Reklama

Kozacy i badziewiacy: Rivaldinho straszy tylko nazwiskiem ojca

redakcja

Autor:redakcja

08 grudnia 2020, 15:19 • 5 min czytania 9 komentarzy

Słuchając wypowiedzi ludzi związanych z Cracovią, można by odnieść wrażenie, że największym (a może nawet jedynym) problemem tej drużyny są sędziowie. Że gdyby nie ci wredni panowie z gwizdkiem, Pasy – nawet pomimo pięciopunktowej kary – rozpychałyby się w tabeli łokciami gdzieś między Legią a Rakowem. Cóż. Tak delikatnie rzecz ujmując – trudno się nam z tym zgodzić. Jeśli rozjemcy spotkań jakimś problemem Cracovii są, to na ich liście zajmują niskie miejsce. Zdecydowanie wyżej widzimy choćby te dwie pozycje – dość przeciętne okienko i – co poniekąd za tym idzie – brak skutecznego napastnika. 

Kozacy i badziewiacy: Rivaldinho straszy tylko nazwiskiem ojca

Oczywiście patrząc z punktu widzenia klubu, wygodnie jest odsunąć dyskusje na te tematy jak najdalej i mówić, że Lasyk jest be, Stefański – fe, a jego żona kibicuje Wiśle, ale już chyba wystarczająco dużo uwagi poświęciliśmy tej retoryce. Skupmy się na piłce, konkretnie na wspomnianej skuteczności Cracovii. Można powiedzieć, że w temacie snajpera Pasy są wyjątkowe konsekwentne – z roku na rok wygląda to coraz gorzej.

Mamy na myśli oczywiście okres panowania Michała Probierza. Zaczęło się pięknie. Trener Pasów zastał w klubie Krzysztofa Piątka. Przyczynił się do tego, że napastnik reprezentacji Polski wskoczył na wyższy poziom i odszedł za niezłe pieniądze do Italii, a zespół otrzymał dwadzieścia jeden goli w lidze od swojej dziewiątki. Zastąpienie takiego gościa to oczywiście trudna misja, ale można powiedzieć, że w jakimś stopniu zakończona powodzeniem – Airam Cabrera walnął czternaście sztuk, do dwucyfrówki dobił też Hernandez i wszystko w miarę się zgadzało. Sęk w tym, że po sezonie trzeba było zastąpić również i Hiszpana. I znów umiarkowany sukces, bo Rafa Lopes wstydu nikomu nie przynosił, walnął jedenaście bramek w lidze, wypromował się i trafił do Legii. Po raz kolejny było gorzej, ale akceptowalnie – tym bardziej, że niezłą skuteczność zaprezentowali Hanca i van Amersfoort.

Boimy się jednak, że na tym koniec mimo wszystko niezłej passy i w czwartym sezonie granica akceptowalności osiągnięta nie zostanie. Na razie nawet nie widać jej na horyzoncie.

Rzut oka na opcje:

Reklama
  • ściągnięto Marcosa Alvareza,
  • ściągnięto Rivaldinho,
  • po wypożyczeniach wrócili Filip Piszczek, Rubio i Bojan Cecarić,
  • w klubie był Tomas Vestenicky,
  • a także młodzieżowcy jak choćby Tomasz Bała czy Jakub Gut.

Na papierze nie najgorzej, ale nie po raz pierwszy rzeczywistość robi sobie z tego papieru samolocik, którym ciska w kierunku kosza na śmieci. No bo tak. Alvarez to dla Michała Probierza ofensywny pomocnik, w dodatku Niemiec po dobrym początku grał coraz gorzej, aż w końcu wypadł przez kontuzję. Rubio trafił na kolejne wypożyczenie do pierwszej ligi, a Cecarić od razu do rezerw. Młodzi szans nie dostają. Vestenicky nagle nie nauczył się grać w piłkę, czyli w dalszym ciągu jest graczem, który może zagrać na każdej pozycji w ofensywie, ale na żadnej dobrze w przynajmniej dwóch meczach z rzędu. Piszczek? No, wiadomo – silny gość, walczak, ale skutecznością nie grzeszy i raczej grzeszyć nigdy nie będzie.

Został nam więcej Rivaldinho, który dostaje najwięcej minut na krakowskiej szpicy, ale pożytku z tego mniej więcej tyle, ile klasy w wypowiedziach szefa klubu. Po stronie konkretów tylko jeden gol – z Zagłębiem Lubin w czwartej kolejce. Jedna bramka na 515 minut. W w zasadzie na 714, bo Brazylijczyk grał przecież również w eliminacjach do Ligi Europy, w Pucharze Polski i w spotkaniu o Superpuchar Polski. Za każdym razem z tym samym efektem.

Ale dobra, skupmy się na lidze, bo nawet tylko przez jej pryzmat patrząc, nie jesteśmy dalecy od wniosku, że syn Rivaldo to taki Manias czy Serrarens tego sezonu, czyli najgorszy napastnik w lidze. Z jednej strony okej – są też przecież tacy, dla których ta jedna bramka, którą piłkarz Pasów wbił, to ciągle sfera marzeń. Z drugiej – spójrzmy tylko na tych napastników, którzy rozegrali przynajmniej 50o minut w tym sezonie Ekstraklasy.

Mateusz Kuzimski – 978 minut – 4 gole/1 asysta/0 kluczowych podań
Jesus Jimenez – 943 minuty – 8/0/3
Tomas Pekhart – 915 minut – 10/0/0
Flavio Paixao – 886 minut – 7/0/0
Mikael Ishak  869 minut – 7/1/3
Jakov Puljić – 796 minut – 8/1/0
Vladislavs Gutkovskis – 796 minut – 5/0/1
Kamil Biliński – 774 minuty – 5/0/0
Dominik Steczyk – 713 minut – 1/0/0
Samuel Mraz – 678 minut – 1/0/1
Alex Sobczyk – 634 minuty – 1/3/0
Erik Exposito – 562 minuty – 2/2/0
Piotr Krawczyk – 550 minut – 2/0/0
Jakub Świerczok – 518 minut – 4/0/0
Łukasz Zwoliński – 517 minut – 3/0/1
Rivaldinho – 515 minut – 1/0/0
Luca Zahović – 500 minut – 1/2/0

Taki sam bilans ma Steczyk, ale pamiętajmy o dwóch rzeczach. Ten chłopak upychany był też na skrzydle, no i dodatkowo wywalczył dwa istotne w kontekście punktów rzuty karne.  No i strzelił też raz w Pucharze Polski. Tak samo zresztą jak Samuel Mraz, czyli inny napastnik, z którym moglibyśmy Rivaldinho zestawiać. Po ostatniej kolejce nawet on Brazylijczyka przebija.

Powiedzmy to wprost – dramatyczny bilans. Albo jeszcze bardziej dosadnie – Rivaldinho robi wiele, by trafić do Wisły Płock, która lubuje się w takich napastnikach. Oczywiście bez Marka Jóźwiaka może być już trochę trudniej, ale kto wie, jak głęboko zakorzeniona jest tam ta myśl.

Reklama

A propos byłego dyrektora Nafciarzy! Piłkarze to jednak złośliwcy i niewdzięcznicy. Spójrzcie na takiego Filip Lesniaka. Pan Marek położył na szali kawał swej reputacji, by przekonać świat, że Słowak jest lepszy od Dominika Furmana, a co zrobił Lesniak? Nawet nie kiwnął palcem, by nie wyglądało to tak absurdalnie jak na pierwszy rzut oka. Wręcz odwrotnie. Minął ledwie tydzień od pamiętnego wywiadu, a on:

– zagrał słabiutki mecz z Pogonią Szczecin,
– rozegrał jeszcze gorsze spotkanie z Górnikiem Zabrze.

Aż strach pomyśleć, jak wyglądałby w nich Dominik Furman.

Łapcie też jedenastkę kozaków. Na szczęście są w tej lidze również napastnicy, którzy nie zawodzą. Najtwardszy orzech do zgryzienia mieliśmy właśnie w pierwszej linii, gdzie ostatecznie z bólem serca nie zmieściliśmy Jakuba Świerczoka.

Fot. FotoPyK

Jedenastkę kolejki wraz z widzami wybieraliśmy również w magazynie Weszłopolscy.

 

Najnowsze

Kozacy i badziewiacy

Komentarze

9 komentarzy

Loading...