Manchester United nie miał łatwego zadania, wszak zatrzymać RB Lipsk nigdy łatwo nie jest. W ostatniej kolejce Bundesligi ledwo udało się to Bayernowi Monachium, który zremisował 3:3. Czerwone Diabły tak dobrze nie zagrały i dostały w Niemczech bolesne lanie. Tym samym pożegnały się z Ligą Mistrzów.
Patrząc tylko na mecz z RB Lipsk – zupełnie zasłużenie. Nawet jeśli gospodarze są topową ekipą w Bundeslidze, to przecież Manchester United też ogórkiem nie jest. Przynajmniej w Lidze Mistrzów, gdzie udało im się pokonać i Başakşehir, i PSG, i Lipsk właśnie. Tylko że dzisiaj nie szło nic. Kompletnie nic. Ekipa Ole Gunnara Solskjaera potrzebowała remisu, lecz nie była w stanie zrobić nic, by ten rezultat osiągnąć. Przynajmniej na początku. Już po pierwszej połowie było 0:2, chociaż i tak można to określić jako najmniejszy wymiar kary.
Ospałość defensywy Manchesteru United wykorzystał Marcel Sabitzer. Alex Telles zupełnie nie atakował Austriaka, który przyjął piłkę, rozejrzał się, usiadł na taborecie, pomyślał, gdzie podać, poczekał na Angelino, wbiegającego w pole karne, posłał podanie i chwilę później cieszył się wraz z Hiszpanem i resztą drużyny. Podanie pomocnika było idealne, czego nie można powiedzieć o postawie pierwszej linii Czerwonych Diabłów. Stojący w miejscu Telles to jedno, lecz drugie to płaskie ustawienie Lindelofa i Maguire’a oraz Wan-Bissaki zupełnie nie ubezpieczającego prawej strony boiska. Angelino miał wolną całą flankę i pozostawił Davida de Geę bez najmniejszych szans.
United wpakowało się w kłopoty, a była dopiero druga minuta.
Wydawało się jednak, że przyjezdni będą jakkolwiek w stanie nawiązać walkę, że nerwowe minuty to tylko początek i się ogarną, grając z Lipskiem na równi. No cóż. Tylko się wydawało. Doskonałą okazję zaprzepaścił Greenwood do spółki z Rashfordem. Anglicy wyszli dwóch na jednego i mieli doskonałą szansę, by pokonać Gulacsiego. Szkopuł jednak w tym, że zanim stanęli oko w oko z Węgrem, musieli pokonać Konate. Na tej przeszkodzie się wyłożyli. Greenwood źle przyjął piłkę i zamiast podać ją do starszego kolegi, musiał kontynuować akcję samemu. Oddał celny strzał, lecz golkiper złapał go w zęby.
A RB Lipsk więcej błędów popełnić nie zamierzało. Ba! Ich agresywny pressing wystarczył, by podwyższyć prowadzenie. Warto zaznaczyć, że znowu zawalili boczni obrońcy – Wan-Bissaka przepuścił Angelino, który przerzucił piłkę na drugą stronę do Haidary. Tego nie krył ani Telles, ani Shaw, ani Maguire, więc Malijczyk bez żadnego problemu wpakował piłkę do siatki.
Do przerwy gospodarze prowadzili już 2:0, a mogło być jeszcze lepiej, bo najpierw świetną szansę zmarnował Emil Forsberg, a później… trafił Willi Orban. Węgier jednak znajdował się na spalonym, co nijak nie usprawiedliwia postawy obrońców Manchesteru, którzy ponownie zaspali. Przez pierwsze 45 minut pokazali mniej, niż Mateu Lahoz gestykulujący niczym Ireneusz Krosny. Był przy tym tak samo zabawny.
Lahoz na ratunek
Niemal tak samo zabawne jak jego gestykulacja, były decyzje, które podejmował w tym meczu. Dzisiaj hiszpański sędzia został zakwalifikowany do elitarnego grona najlepszych arbitrów na świecie. Dlaczego? Trudno powiedzieć, bo jego gwizdnięcia często wyglądają na mocno przypadkowe.
Lipsk prowadził 2:0, a prowadzenie podwyższył jeszcze Kluivert. Nie było to jednak trafienie w stylu jego ojca – Holender do siatki trafił, jednak wielka w tym zasługa… defensywny Manchesteru United. Ponownie zaspali wszyscy. Maguire zgubił krycie, Nkunku podał wzdłuż linii, de Gea został w blokach startowych i piłkarz Lipska po prostu musiał strzelić. A RB musiało – w takich okolicznościach – pewnie awansować. No ale był Lahoz.
Średnio się Hiszpanowi udały te zawody. A to machał rękoma, a to kłócił się z Solskjaerem, a to dawał kontrowersyjne kartki. Przebił jednak wszystko rzutem karnym, który podyktował w 80. minucie spotkania. Starcie bark w bark zakwalifikował jako faul. Do piłki podszedł Fernandes, no i trafił, tak jak w 99% takich przypadków.
Rzeczony Bruno ponownie ciągnął Czerwone Diabły za uszy, bo wcześniej huknął jeszcze z rzutu wolnego w poprzeczkę. Ponadto jako jedyny brał na siebie ciężar rozgrywania i co więcej – ciężar ten dźwigał.
Niemniej, drużyna z Anglii poczuła krew i ruszyła do ataku. Strzeliła nawet gola na 2:3, co wynikało po części ze zmęczenia Lipska, który biegał jak oszalały, a po części z decyzji Lahoza. Pogba wyskoczył i uderzył… w pięść Maguire’a. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od kilku przeszkód i ostatecznie zatrzepotała w siatce. Dlaczego jednak Hiszpan nie sprawdził tego na VAR-ze? Tego nie wie nikt.
Ostatecznie Lipsk tylko cudem uniknął tragedii, bo blisko pokonania Gulacsiego byli jego obrońcy. Węgier zachował jednak zimną krew, skutecznie interweniując w dwóch stykowych sytuacjach. Gdyby padł remis, byłyby to jeden z najbardziej niesprawiedliwych remisów w tej edycji Ligi Mistrzów. United grało w piłkę może przez 20 minut. Taka oszczędność niemal zakończyła się sukcesem.
RB Lipsk 3:2 Manchester United
1:0 – Angelino – 2’
2:0 – Amadou Haidara – 13’
3:0 – Justin Kluivert – 69’
3:1 – Bruno Fernandes – 80’
3:2 – Paul Pogba – 82’
Fot. Newspix