Co charakterystyczne dla polskich mediów, łatwo dostają pierdolca z byle powodu. Dzisiaj wybuchła prawdziwa bomba – Arkadiusz Milik na celowniku Juventusu Turyn. Pal licho źródło plotki – portal sportevai.it, który nie słynie z wiarygodnych newsów. Ważne, że ktokolwiek tę bzdurę napisał i że można to puścić dalej w świat, okraszając chwytliwym tytułem i kilkoma wykrzyknikami. Będzie się klikać! Aktualnie Polacy są dość blisko uwierzenia, że o Miliku rozmawia się w gabinetach dyrektorów w największych klubach świata.
Taka nasza rola, że musimy spuścić trochę powietrza z tego balonika. Arkadiusz Milik to sympatyczny chłopak, który nie poradził sobie w Bayerze Leverkusen oraz Augsburgu i aktualnie walczy o miejsce w podstawowym składzie Ajaksu Amsterdam. Juventus natomiast dysponuje następującymi napastnikami:
1. Carlos Tevez
2. Fernando Llorente
3. Alvaro Morata
4. Sebastian Giovinco
Mamy więc reprezentanta Argentyny, reprezentanta Hiszpanii, reprezentanta Włoch oraz młodzieżowego reprezentanta Hiszpanii. Do tego na wypożyczeniu w Sassuolo znajduje się młodzieżowy reprezentant Włoch, 20-letni Domenico Berrardi (16 goli w poprzednim sezonie Serie A), wyceniany na ponad 10 milionów euro. Nie wspominamy już o kolejnych zawodnikach, których Juve ma w swojej stajni na wszelki wypadek, takich jak 21-letni Boakye (reprezentant Ghany, na wypożyczeniu w Atalancie Bergamo).
To naprawdę fajnie, że Milik w poprzedniej kolejce dwa razy ukąsił w spotkaniu z Cambuurem, w którym występuje Sebastian Steblecki. Znajmy jednak proporcje. Być może kiedyś Milik będzie zawodnikiem takiej klasy, żeby Juventus na niego spojrzał, ale póki co niewiele na to wskazuje. Włoskie media widziały już w Juventusie i Wawrzyniaka, i Szymkowiaka, za każdym razem podchwycały to nasze matołki z mediów, ale jakimś dziwnym trafem ostatecznie klub z Turynu sięgał po zawodników z innej półki.
Radzimy więc wszystkim zejść na ziemię, bo od tego paplania bzdur to mogą się zrodzić same problemy – np. sam Milik może uwierzyć, że jest kimś innym niż w rzeczywistości. Chociaż akurat on wydaje się w tym momencie osobą znacznie rozsądniejszą niż ci wszyscy „sprzedających go” dziennikarzy.