Reklama

Polskie narciarstwo alpejskie wychodzi z cienia. Gąsienica-Daniel szósta na MŚ

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2021, 16:43 • 3 min czytania 6 komentarzy

Cóż to były za zawody, cóż to był za przejazd. Przyznajemy się bez bicia – przed rozgrywanymi we włoskiej Cortinie d’Ampezzo mistrzostwami świata w narciarstwie alpejskim mało kto z nas liczył na walkę o medale. Raczej nastawialiśmy się na niezły występ naszych reprezentantek, a miejsce w pierwszej piętnastce wzięlibyśmy w ciemno. Tymczasem dziś Maryna Gąsienica-Daniel utarła nosa niedowiarkom, włączając się w walkę o medal! W dodatku młoda Magdalena Łuczak ukończyła zawody na dziewiętnastej pozycji. A przecież mogło być nawet lepiej.

Polskie narciarstwo alpejskie wychodzi z cienia. Gąsienica-Daniel szósta na MŚ

Blisko medalu

Po pierwszym przejeździe Gąsienica-Daniel zajmowała siódmą lokatę, tylko udowadniając że jej poprzednie występy (12. miejsce w superkombinacji i 8. w slalomie gigancie równoległym) to żaden przypadek, lecz oznaka dobrej formy. Jej strata do trzeciej Laura Gut-Behrami wynosiła 0,49 sekundy. Ale przecież slalom gigant to konkurencja tego typu, że nawet małe błędy wyżej uplasowanych rywalek, przy idealnym przejeździe Maryny, pozwalałyby jej marzyć o medalu. Stąd z niecierpliwością czekaliśmy na drugi przejazd.

Gdy już nadszedł, Polka wystartowała w nim świetnie. Na drugim pomiarze czasu miała niemalże pół sekundy przewagi nad najlepszą zawodniczką. Maryna nie miała jednak zamiaru zwalniać tempa. Wręcz przeciwnie – gnała w dół jak szalona. Bo ona taki już ma styl. Jedzie szybko. Może nie wygląda to najpiękniej, ale jest niezwykle skuteczne. I tak też było tym razem.  Trzeci pomiar czasu wskazał minus 57 setnych! Wydawało się, że może być pięknie.

I wtedy nasza zawodniczka popełniła jeden jedyny błąd – za bardzo skontrowała nartę, przez co się zachwiała. Błąd był wprawdzie minimalny, ale rzutujący na prędkość w ostatniej części trasy. Na szczęście tylko na to, bo Maryna wspaniale się uratowała i mogła jechać dalej. A kilka naprawdę niezłych narciarek przed nią z trasy wyleciało, co tylko udowadniało, że ta była trudna.

Polka do mety dojechała i tak w znakomitym czasie – po swoim przejeździe była druga w klasyfikacji generalnej, za Austriaczką Ramoną Siebenhofer. Ostatecznie zawody ukończyła na szóstym miejscu. Z jednej strony – wielka szkoda, bo inne zawodniczki również myliły się na trasie i Polka mogłaby zapisać niesamowitą historię na tych mistrzostwach. Z drugiej – chapeau bas dla Maryny za ten występ, bo to wciąż jest jej życiowy sukces.

Reklama

Pozostaje nam jej życzyć, aby w niedalekiej przyszłości go poprawiła.

Łuczak też dała radę

Magda Łuczak – młoda, zaledwie dziewiętnastoletnia zawodniczka – po pierwszym przejeździe zajmowała 25. pozycję, bardzo dobrą jak na debiut w mistrzostwach świata. Ale to nie było jej ostatnie słowo. Do drugiego przejazdu Polka podeszła z wielkim spokojem. Widać było że ranga zawodów jej nie zdeprymowała, ba, wręcz przeciwnie – dodała pewności siebie! Świetny technicznie przejazd był trzynastym najlepszym wynikiem drugiej rundy, a w klasyfikacji generalnej zapewnił Polce 19. lokatę!

Pekin na horyzoncie

Nasze obie rodaczki osiągnęły dziś życiowy sukces i rozbudziły apetyty na więcej takich startów. Za rok o tej porze odbędą się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Zważywszy na to, że Maryna Gąsienica-Daniel potrafi już regularnie meldować się w pierwszej dziesiątce zawodów Pucharu Świata oraz na to w jak znakomitym tempie rozwija się talent Magdy Łuczak, z pewnością będziemy mieli powody ku temu, aby liczyć tam na równie udany start naszych narciarek.

Jedno jest pewne – na polskie narciarstwo alpejskie w końcu padł promyk nadziei. Oby sukcesy naszych dziewczyn przełożyły się na realne zainteresowanie kibiców i sponsorów. One udowodniły, że mamy potencjał w tym sporcie. Zresztą Magda wprost przyznaje, że historia Maryny – która wróciła po poważnej kontuzji – ją inspiruje i sprawia, że bardziej wierzy w swoje możliwości. Sporty zimowe w naszym kraju znają już takie historie. Kiedyś pewien wąsaty jegomość sprawił przez swoje sukcesy, że nad Wisłą odżyły skoki narciarskie. Potem Justyna Kowalczyk wyciągnęła (i wyciąga nadal) nasze biegi narciarskie na dobry poziom.

Dlaczego więc narciarstwo alpejskie nie miałoby pójść podobną drogą?

Fot. Newspix

Reklama

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...