Reklama

O co nie muszą martwić się Śląsk i Stal? O obsadę bramki!

redakcja

Autor:redakcja

01 lutego 2021, 12:19 • 6 min czytania 1 komentarz

Choć Śląsk i Stal to kluby z dwóch przeciwległych biegunów ligowej tabeli, stawiające sobie zupełnie rożne cele i w inny sposób budujące swoje zespoły, to jesienią łączył je jeden wspólny element. Mianowicie i we Wrocławiu, i w Mielcu na każdej pozycji można było doszukiwać się – mniejszych lub większych – rezerw, tylko nie w bramce. Tam, oczywiście na miarę potencjału, golkiperzy ponadprzeciętnie spełniali swoje obowiązki. 

O co nie muszą martwić się Śląsk i Stal? O obsadę bramki!

***

Komfortem dysponuje przede wszystkim Vitezslav Lavicka. Półtora roku temu Matus Putnocky odchodził z Lecha z łatką bramkarza, który trochę się już wypalił, bo niby jasne było, że potrafi bronić, że to dalej niezły poziom, ale im dłużej był w Poznaniu, tym coraz rzadziej mogliśmy się o tym przekonać. W Śląsku też mieli wątpliwości, czy ten transfer wypali. W końcu Słowak nie był już najmłodszy, a wrocławianom wiele razy w przeszłości zdarzyło się przejechać na ściąganiu weteranów, którzy zamiast stanowić realne wzmocnienie, okazywali się być dziadami. Niepotrzebne były jednak te obawy. Putnocky się sprawdził.

Ba, znowu wyrósł na czołowego bramkarza ligi.

Może nie był najbardziej spektakularny, nie wyczyniał w bramce jakichś cudów, ale w sezonie 2019/20 swoje wyciągał i wystrzegał się większych błędów. Nieprzypadkowo czterokrotnie wybieraliśmy go do jedenastki Kozaków. W tym sezonie nie spuścił z tonu. Jedenaście meczów, dwanaście puszczonych goli, cztery czyste konta. 75% obronionych strzałów. Na poziomie, bardzo przyzwoicie, choć akurat perfekcyjnie nie było, bo dwie jesienne wpadki idą w dużej mierze na jego konto. Z Pogonią to on faulował Kucharczyka w polu karnym, co poskutkowało jedenastką i pewnym strzałem byłego legionisty na wagę zwycięstwa Portowców, a z Legią zawalił przy bramce Pekharta i skończyło się porażką Śląska 1:2.

Inna sprawa, że do słowackiego fachowca nikt większych pretensji nie miał. Jego pozycja w bramce Śląska wydawała się niepodważalna, aż zobaczyliśmy, jaki kozak jest zmiennikiem Putnockiego. Michał Szromnik do Wrocławia przyszedł latem z Chrobrego Głogów, pierwsze kilkanaście meczów przesiedział na ławce dla rezerwowych, ale kiedy już dostał szansę, bo jego 36-letni konkurent borykał się akurat z problemami zdrowotnymi, to zrobił pierwszorzędne show. Z Rakowem wyjął spadającego liścia Iviego Lopeza i przewrotką Schwarza, z Wartą bronił bardzo pewnie, a z Zagłębiem Lubin zrobił to przy uderzeniu Samuela Mraza.

Reklama

To były jego trzy pierwsze mecze w Ekstraklasie w całym 27-letnim życiu. 80% obronionych strzałów. Czołówka ligi. Wejście smoka. Ostatnio opowiadał nam o tym wszystkim tak:

Jakie były twoje odczucia przed i po debiucie w Ekstraklasie? Wiesz, wjechałeś w ligę z buta.

Kiedy przychodziłem do Śląska, doskonale zdawałem sobie sprawę, kto będzie numerem jeden. To miejsce należało do Matusa Putnocky’ego, którego bardzo cenię. Z drugiej strony miałem taką myśl, że żyjemy przecież w zwariowanych czasach, rotacje w składach były na porządku dziennym. Można było się zatem spodziewać, że na przykład problemy zdrowotne prędzej czy później kogoś wykluczą. Musiałem być w gotowości. Wychodzić na trening, ze świadomością, że z dnia na dzień mogę wskoczyć do składu.

Od początku mojego pobytu we Wrocławiu zagrałem pięć meczów w 2. lidze. Tam pokazałem, że jestem przygotowany. Nagły debiut mnie nie zaskoczył. Naprawdę ciężko na to pracowałem. Nieskromnie można powiedzieć, że poszło mi dobrze, drużyna wygrała z ówczesnym liderem, nie tracąc bramki. Wydaje mi się, że kolejne mecze zagrałem na równie wysokim poziomie, więc mam nadzieję, że dzięki temu będę brany na poważnie pod kątem rywalizacji o grę w pierwszym składzie. O to w tym zawodzie właśnie chodzi. Wskakujesz na czyjeś miejsce, a potem robisz wszystko, aby je utrzymać. To mój główny cel na wiosnę.

Ktokolwiek więc będzie bronił bramki Śląska w rundzie wiosennej, powinien zagwarantować nie tylko spokój, ale też wartość nadprogramową w postaci ważnych interwencji.

***

W Stali Mielec z pozoru wygląda to mniej ekskluzywnie. Latem byliśmy nieufni wobec Rafała Strączka, bo ekstraklasowa jesień była dla niego pierwszą poważniejszą szansą w seniorskiej piłce. I to od razu w elicie. Wcześniej w I lidze zaliczał tylko epizody. Bronił jedynie w III lidze – w JKS 1909 Jarosław, czy na wypożyczeniu w Motorze Lublin. Żadną tajemnicą nie był też fakt, że Stali bardzo zależało na zakontraktowaniu Karola Niemczyckiego, który jednak ostatecznie wybrał Cracovię. Wszystko dlatego, że na Podkarpaciu chciano odważnie postawić na pomysł-eksperyment z bramkarzami-młodzieżowcami, co – jak pokazał sezon 2019/20 – nie zawsze wypala. Był więc Strączek trochę drugim wyborem, gorszą wersją Niemczyckiego. Można było mieć obawy, ale 21-letni bramkarz się obronił.

Reklama
W rankingu młodzieżowców za jesień umieściliśmy go na czternastym miejscu i pisaliśmy tak:

Wprawdzie skuteczność obronionych strzałów plasuje go wśród najgorszych w lidze (według EkstraStats – 64,5%), to należy pamiętać, że nie znajduje się w szczególnie komfortowym położeniu. Znamy takich, którzy będąc w podobnej sytuacji ubiegaliby się o dodatek socjalny za nad wyraz ciężkie warunki pracy. Cytując klasyka – w obronie Stali to Strączka winilibyśmy najmniej. 

I faktycznie, rzadko, kiedy można było mieć do niego realne pretensje. Jasne jest, że marnie zaprezentował się chociażby w starciu z Wisłą Kraków, która wpakowała Stali aż sześć goli, ale to też dobry symbol tego, jak niełatwą robotę miał Strączek – obrona mieleckiej ekipy długo zwyczajnie nie funkcjonowała. Trochę też szkoda, że pod koniec rundy młodzieżowiec doznał kontuzji i wypadł z gry, ale wiosną ponownie powinien dostać szansę, bo sobie najzwyczajniej w świecie na nią zasłużył.

Nawet mimo tego, że pod jego nieobecność solidnie wyglądał doświadczony Michał Gliwa. To specyficzna postać. Swojego czasu pisaliśmy, że to autor najdziwniejszego CV w Polsce. Z jednej strony winowajca wielu baboli na różnych etapach swojej kariery, który odbił się od Zagłębia Lubin i Sandecji Nowy Sącz, a z drugiej jednokrotny reprezentant i facet, który całkiem przyzwoicie radził sobie w barwach Pandurii Targu Jiu, ówczesnego wicemistrza Rumunii. Postać cholernie niejednoznaczna, która w polskim futbolu swoją pozycję ustabilizowała dopiero w ostatnich dwóch latach. Już w Rakowie bowiem wyglądał przyzwoicie. Przede wszystkim przestał zawalać. Pomógł w awansie do elity i nawet choć przegrał rywalizację z Jakubem Szumski, to i w Ekstraklasie wypadał całkiem znośnie.

Jesienią w Stali miał być wsparcie dla Rafała Strączka i ze swojej roli wywiązał się bez zarzutów. Za trzy ostatnie mecze rundy wystawialiśmy mu noty 5, 6, 5. Solidność. Pewność. Nieprzypadkowo Leszek Ojrzyński chwalił jego dojrzałość na konferencjach prasowych.

***

Tak więc we Wrocławiu i w Mielcu nie mogą narzekać na obsadę bramki. Matus Putnocky i Michał Szromnik zapewniają poziom, który pozwala Śląskowi wierzyć w podium, a Michał Gliwa i Rafał Strączek zasygnalizowali, że choć znajdują się na dwóch rożnych etapach kariery, spokojnie są w stanie trzymać w ryzach obronę drużyny walczącej o ligowy byt.

 

 

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...