęła się na pewno koszulka Legii Warszawa z logiem banku i Lech Poznań. Ale tak, być może ta liga polska jest najtrudniej dostępna.
Większość towaru w lumpach jest z zagranicy.
Najwięcej z Anglii, choć wszystko zależy od danego sklepu. Biga ma z Anglii, VIVE Profit to ciuchy z Niemiec. Są sklepy z odzieżą ze Skandynawii, Francji czy Szwajcarii. Przychodzą naprawdę zewsząd.
Cena w lumpie? Niecałe 3 złote.
Czysto teoretycznie – da się zrobić z lumpowania biznes? Podejrzewam, że jak dorwiesz koszulkę Realu Madryt sprzed trzech sezonów za pięć złotych, możesz sprzedać ją z dużą przebitką.
Przede wszystkim podczas otwierania tej działalności założyłem sobie, że nigdy nie będę robił tego dla interesu. I na razie, odpukać, dla interesu tego nie robię.
Jasne, rozmawiamy teoretycznie.
Pozbywam się koszulek tylko przez drogę charytatywną – oddając je dzieciom albo licytując na aukcjach charytatywnych. Ale tak, da się na tym zarobić. I nie trzeba do tego koszulki Realu Madryt. Nawet dwa miesiące temu znalazłem koszulkę Perugii z 1998 roku z nazwiskiem Nakaty. W jednym ze sklepów jest do kupienia za 900 złotych, a kupiłem ją za niecałą złotówkę, bo była na wagowej strefie. Gdybym chciał magazynować koszulki przez rok i później je sprzedać, pewnie kupiłbym sobie dobre auto albo nawet mieszkanie w Opolu. Mam kolegów, którzy zabrali się za taki biznes. Nie mam nic do tego, bo każdy się bawi jak chce. Ale to też kosztuje trochę stresu. To łatwo brzmi – pójdę do lumpa, zgarnę cztery koszulki, zaraz będę miał kokosy. Trzeba się na tym znać, poświęcić dużo czasu, wiedzieć jak sprawdzić, czy koszulki są oryginalne.
Z jakim nastawieniem zakładałeś profile na social media?
Stworzyłem profil, ale długo był nieaktywny. Zastanawiałem się: po co się będę chwalił tym, że chodzę po lumpach? Potem naoglądałem się na Instagramie takich profili jak Lumpfind i zobaczyłem, że to się staje naprawdę popularne. Na naszym Twitterze jest sporo zajawkowiczów, więc pomyślałem, że czegoś takiego jeszcze nie ma, więc trzeba startować, póki nikt nie wpadł na podobny pomysł.
Udało się zbudować fajną społeczność.
Jestem dumny. Ja tylko wypowiadam się w imieniu Stadionowych Lumpów i moderuję profile, ale one nie są już moje, a właśnie społeczności. Na Twitterze opublikowałem dwa tysiące tweetów, z czego moich jest może trzysta. Reszta to wpisy ludzi, którzy oznaczają nas, że byli w lumpeksie i kupili taką i taką koszulkę. Ludzie piszą do nas codziennie po kilkadziesiąt wiadomości. Często z podziękowaniami, że dzięki nam zaczęli chodzić po lumpach i znaleźli koszulkę swojego ulubionego klubu. Ja tylko wrzucam to, co społeczność zdobywa. Publikuję też swoje koszulki, ale to kropla w morzu tego, co wysyłają nam ludzie. Ta społeczność to coś wspaniałego. Gdy idziesz do lumpa, czujesz adrenalinę. Przebierasz te wieszaki i nie wiesz, co za chwilę wyciągniesz. Masz w głowie takie poczucie, że jak komuś powiesz o swoim znalezisku, to będzie to rosło, sprawisz, że ktoś też zechce pójść do lumpa. Po pierwszych tygodniach działalności już wiedziałem, że to po prostu pójdzie.
Wydaje mi się, że to nie jest radość z samego faktu nabycia danej koszulki, a z tego, że udało się to zrobić bez planu, spontanicznie i za małe pieniądze. Czujesz się trochę tak, jakbyś znalazł na chodniku pięć dych. Nie planowałeś zakupu bluzy Hoffenheim, ale skoro jest, to bierzesz za dwanaście złotych i cieszysz się ze znaleziska.
Dokładnie to jest w tym najfajniejsze Różne są rodzaje kolekcjonerów. Jedni znajdują na jakiejś stronie coś za pięć stów, klikają i mają to w domu za dwa dni. A jest też kolekcjonerstwo, które wymaga poświęcenia czasu. W tym drugim nie możesz mieć wszystkiego, co chcesz. Wchodzisz do sklepu i co będzie, to będzie.
Da się dorwać lumpa za bezcen na platformach typu Allegro czy Vinted?
Podczas pandemii wspieramy oczywiście ruch e-lumpingowy. To też stało się mocno popularne. Są serwisy, gdzie koszulki są naprawdę mocno tanie. Nie są to te same ceny, co w lumpeksach, ale wciąż niewielkie. Ludzie podsyłają nam zdjęcia z e-lumpowania i okazuje się, że nawet za piętnaście złotych też da się wyrwać ciekawą koszulkę w dobrym stanie. Choć zdarzają się też Janusze, którzy dorwali koszulkę na bazarze i próbują opchnąć ją za 400 złotych. Po pandemii będziemy odradzać e-lumping. Cała zabawa polega na tym, żeby połazić, poszukać, dać się zaskoczyć, a nie siedzieć przed komputerem.
A da się znaleźć coś taniego w lumpeksach o wyższym standardzie, które selekcjonują wcześniej swoje ciuchy?
Są takie miejsca, ale nie powiem ci o nich, bo stracę punkty. To sklepy outletowe. Są nawet outletowe sieciówki, są też zwykłe lumpeksy, w których masz oryginalne rzeczy dobrej jakości. Koszulka Chelsea czy Realu będzie tam kosztowała pewnie 40 czy 70 złotych. Jest parę takich sklepów w moim regionie. Każdy, kto chodzi na lumpy, na pewno o nich wie.
Zasada dobrego lumpiarza – nie zdradza miejscówek, żeby ich nie spalić.
Absolutnie. Na początku podawaliśmy sklepy, w których kupiliśmy danego lumpa, ale teraz podajemy tylko miasto. Nie miałoby to dla nas sensu.
Jak reagują na wasze znaleziska piłkarze? Wrzucaliście znalezione w lumpeksie koszulki Kamila Kosowskiego czy Adriana Mierzejewskiego.
Zaczepiamy ich na zasadzie “cześć, Adrian, dorwałem w lumpie twoją koszulkę z Trabzonsporu”. Liczę na to, że w jakiś sposób to udostępnią albo dadzą RT. Pamiętam, że Adrian wypowiedział się pod jednym z tweetów po turecku, więc zleciała się zaraz chmara tureckich kibiców. Z Kamilem Kosowskim była podobna sytuacja – znalazłem koszulkę Kaiserslautern z jego nazwiskiem i też coś pod nią napisał. Mateusz Klich udostępniał naszą licytację, gdy wystawiliśmy koszulkę Leeds na aukcję charytatywną. Staramy się uderzać do piłkarzy, którzy mogą nam pomóc. Widziałeś, jak działa Classic Football Shirts?
Opowiedz.
To jest normalny sklep. Sprzedają ciuchy, które znajdują. Albo które im wyślą ludzie, czego kompletnie nie rozumiem. Mają takie kontakty, że wchodzą sobie na treningi Arsenalu czy Manchesteru United, gadają z piłkarzami, rozdają im swoje koszulki, a ci się w nich fotografują. Mają dzięki temu świetną promocję na social media. O koszulkach opowiada u nich Ian Wright. Mają pod Manchesterem magazyn, gdzie jest na wieszakach jakiś milion oryginalnych koszulek. Tak zbudowali sobie markę, że piłkarze praktycznie sami do nich lgną. Wymarzyło mi się, żeby próbować krok po kroku budować coś podobnego – z tą różnicą, że nie dla zysku, ale też nie przeznaczając na to wielkich pieniędzy.
Jeśli jacyś piłkarze chcą wesprzeć ideę, mogą się odzywać.
Koniecznie! Dużo pomógł też Tomek Smokowski, który nieraz podbijał nasze licytacje albo mówił o nas w Kanale Sportowym. I inni dziennikarze jak Michał Pol czy Piotr Żelazny. Poza zwykłą społecznością, dołączają też ludzie popularni ze świata sportu.
No właśnie, robicie aukcje charytatywne, a niedawno ruszyliście z akcją #OddajFejka. Każdy może wysłać do was znalezionego w lumpie fejka, a wy dopniecie, żeby koszulki trafiły do dzieci z krajów Trzeciego Świata. Skąd pomysł na tę akcję?
Gdy publikujemy zdjęcia koszulek, często dostajemy komentarze w stylu „to jest fejk, nie warto za takie koszulki w ogóle płacić”. Tylko dlatego, że nie mają takiej metki, jaka powinna być. My jako Stadionowe Lumpy promujemy ideę, że nic nie może się zmarnować, nawet te fejki, które już są i z których można zrobić z nich pożytek. Tak się zrodziła ta akcja – skoro wam przeszkadzają te fejki, zróbmy z nimi coś fajnego.
W środowisku lumpiarzy jest wyczulenie na fejki?
Dzielimy się na dwie frakcje. Są tacy, którzy biorą wszystko, bo dlaczego nie? Ja idę do lumpa po to, żeby czerpać z tego radość. Jak zobaczę koszulkę Milanu z 2002 roku i wygląda tak, jak na grafice wyszukanej w Google, nie będę takiej koszulce za 4 złote patrzył w metki czy sprawdzał po kodach, czy jest oryginalna. Po prostu ją biorę. A co się potem z nią stanie, czy trafi do mojej kolekcji, czy podaruję ją jakiemuś dzieciakowi, to sprawa drugorzędna.
Ile macie już koszulek przygotowanych do wysłania?
Ponad trzysta. Wciąż dochodzą do nas koszulki, nie tylko z Polski, ale też Anglii czy Holandii. Spodziewamy się jeszcze, że jeszcze przez dwa tygodnie będą spływać. Wyślemy je za miesiąc, półtora.
Docelowo chcecie robić taką akcję raz w miesiącu.
Tak napisaliśmy. Ale na razie czekamy na rozwój wydarzeń i to, jak się zakończy pierwsza akcja. Póki co zbieramy odzież. Jak wyślemy pierwsze koszulki i minie trochę czasu, będziemy robić drugą zbiórkę. Ludzie muszą też mieć czas, żeby te koszulki nabyć, a potem wysłać.
Wiecie już, gdzie wyślecie te koszulki? Trafią do jakichś konkretnych miejsc?
Tak. Na samym początku akcji poinformowaliśmy, że koszulki będą wysyłane do Afryki i na Bliski Wschód – do Syrii i Libanu. I tak planujemy to zrobić. Rozmawiamy z dwoma fundacjami, które obiecały nam wsparcie przy wysyłce, bo to też nie są proste rzeczy. Dodatkowo jesteśmy w kontakcie z Marcinem Kupczakiem z Hanys On Tour, który podróżuje po Afryce. Za niedługo jedzie do Tanzanii – spakujemy mu torbę pełną koszulek, żeby porozdawał dzieciakom, którymi się opiekuje. Musimy to rozdzielić. Chcemy wysłać Messiego do każdego kraju, chcemy też wysłać każdemu krajowi różne rozmiary, więc musi to być dobrze pomyślane logistycznie.
Będziecie mieli jakiś feedback, jak to już trafi na miejsce? Jak ktoś wyśle do was koszulkę, będzie mógł zobaczyć na fotkach jak biega dzieciak z Syrii?
Nie chcieliśmy o to zabiegać, ale fajnie by było. Nie jest to najważniejsza sprawa w tym wszystkim, ale postaram się o nie, bo to kwintesencja całej akcji. Myślę, że fundacje nie będą miały z tym problemu, bo to chyba nie jest w żaden sposób gorszące. Chcemy, by ktoś, kto oddał nam koszulkę, mógł ją potem zobaczyć na rozbawionej mince małego dziecka. Robimy to też przecież po to, by uszczęśliwiać samych siebie.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Stadionowe Lumpy można znaleźć na INSTAGRAMIE, FACEBOOKU i TWITTERZE
Fot. Stadionowe Lumpy
Lyon – 7 złotych, Bayern – 9 złotych