Jeśli wczoraj nie poświęciliście dość uwagi ekstraklasie, dziś pora się z nią przeprosić, bo trzeciej szansy w tej kolejce już nie będzie. Gramy tylko dzisiaj, na trzech różnych stadionach – jutro wolne. Jest kilka znaków zapytania, które powodują, że niedzielne granie może być atrakcyjne.
Po pierwsze: jak bardzo Filip Starzyński wyśrubuje rekord Weszło?
Przed kilkoma dniami na łamach katowickiego Sportu widzieliśmy mocno absurdalne zestawienie. Tak zwani eksperci nominowali zawodników, którym Adam Nawałka powinien dać w najbliższym czasie szansę. Większość kandydatur wyglądała dość sensownie, aż tu nagle Grzegorz Mielcarski wypalił, że w pierwszej kolejności na tę szansę zasługuje Starzyński. I dalej – przekonywać, że ma co najmniej tak szybką nogę, jak Sebastian Mila w najlepszej odsłonie. Tu pojawia się kluczowe pytanie: panie Grzegorzu, czy pan nie ogląda ligi? Filip Starzyński w ostatnich tygodniach jest w absolutnie żałosnej dyspozycji, pięciokrotnie (!) wybraliśmy go już do jedenastki badziewiaków w tym sezonie. Żaden inny ligowiec nie gościł w niej tak często. Żałujemy, bo to chłopak z potencjałem. I pytamy: ile jeszcze?
Po drugie: czy rezerwiści Probierza oszczędzą Fornalika?
Również dla Waldemara Fornalika rzeczywistość okazuje się brutalna. Smutny Waldemar zanotował tak zły start, tak fatalny powrót do ekstraklasy, jakiego w ostatniej dekadzie nie zanotował żaden były selekcjoner. Ciężko wyczuć, co jest największym problemem Ruchu. Można by powiedzieć – wyniki. Ale czy na pewno? A może jednocześnie gra, która mecz po meczu nie pozostawia złudzeń, że rywal był lepszy i zasłużenie zdobył punkty. Dziś sytuacja jest o tyle interesująca, że do Chorzowa przyjeżdża Jagiellonia, która zbierała ostatnio niebywałe pochwały. Wojtek Kowalczyk to ją wręcz koronował i wyniósł na ołtarze. Niewiele brakowało, a widziałby ją w Lidze Mistrzów. Czy na pewno? Sami piłkarze w Białymstoku przekonują, że nastąpi taki moment, kiedy (oby tylko na chwilę) przestanie im wychodzić. Dziś zagrają bez Pazdana i Gajosa, więc jakkolwiek to brzmi: wszystkie oczy na Mystkowskiego.
Po trzecie: czy Radosław Osuch zrobi rozpierduchę?
Właścicielowi Zawiszy ewidentnie kończy się cierpliwość. W emocjonalnym oświadczeniu zdążył już ostrzec zawodników, że jak znowu stracą punkty, będzie rewolucja, która z pewnością dosięgnie tych, którzy najbardziej zawodzą. We wspomnianym oświadczeniu, co ciekawe, między wierszami wsparł trenera – odpowiedzialność jednoznacznie przerzucając na tych, którzy wszystko dostają pod nos, mają lepiej i bardziej komfortowo niż powinni, a niewiele dają od siebie w zamian. Wiecie o kim mowa. Przekaz jest na tyle jasny, że sami zawodnicy na fuszerkę sobie dzisiaj nie pozwolą. Jeśli znów przegrają, to dlatego, że są słabi. Nikt z pewnością nie będzie ryzykował nawrotu gniewu prezesa.
Po czwarte: czy koncepcja Warzychy jeszcze trzyma się kupy?
Ułóżmy to względnie chronologicznie: przed sezonem Warzycha przekonywał, że pierwszą rzeczą, z którą należy skończyć, jest fuszerka w defensywie. Zaczął grać w sparingach zupełnie nowym ustawieniem, przechrzcił Dancha na defensywnego pomocnika, Sadzawickiego, Augustyna, Gancarczyka zaczął uczyć grą trójką, zamiast czwórką i o dziwo w lidze szybko zaczęło to przynosić efekt. Ale nagle alarm – 0:5 u siebie z Wisłą, 2:4 w pucharze z Podbeskidziem, do tego porażka z Bełchatowem, tylko domowy remis z Pogonią i tak naprawdę znowu nie wiadomo, w jakim ten Górnik jest miejscu.
Po piąte: jak bardzo skład przekombinuje Berg?
Gdy idzie o Legię, tak naprawdę wiele nas w kontekście jej dzisiejszego meczu nie zastanawia. Mamy pewne wyobrażeni i prognozy, jak może on wyglądać, bo przecież sporo takich w tym sezonie już widzieliśmy. Może być na przykład tak: początek trudny dla Legii, w środku pola jakby mało życia, Duda niewidoczny (albo w ogóle nieobecny w składzie), Kosecki też kolejny tydzień wydaje się cieniem nawet Kucharczyka. Ale wreszcie (być może już w drugiej połowie) wpada bramka. Po błyskotliwej akcji, pojedynczym błysku. Legia prowadzi, ciągle ma problemy, wynik na styku, ale dowozi go do końca. Można się ewentualnie zastanawiać, jak bardzo na fantazji Berg poustawia personalia, czy zobaczymy tylko Szwocha, czy całe „legijne przedszkole”, podbudowane poprzednim zwycięstwem nad Ruchem.
Po szóste: jak swoją ofensywę poskłada Janek Kocian?
Początki w Szczecinie ma niełatwe: skromna wygrana z Cracovią, odpadnięcie z Pucharu Polski i remis z Górnikiem to z pewnością nie jest bilans, którym Słowak z miejsca kupił sobie serca fanów. Zwycięstwo nad Legią mogłoby w tej kwestii wiele zmienić, ale kiedy sami układamy przewidywane składy, patrzymy na listę nieobecnych wśród „Portowców”, to jednak Kocianowi nie zazdrościmy, zwłaszcza wyboru w ofensywie. Robak – kontuzjowany, Małecki – kontuzjowany. Frączczak – na ławce, ciągle nie na chodzie, Zwoliński – pauzuje za kartki. Jak to wszystko ma wyglądać? Bąk w ataku, Matynia, Kun na skrzydłach?
Zajeżdża lekkim dramatem.