Reklama

Lech wciąż przed Wartą w walce o mistrzostwo Wielkopolski

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

30 stycznia 2021, 22:47 • 4 min czytania 55 komentarzy

Oj, po pierwszych dwóch kwadransach kibice Lecha mogli rzucić pilotami w swoje telewizory. Jeden nowy piłkarz mógł wylecieć z boiska, drugi zawalił krycie przy straconej bramce… Kolejorz wyszedł jednak z czarnej dziury i wyrównał. Ale nie ma co się czarować – bardziej podobał nam się dzisiaj Górnik Zabrze. Z obozem na miejscu organizowanym na dziko, z problemami kadrowymi, bez transferów – Górnik zremisował z Lechem, który na papierze zaliczył obiecujące okno transferowe.

Lech wciąż przed Wartą w walce o mistrzostwo Wielkopolski

Oczywiście – być może Karlstroem okaże się świetnym środkowym pomocnikiem, a Salamon będzie opoką, na której lechici będą budowali obronę. Natomiast dzisiaj obaj zaliczyli debiut z gatunku tych mało ekskluzywnych. Bo Szwed właściwie po dwóch minutach mógł zjechać do bazy. Ostre wejście, atak korkami powyżej linii kostki… Cud, że nie skończyło się jakąś paskudną kontuzją Wojtuszka. I cud, że sędzia Kwiatkowski oszczędził Karlstroema. Ale o arbitrze później.

A Salamon? Cóż, nie będziemy zwalać na niego całej winy za bramkę dla gospodarzy. Bo i Karlstroem zostawił Nowaka, i Czerwiński z Rogne wpuścili Jimeneza w pole karne. Ale na końcu tej akcji był właśnie Salamon, który dał się wykiwać Sobczykowi. Bardzo ładna była to akcja Górnika, natomiast lechici też jakoś niespecjalnie chcieli burzyć ten artyzm rozegrania.

Było 1:0, Lech dostał klapsa na otrzeźwienie i zaczęły się jaja z VAR-em.

Reklama

Najpierw sędzia Kwiatkowski dopatrzył się faulu na Puchaczu. Gdzie tam był faul? Nie mamy pojęcia. Może do jakiegoś mikro-kontaktu dochodzi. No, moooooooże. Natomiast jeśli taki kontakt wywołuje upadek takiego konia, jak Puchacz, to sorry, ale więcej widzimy tu inwencji lechity, niż realnego sprawstwa obrońcy.

Na szczęście Kwiatkowskiego uratował VAR i rzut karny anulował.

Ale minął moment, Skóraś składał się do strzału, ale w ostatniej chwili uprzedził go Wojtuszek. Kwiatkowski? Gwizdek, wskazanie na wapno. VAR? Faul Skórasia na Wojtuszku, który po prostu był szybciej przy piłce.

Powtórzymy jak w refrenie – na szczęście Kwiatkowskiego uratował VAR i rzut karny anulował.

Później byliśmy jeszcze o krok od jednego z najbardziej absurdalnych rzutów karnych w historii Ekstraklasy. A – umówmy się – sporo już w tej lidze widzieliśmy. Jimenez wyskoczył do główki, strzelił, ale piłka została zablokowana przez Thomasa Rogne. Konkretnie – przez rękę Thomasa Rogne. Jeszcze konkretniej – przez rękę UNIESIONĄ NAJWYŻEJ JAK SIĘ DA NAD GŁOWĘ Thomasa Rogne.

Reklama

Na szczęście Norwega – tym razem VAR wyciągnął pomocną rękę do niego, karnego nie było, bo wcześniej jeden z zawodników Górnika był na spalonym. Ale, matko z córką, gdyby tego ofsajdu nie było, to oglądalibyśmy najlepszą siatkarską ścinę wykonaną w Polsce od czasów Mariusza Wlazłego.

No i tak sobie ten mecz leciał. Sześć minut VAR-u, sporo biegania, sporo starć. Lech nieco porzucił swoje koronkowe granie, które oglądaliśmy jeszcze jesienią (ale i rzadko), zaczął grać dłuższymi podaniami. Mało było w grze Marchwińskiego, mało było Skórasia, jeszcze mniej Szymczaka. Ale to właśnie Szymczak jeszcze przed przerwą miał świetną sytuację, ale najpierw piłkę spod nóg wybił mu Janża, a później z linii bramkowej wybił piłkę Masouras.

Górnik harował potężnie – w całym meczu przebiegł blisko 127 (!) kilometrów, z czego pewnie znaczną część na wysokiej intensywności. Już widzieliśmy oczyma wyobraźni, jak po półmetku sezonu Lech sąsiaduje w tabeli z Wartą Poznań. I widzieliśmy już, jak do Wisły Płock traci dwa punkty. A tu nagle Rogne przeskoczył Wiśniewskiego i po wrzutce Czerwińskiego z rzutu rożnego wyrównał stan spotkania.

Czy remis jest wynikiem sprawiedliwym? Pewnie tak, obie ekipy coś tam sobie stworzyły, nie było to granie do jednej bramki. Ale gdybyśmy mieli wskazać drużynę, która była bliżej zdobycia naszych serc, to na pewno byłaby to drużyna Marcina Brosza. Wiadomo, mniej było dzisiaj czarowania Jimeneza, a więcej siły Gryszkiewicza, ale na pewno to zabrzanie mogą być bardziej zadowoleni ze swojej postawy niż Lech.

Właśnie, co z tym Lechem? Dariusz Żuraw przed startem rundy w wywiadzie dla strony oficjalnej przyznawał, że brzmiałoby to nieco niepoważnie, gdyby deklarował walkę o mistrzostwo. I nam – po takich występach Kolejorza – pozostaje się tylko z nim zgodzić.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

55 komentarzy

Loading...