Zoran Arsenić w Rakowie Częstochowa to jeden z ciekawszych ruchów kadrowych klubów Ekstraklasy w ostatnim dniu zimowego okienka. Czy to w takim razie pokazuje, jak nudny był na naszym podwórku finisz transferowy? Trochę tak. I choć powrót Arsenicia do polskiej ligi nawet minimalnie nie zwiększył u nas poziomu ekscytacji, to z perspektywy drużyny Marka Papszuna jego pozyskanie można zrozumieć.
Chorwat został wypożyczony z Jagiellonii z opcją transferu definitywnego. Sezon zaczął jeszcze w “Jadze”, zagrał po razie w lidze i Pucharze Polski, a potem odszedł do HNK Rijeka. – Występowałem regularnie, ale kiedy Iwajło Petew opuścił klub, nie czułem chemii z nowym trenerem. Wystawiał mnie bardziej na prawej stronie, gdzie gra nie za bardzo sprawiała mi radości. Widziałem, że nie wiąże ze mną poważniejszych planów, dlatego szukałem innego wyjścia. Pojawiła się opcja z Rijeką. Dogadaliśmy się w kilka dni, bo bardzo chciałem grać – tłumaczył portalowi novilist.hr.
ENTUZJAZM NA WEJŚCIU
W założeniu odchodził na rok, ale powrót do ojczyzny udał mu się średnio i pobyt został skrócony o kilka miesięcy. Łączono go również z Wisłą Kraków (w jej barwach zaczynał w Ekstraklasie), stanęło jednak na Rakowie, który szukał jeszcze uniwersalnego obrońcy. Arsenić tę wszechstronność gwarantuje. Może występować na każdej pozycji w defensywie – choć jak wynika z powyższego cytatu, najlepiej czuje się na środku – a do tego Rijeka w tym sezonie zawsze grała ustawieniem z trójką stoperów, co z punktu widzenia systemu Papszuna ma bardzo duże znaczenie. Pewnych rzeczy po prostu nie trzeba będzie Chorwatowi tłumaczyć, powinien je od razu wiedzieć.
Latem sam zainteresowany na wstępie deklarował, że decyzję o przyjściu do HNK podjął bez wahania. – To była łatwa decyzja. Wiem, jaki to klub, jakie są tu możliwości i oczekiwania. Nie słyszałem ani jednej negatywnej opinii o Rijece, ludziach w klubie i wokół niego. To znacznie ułatwiło mi zdecydowanie się – zapewniał.
Dlaczego więc wyszło jak wyszło?
FERALNY DEBIUT
Przede wszystkim miał naprawdę dużego pecha. Wszystko skumulowało się w jednym momencie – 12 września ubiegłego roku. Arsenić debiutował w barwach Rijeki, wyszedł w pierwszym składzie na mecz z NK Osijek, którego jest wychowankiem. W 36. minucie popełnił błąd techniczny przed polem karnym i próbując ratować sytuację, niebezpiecznie faulował uniesioną nogą. Doszło tutaj do potrójnego nieszczęścia.
-
Arsenić obejrzał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska;
-
Petar Bockaj z podyktowanego rzutu wolnego podwyższył prowadzenie Osijeku na 2:0;
-
jak się potem okazało, faulujący przy okazji ten interwencji doznał poważniejszej kontuzji.
Arsenić do końca ubiegłego roku zagrał jeszcze tylko w Pucharze Chorwacji. Ominęła go przygoda w fazie grupowej Ligi Europy, zdążył jedynie załapać się na ławkę na dwa ostatnie spotkania z Realem Sociedad i AZ Alkmaar.
– Chyba za jednym zamachem wyczerpałem limit pecha. Moje mięśnie nie wytrzymały i musiałem długo pauzować. Kiedy wróciłem do treningów, naderwałem mięsień w tym samym miejscu i trzeba było zaczynać od nowa. Do tego złapałem koronawirusa. Musiałem przebywać w izolacji, przez co nie mogłem przechodzić normalnej rehabilitacji, koniecznej przy tego typu urazach. W efekcie wszystko się przedłużało. Bardzo trudna sytuacja. Teraz czuję się dobrze. Potrzebuję trochę czasu na dojście do formy, a konkurencja na mojej pozycji jest chyba największa w drużynie, ale mamy dużo treningów i kilka sparingów. Liczę więc, że będę optymalnie przygotowany na start rundy – pełen nadziei na nowe, lepsze rozdanie wypowiadał się na początku stycznia w chorwackich mediach.
ARSENIĆ GOTOWY DO GRY
Czy to oznacza, że Raków wziął zawodnika do odbudowy? Nic z tych rzeczy. Arsenić faktycznie w tym roku zaczął występować znacznie więcej. Od rozpoczęcia drugiej rundy chorwackiej ekstraklasy (19 stycznia) uzbierał osiem występów, z czego sześć w pierwszym składzie. Jeszcze 22 lutego zaliczył 90 minut przeciwko… NK Osijek, niejako spinając klamrą swój pobyt w HNK. Najwyraźniej jednak nie do końca wykorzystał otrzymane szanse i perspektywy na następne miesiące miał gorsze, skoro teraz wraca do Polski. Dużo do powiedzenia miał tu jego agent, optujący za opuszczeniem Rijeki. W każdym razie, piłkarz jest z miejsca gotowy do gry.
Jego powrót do Ekstraklasy nas nie ekscytuje, bo facet niczym nas nie zaskoczy. Dobrze znamy jego wady i zalety. Generalnie nie jest to postać, za którą się tęskniło i dla której kiedyś chodziło się na stadion, a dziś włącza się telewizor. Miniony sezon w Jagiellonii Arsenić miał bardzo przeciętny (średnia not 4.69), ale na tu i teraz może być dla Rakowa rozsądnym rozwiązaniem, mającym na celu zwiększenie pola manewru trenera. Tylko tyle i aż tyle.
Fot. FotoPyK