Czekali na ten mecz wiele lat, być może od początku swoich karier. Nie ma bowiem co ukrywać – po to się trenuje, wylewa ostatnie poty na zajęciach, odpuszcza imprezy, koleżanki i używki. Albo stawiasz na sukces, albo stawiasz na zabawę. Oni wybrali sukces. I dzisiaj zbiorą tego plony, gdy o 17:30 wyjdą na boisko i zmierzą z legendarnym, mitycznym i sławnym Podbeskidziem Bielsko-Biała. Sami, gdy to piszemy, mamy gęsią skórkę. Co więc muszą czuć piłkarze Lecha?
Serce rośnie, gdy wyobrażamy sobie nastawienie przed tym meczem takiego Puchacza. Dorastał, mając obklejony pokój w tapety Łukasza Sierpiny. Pewnie nieśmiało marzył, że kiedyś chociaż Sierpinę spotka, weźmie autograf, ale czy mógł wierzyć, że zagra z nim na jednym boisku? Absurdalne. A Ramirez? Przyjechał do Polski za piłkarskim chlebem, nie szło mu, prawie przepadł, w końcu wyciągnął do niego rękę ŁKS. Był właściwie na dnie, a dzisiaj wchodzi na Himalaje futbolu. Dalej: Ishak. Przecież w Szwecji nie uwierzą. Oszaleją z zazdrości, a już na pewno powołają go do reprezentacji. Jeśli strzeli gola Podbeskidziu, dostanie klucze do Sztokholmu.
Sami byśmy z tym Podbeskidziem zagrali, bo to sama przyjemność i szansa na przejście do historii. Ale niestety: nie trenowaliśmy tak mocno w dzieciństwie jak piłkarze Lecha i teraz możemy oglądać Górali przez ekrany telewizorów. Mieć ich na wyciągnięcie ręki, a jednak tak daleko.
.
.
.
Aaa, dobra, dość.
Sorry, musieliśmy się powyzłośliwiać. Minęło już kilka dni od czwartku, a wciąż w nas to trochę siedzi. Lech, mając matematyczne, bo matematyczne, ale jednak szanse na awans z grupy Ligi Europy, odpuścił temat, gdyż miał w perspektywie mecz z Podbeskidziem. Z ostatnią drużyną w tabeli. Bylibyśmy bardziej wyrozumiali, gdyby chodziło o Legię czy Raków, ale cholera, o Podbeskidzie? Oni sami sobie strzelają bramki i to żadna hiperbola, przecież obrona Górali jest najbardziej komediowa w całej lidze. 25 przyjętych sztuk. Taki Śląsk w poprzedniej kolejce nie musiał wiele robić, gdyż rywal dwa razy wystawił mu patelnię i wystarczyło tylko tego dania nie spalić.
Natomiast – czy winnego zaistniałej sytuacji widzimy w Dariuszu Żurawiu? Też, ale z pewnością nie zajmuje pierwszego miejsca. Przede wszystkim należy pamiętać, w jakiej lidze pracuje ten szkoleniowiec. Niezbyt rozsądnej. Tutaj trenerzy lecą w różnych okolicznościach, są zatrudniani na lata, a nierzadko nie dojeżdżają do lata. Facet chce pracować, ostatecznie wie, że rozliczy go liga. Wybrał, jak wybrał, być może musiał tak wybrać.
Poza tym to nie on wymyślił sobie, że chce posiadać tak wąską kadrę. Na pewno chciałby mieć lepszego stopera na zmianę niż Dejewski, z pewnością wolałby kogoś sprawnego do środka pola, a nie Muhara, gdyby go tak szczerz zapytać o zdanie na temat Kaczarawy, to pewnie nie wystawiłby Gruzinowi wybitnej laurki. Ale dostał takie klocki, a nie inne i z nich musi budować konstrukcję, która przetrwa trzy fronty. Tomasz Rząsa jest z siebie zadowolony, uważa, że nie powinno być problemów, ale ładnie napisał Kowal: gdzieś kończy się tani PR, a zaczyna tępa propaganda.
No i w idealnym świecie Żuraw wyszedłby na Benfikę pierwszym garniturem, bo wiedziałby, że jego rezerwowi będą w stanie bez żadnych problemów ograć ostatnią drużynę w tabeli. A w tym świecie najwyraźniej takiego przekonania nie miał.
Jest to wszystko absurdalne, ale to polska piłka w pigułce – trzeba odpuścić puchary, żeby walczyć w lidze o puchary.
Tak czy tak – Lech dzisiaj nałożył na siebie dodatkową presję. Jeśli nie rozjedzie Podbeskidzia, wyjdzie na kompletnego barana, który przegrał szanse sportowe i finansowe w Lidze Europy, bo postawił na mecz z Góralami.
Tu musi być wyraźne trzy czy cztery do zera, żadne męczenie buły, po to ci kluczowi piłkarze odpoczywali. No i przy zwycięstwie sytuacja w tabeli zacznie się robić sensowniejsza. Kolejorz będzie miał cztery punkty straty do trzeciego Śląska przy jednym spotkaniu do rozegrania więcej. To oczywiście nie najlepiej świadczy o lidze, że Lech może wygrać raz na pięć meczów i kręcić się koło podium, ale tak jest i Kolejorz nie może się przecież przez to martwić. Tak naprawdę jest blisko. Podium, pucharów, a potem wystawienia rez… A, dobra. Wystarczy.