Brighton wciąż jest klubem, który zdecydowanie lepiej gra niż punktuje. Ale w ostatnich tygodniach wajcha została przesunięta w drugą stronę. Tydzień temu z Tottenhamem wycisnęli 1:0 z relatywnie przeciętnego meczu. A dziś z paździerza zaprezentowanego na spółę z Liverpoolem – tak dla odmiany – zrobili kolejne 1:0. Sześć punktów z czubem tabeli – to trzeba docenić. Szkoda tylko, że znów bez udziału Polaków.
W zeszłym sezonie Ekstraklasy po meczu Wisły Płock z Cracovią uznaliśmy, że nie ma sensu pisać o tym spotkaniu normalnej pomeczówki. Wrzuciliśmy noty, krótką notkę, zdjęcie główne i tyle.
No i o pierwszej połowie starcia Brighton z Liverpoolem moglibyśmy napisać w zasadzie to samo. Siedem strzałów, zero celnych, multum podań wszerz boiska, długie fragmenty klepania piłką bez przeniesienia ciężaru gry bliżej bramki rywala. Wynudziliśmy się okropnie. Tak naprawdę zerkaliśmy już później tylko w kierunku piłkarzy rozgrzewających się przy linii bocznej. I szukaliśmy tam tym razem już dwóch Polaków. Bo że Jakub Moder jest w kadrze “Mew” – do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Ale dziś swój debiut w osiemnastce meczowej zaliczył też Michał Karbownik.
Ale żaden z Polaków nie zaliczył swojego debiutu w Premier League. Powoli zaczyna nas już Graham Potter irytować tą swoją antypolską postawą. A dziś na dodatek gola strzelił rywal Modera do gry – Steven Alzate. Chociaż mamy wątpliwości, czy aby na pewno to Alzate zdobył tę bramkę.
Potter zastosował bowiem sprytny myk, czyli wystawił na wahadle Dana Burna. Dwumetrowca. Na wahadle. Ale okazało się, że w tym planie jest metoda – goście posyłali na niego dośrodkowania, a on zgrywał je przed bramkę. I właśnie tak Brighton strzeliło – jak się później okazało – jedyną bramkę w tym meczu. Wrzutka z prawej flanki, Burn zgrywa piłkę do środka, Alzate trafia jeszcze po drodze z Trossarda i piłka wpada do siatki.
I to nie tak, że Liverpool cisnął gości, a ci wyszli z jedną kontrą i strzelili gola. Owszem, The Reds mieli przewagę, ale nie nazwalibyśmy tego dominacją. Tłamszeniem. Nie, zupełnie nie. Ot, w starciu równorzędnych ekip ta jedna miała nieco więcej szczęścia pod bramką. Liverpool miał chociażby szansę Salaha po wrzutce z prawej flanki, ale minimalnie się Egipcjanin pomylił. I osłabiony mistrz sensacyjnie przegrał.
A Brighton robi swoje – ograli Liverpool, pokonali Tottenham, mają teraz passę pięciu spotkań bez porażki. I dużo lepszą sytuację w tabeli niż jeszcze w zeszłym roku. Na ten moment przewaga nad osiemnastym Fulham wynosi dziesięć punktów, londyńczycy mają jeszcze do rozegrania swój mecz. Ale na ten moment Mewy tracą mniej punktów do dziesiątego Arsenalu niż Fulham traci do Brighton będącego na piętnastym miejscu.
Sytuacja Polaków?
Modera martwić może gol Alzate, bo akurat z nim bezpośrednio rywalizuje o miejsce w składzie. Karbownik z kolei może dziś przybliżyć się o jedno miejsce do gry. Kontuzji – i to raczej poważnej – nabawił się Solly March, czyli wahadłowy. A właśnie na boku obrony widzi Polaka Graham Potter.
Liverpool – Brighton 0:1 (0:0)
Alzate (56.)
fot. NewsPix