Reklama

Witam, Manchester City, kiedy ty w końcu stracisz punkty? Witam, chyba nigdy

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

17 lutego 2021, 23:35 • 3 min czytania 4 komentarze

Po pierwszej połowie można było łudzić się, że Manchester City w końcu straci punkty. Everton naprawdę grał nieźle, dopuszczał The Citizens do relatywnie małej liczby klarownych sytuacji. Problem w tym, że w drugiej połowie obraz gry zupełnie uległ zmianie i z The Toffees nie było ostatecznie czego zbierać. 

Witam, Manchester City, kiedy ty w końcu stracisz punkty? Witam, chyba nigdy

Genialne zawody w końcu zaliczył Bernardo Silva. Portugalczyk był bodaj najjaśniejszym punktem gości, co jest stosunkowo rzadką sprawą, przynajmniej w tym sezonie. Zwykle błyszczał Sterling, Gundogan, De Bruyne, Foden, czasami Mahrez. Dziś jednak to Bernardo był tym, z którym defensywa Evertonu miała największe problemy. Co więcej – nie była w stanie tych problemów jakkolwiek rozwiązać.

26-latek kończył mecz nie tylko z golem i asystą, ale przede wszystkim z 92% skutecznością podań, 100% udanych dryblingów, czy wreszcie dwoma kluczowymi podaniami. Naprawdę nieźle, jak na kogoś, kto zaliczył ostatnio znaczny regres formy. Ostatnim meczem, w którym Bernardo trafił do siatki rywala, było spotkanie z Aston Villą w połowie stycznia. Wcześniej Portugalczyk nie trafił ani razu.

To nie był one-man show

Jednakże uzależnienie zwycięstwa Manchesteru City jedynie od postawy Bernardo Silvy byłoby zupełnie bezzasadne. Jasne, wiódł on dzisiaj prym, ale jego koledzy wydatnie pomagali mu w eksponowaniu największych walorów. Asystę zaliczył podając do Mahreza, który huknął obok słupka Pickforda. Sam zaś trafił do siatki, bowiem koledzy skutecznie zaabsorbowali uwagę defensorów Evertonu, co otworzyło wrota przed zawodnikiem Pepa Guardioli. Nie popisał się też angielski golkiper, który trochę nieumiejętnie złożył się do interwencji.

Dzisiejszego wieczora, gdy oczy całej Europy były zwrócone na zmagania w Lidze Mistrzów, Manchester City wykonał kolejny pewny krok w kierunku mistrzostwa Premier League. Mimo że Everton próbował, starał się i szarpał w pierwszej połowie, to koniec końców zabrakło im argumentów, by zatrzymać The Citizens. Tak naprawdę był to dla nich kolejny dzień w biurze, nie zaproponowali niczego szczególnego, czego nie widzielibyśmy we wcześniejszej fazie sezonu. Nie jest to jednak żaden zarzut – oni po prostu są zbyt dobrze przygotowani.

Reklama

Kolejny raz popisał się Foden – strzelił otwierającego gola. Joao Cancelo śmigał na lewej stronie boiska, regularnie stwarzając przewagę w tym sektorze. Rodri czyścił absolutnie wszystko, nie dając najmniejszych szans Sigurdssonowi, Daviesowi i Doucoure. Nie było nawet czuć, że nie gra dzisiaj Gundogan, Kevin De Brunye (no dobra, on był na boisku przez kilka minut) oraz Sergio Aguero.

Pep Guardiola zdołał wytworzyć ekosystem, w którym wszystko funkcjonuje tak, jak należy. To banał, ale patrząc na ich występy naprawdę trudno znaleźć jakiś słaby punkt. Ewentualne mankamenty są zaskakująco szybko neutralizowane, nie ma dłuższych fragmentów, w których rywale przeważaliby nad Manchesterem City. Przekonaliśmy się o tym także i dzisiaj – jasne, Everton zdobył jedną bramkę, ale kompletnie nie wiedział, co z tym remisem zrobić. Nie poszedł po trafienie numer dwa, nie był też odpowiednio skoncentrowany, by dowieźć podział punktów do końcowego gwizdka.

Przegrał, ale wydaje się, że przegrać musiał. Na The Citizens nie ma obecnie w Premier League mocnych. Teraz pozostaje im jedynie przezwyciężyć osobisty kryptonit zwany Ligą Mistrzów.

EVERTON 1:3 MANCHESTER CITY

Richarlison 37′ – P.Foden 32′, R.Mahrez 63′, B.Silva 77′

Fot.Newspix

Reklama

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Anglia

Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Bartosz Lodko
0
Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Komentarze

4 komentarze

Loading...