Wielomiesięczna saga dobiegła końca. Jak twierdzi Tomasz Jażdżyński, współwłaściciel Wisły Kraków, sprawa kontraktu Aleksandra Buksy została zakończona. Wychowanek “Białej Gwiazdy” nie podpisze nowego kontraktu, nie odejdzie za grube pieniądze, dotrwa w Wiśle do końca umowy wygasającej w czerwcu i odejdzie za ekwiwalent. Jażdżyński w wywiadzie dla Dziennika Polskiego nie kryje żalu wobec ojca zawodnika i twierdzi, że ten wraz z synem złamał dane zarządowi Wisły słowo.
Kibice Wisły zauroczyli się nastolatkiem wchodzącym do drużyny, ten miewał znakomite wejścia z ławki, przepowiadano mu duży zagraniczny transfer, pytały kluby z zachodu. Było to o tyle cenne, że przecież Wisła nie miała w ostatnim czasie success story opartego na świetnej sprzedaży swojego wychowanka. Młodziaków – niekoniecznie przez siebie wychowanych – sprzedawali już prawie wszyscy. Lech, Legia, Zagłębie, to oczywiste. Górnik, Pogoń, Jagiellonia w dalszej kolejności. Ale teraz jeszcze Raków, Śląsk… A Wisła? Wisła akurat nie.
Buksa miał zatem dać radość kibicom swoimi występami, a później miał dać zielone komórki w Excelu po zagranicznym transferze. Problem polegał jednak na tym, że do transferu może dojść, gdy zawodnika wiąże ważny kontrakt. I im dłuższy kontrakt, tym więcej zer na koncie.
Wydawało się, że sprawa jest jasna – latem, w sierpniu zeszłego roku, Wisła triumfalnie ogłosiła podpisanie umowy z 18-latkiem do 2023 roku.
Była sesja z koszulką, na której widniał numer 2023. Były oficjalne komunikaty, Olek całował herb, brakowało tylko filmu z ćwierkającymi ptakami, bijącym dzwonem Zygmunta i Jakubem Błaszczykowskim wprowadzającym za rękę Buksę na stadion. Problem jednak polegał na tym, że Wisła naściemniała z tym, że nowy kontrakt Buksy obowiązuje do 2023 roku. Obowiązywał bowiem tylko do lata 2021 roku. Zacytujmy Jażdżyńskiego ze wspomnianego wywiadu dla Dziennika Polskiego:
– Biorąc pod uwagę przebieg rozmów i to, co się w ich trakcie wydarzyło, powinniśmy postawić twarde weto po pojawieniu się pomysłu na ogłaszanie daty kontraktu 2023. Jest faktem, iż Aleksander mógł wtedy podpisać kontrakt z innym klubem. To, iż tego nie zrobił wzmacniało wiarę w zapewnienia drugiej strony i stąd niestety rozważana była taka idea. Nie był to zresztą pomysł klubu. Tyle mogę powiedzieć. To był pomysł mający, że zacytuję jednego z członków zarządu, który mi go przekazał, „doprowadzić do tego, żeby agenci przestali już dzwonić”. Dzisiaj się mówi, że klub oszukał fanów i podał nieprawdę.
Wisła jednak była pełna wiary w to, że Buksa wraz z ojcem i nowym agentem na początku 2021 roku podpiszą kolejną umowę – tym razem już po osiemnastych urodzinach piłkarza. Wówczas klub mógłby zapisać w umowie kwotę odstępnego, zmienić warunki, dopisać nowe klauzule. Według Jażdżyńskiego – klub dostał zapewnienie, że zawodnik będzie chciał przedłużyć ten kontrakt.
I tu zaczyna się galimatias.
Rozmowy na temat przedłużenia umowy stanęły w martwym punkcie. Buksa grał mało. Wisła chciała, by podpisał kontrakt do 2023 roku. Ale zawodnik i jego ojciec nie chcieli o tym słyszeć. Dzisiaj już wiemy – nowej umowy nie będzie, Buksa latem wyfrunie z Krakowa, a klubowi przypadnie ekwiwalent w wysokości maksymalnie kilkuset tysięcy euro.
Z jednej strony rozumiemy oburzenie Wisły. Skoro dogadali się z kimś ustnie na to, że zawodnik będzie chciał podpisać kolejny kontrakt – tym razem faktycznie do 2023 roku – to mogli oczekiwać, że w styczniu Buksa sfinalizuje podpisem wcześniejsze ustalenia słowne. Umowy ustne nie są wiążące w kontekście kontraktów zawodników i w świetle zasad PZPN-u. Mogą być w świetle prawa, ale… Już w dzisiejszym wywiadzie Jażdżyńskiego słychać, że Biała Gwiazda raczej nie skorzysta z tej karty. Więc Wisła w mediach może krzyczeć: “ale przecież powiedzieli, ze podpiszą, a nie podpisali, hańba”, ale w kontekście korzyści finansowych dla klubu zmieni to tyle, co narzekanie na poziom sędziowania już po meczu.
WISŁA TO NAJLEPSZE MIEJSCE DO ROZWOJU. NASZ WYWIAD Z BUKSĄ Z LATA 2020 ROKU.
Z drugiej strony – jesteśmy w stanie zrozumieć interesy Buksów. Jasne, jeśli faktycznie złamali dane słowo, to po ludzku zachowali się bardzo słabo. Skoro powiedzieli, że po osiemnastych urodzinach Olka dogadają się na nowy kontrakt, a później zmienili tę wersję, to można podać w wątpliwość ich moralność. Ale ojciec Buksy i sam zawodnik mają też swoje interesy – zarówno te finansowe, jak i sportowe. Jeśli Buksa odejdzie z klubu bez kwoty odstępnego – a odejdzie – to piłkarz będzie mógł sobie krzyknąć bardzo przyjemną sumkę za podpis pod kontraktem w nowym klubie. Nie będzie też uzależniony od tego, z kim dogadałaby się Wisła na transfer. No i jako wolny piłkarz będzie budził większe zainteresowanie, bo przecież jest do wzięcia bez kwoty wykupu.
Rozumiemy, że kibiców Wisły może ta cała akcja boleć. Podwójnie.
Najpierw zostali wprowadzeni w błąd przez klub, gdy ten podał, że umowa z Buksą została podpisana na trzy lata, a tak naprawdę podpisana została na rok. Później ich ukochany klub prawdopodobnie został oszukany przez piłkarza i jego ojca. Natomiast – mówiąc brutalnie – świat sportu rzadko opiera się na sentymentach. Piłkarze całują herb, by zaraz zapomnieć słów klubowego hymnu, bo ktoś inny zaproponował pięć koła na miesiąc więcej. Zawodnicy obiecują pomoc w walce o utrzymanie, by w połowie sezonu czmychnąć do klubu mającego stabilne miejsce w środku tabeli. Gracze mówią o walce o najwyższe cele, a później wyjeżdżają do tureckich przeciętniaków.
Mało to nastolatków wyjechało z Polski zostawiając macierzysty klub na lodzie i z frytkami za ekwiwalent? No nie. Dziesiątki w ostatnich latach.
Wisła dostała bardzo kosztowną nauczkę. Jeśli na coś się dogadujesz, to musisz mieć to na papierze. Słowo jest niewiele warte w świetle przepisów i prawa. Słowo jest generalnie bardzo tanie i nic nie kosztuje. Gdyby to była filmowa historia, to za rok Buksa ze łzami w oczach wyściskałby Jakuba Błaszczykowskiego podczas podpisania umowy transferowej z Milanem. Klubowi dałby zarobić kilka baniek euro. Obiecałby Kubie, że za piętnaście lat wróci, by pomóc odzyskującej swój blask “Białej Gwieździe”. Ba, może i kiedyś by wrócił, tak jak jego kolega z szatni i współwłaściciel Wisł jednocześnie.
Ale to nie jest film. To świat, w którym czasami ktoś łamie słowo. Czasem ściemnia w żywe oczy. Kieruje się własnym zyskiem, interesem, ambicjami. Często kosztem danego wcześniej słowa.
Zostają żale, pretensje, smutek oraz koszulka z napisem Buksa 2023. Eksponat do muzeum XXI-wiecznego futbolu, w którym sentymentów już nie ma.
fot. FotoPyk