Mówienie o nieprzewidywalności piłki – znacznie większej niż w wielu innych dyscyplinach – często trąci banałem, no ale czasami jest w pełni uzasadnione. Dotyczy to na przykład meczu Śląska Wrocław z Pogonią Szczecin. Któż mógłby przewidzieć, że Pogoń, która przez prawie całą pierwszą połowę całkowicie kontrolowała boiskowe wydarzenia i spokojnie prowadziła z bezradnymi gospodarzami, nagle w kilka chwil kompletnie się posypie i schodząc na przerwę będzie już przegrywała?
No właśnie, chyba nikt.
PEŁNA KONTROLA
Śląsk do 44. minuty sprawiał wrażenie zespołu, który nie ma żadnej radości z gry i nawet nie próbuje tego ukrywać. W czterech wcześniejszych kolejkach jego zawodnicy łącznie oddali zaledwie sześć celnych strzałów i do tego momentu ta statystyka nie ulegała żadnej poprawie. Dante Stipica się nudził i mógł ze spokojem przyglądać się, co robią koledzy z pola.
A ci długo robili swoje. Szybko objęli prowadzenie po rzucie rożnym Michała Kucharczyka i ładnym strzale głową Jakuba Bartkowskiego. Praktycznie do samego końca obrońca “Portowców” miał luz i swobodę, nikt mu nie przeszkadzał w posyłaniu piłki do siatki. Potem Pogoń może nie stwarzała sytuacji za sytuacją, ale drugi gol chwilami wisiał w powietrzu. Nie udało się jednak odpowiednio rozegrać kontry 4 na 2, a po uderzeniu Kacpra Kozłowskiego i rykoszecie od Łukasza Bejgera piłka przeleciała tuż obok słupka.
Może ta żenująca gra Śląska tak uśpiła gości, że stracili czujność. Może czuli, że już nic złego nie ma prawa ich spotkać, a tę drugą bramkę prędzej czy później wcisną siłą rozpędu. Nie wiadomo. W każdym razie nagle wydarzyły się rzeczy niewytłumaczalne.
UTRATA KONTROLI
Scalet odzyskał piłkę, pociągnął akcję, Stiglec dośrodkował, a Stipica i Mata do spółki sprawili, że Erik Exposito niespodziewanie mógł groźnie strzelić głową. Piłka, mimo prób ratowania sytuacji przez bramkarza, wpadła do siatki. Stipica nie popisał się niepotrzebnym wyjściem na przedpole, z kolei Mata – być może zmylony przez to wyjście – nawet nie wyskoczył do pojedynku z Exposito. Gol z czterech liter, 1:1.
Ostatnia akcja przed przerwą. Wyrzut z autu, Zech strzał Scaleta blokuje, ale poprawka Exposito pod poprzeczkę już znajduje drogę do celu. Vitezslav Lavicka, którego posada wisiała na włosku, zapewne w myślach szykował już pożegnalną przemowę, a tu nagle takie radosne wydarzenia.
Zbita z tropu Pogoń w drugiej połowie prezentowała się niewiele lepiej niż Śląsk w pierwszej. Niby przeważała, ale rzadko kiedy wynikało z tego coś groźniejszego. Jak już zamykający akcję Kucharczyk miał bardzo dobrą sytuację po dograniu Bartkowskiego, to strzelił w bramkarza. A nawet gdyby wykończył to należycie, powtórki pokazały, że Bartkowski znajdował się na spalonym. Gola tak czy siak by nie było. 2:2 mogło więc być dopiero po mocnym uderzeniu Drygasa w poprzeczkę i w zasadzie na tym lista ciekawszych zdarzeń ze strony Pogoni się kończy.
Śląsk w miarę możliwości starał się odgryzać. Na początku drugiej połowy Exposito źle przyjmował piłkę po fajnym podaniu Picha (jednym z niewielu) i nie stanął przed szansą na kolejną bramkę, choć powinien. Dla odmiany w ostatnim akcie Pich totalnie spartolił dogranie Exposito i zabrał mu asystę, praktycznie podając piłkę do Stipicy. To był trzeci celny strzał Śląska w tym meczu i pierwszy, który nie zakończył się golem.
OBIECUJĄCY DEBIUT BEJGERA
W barwach wrocławian na środku obrony zadebiutował Łukasz Bejger i sprawił niezłe wrażenie. Nie popełniał poważniejszych błędów, spokojnie interweniował. Piłkę wyprowadzał przyzwoicie, choć po zapowiedziach odnośnie tego elementu w jego wykonaniu, liczyliśmy nawet na coś jeszcze lepszego. Tymczasem wcale nie tak rzadko 19-latek wywalał piłkę byle dalej, nie próbował skomplikowanych rozwiązań. Z perspektywy drużyny, może to i dobrze, na trochę więcej ryzyka przyjdzie czas. W środku pola obiecująco na tle Soboty i Praszelika wypadł Scalet, który był cichym bohaterem akcji na 1:1.
W Pogoni zawiedli przede wszystkim Gorgon i – kolejny raz – Luka Zahović. Słoweniec ciągle sprawia wrażenie ciała obcego w tej drużynie. Zaczynają u niego szwankować nawet takie rzeczy jak pokazanie się do podania w odpowiednim miejscu i czasie. W paru przypadkach aż się prosiło, żeby inaczej się poruszał i otwierał opcję do dogrania, zamiast je zamykać. Jeżeli “Portowcy” naprawdę myślą o mistrzostwie, muszą mieć na szpicy kogoś, kto będzie dawał liczby. Zahović, mimo dużego kredytu zaufania, ich nie daje i nie ułatwia ich gromadzenia kolegom.
Pogoń w trzech ostatnich meczach wywalczyła jeden punkt i choć ciągle jest druga w tabeli, trudno nie mówić o co najmniej lekkim dołku formy. Śląsk wygrał po czterech spotkaniach niemocy, dzięki czemu wspiął się na piątą lokatę, ale nie sposób uznać, że sprawa załatwiona i już wszystko jest dobrze. Sama gra ciągle pozostawia wiele do życzenia.
Fot. Newspix