Wiedzieli o tym komentatorzy. Wiedzieli telewidzowie. Obstawiamy, że wiedzieli o tym wszyscy rezerwowi na ławce Manchesteru United. Cały świat piłki nożnej po 45 minutach w wykonaniu Freda był pewny – skoro sędzia oszczędził go po sytuacji, w której było o włos od czerwonej kartki, to w drugiej połowie każdy jego błąd może być śmiertelny. Wydawało się oczywiste, że Ole Gunnar Solskjaer w przerwie zdejmie Brazylijczyka, by zyskać szansę na dogranie meczu do końca w 11-osobowym zestawieniu. Ale OGS zdecydował się zostawić Freda. Więc po 70 minutach Fred zostawił drużynę i wyleciał z boiska.
Jesteśmy dalecy od obwiniania pomocnika United o wynik meczu, ale jednocześnie jesteśmy pewni – to były dwie minuty, które zadecydowały o zwycięstwie Paris Saint Germain w dzisiejszym meczu Ligi Mistrzów. Najpierw kompletny przypadek. Strzał z dystansu, który leci obok bramki, ale na tyle fortunnie odbija się od jednego z zawodników PSG, że Marquinhos musi tylko dopchnąć piłkę do siatki. Ileż tu było pecha. Marquinhos prawie na spalonym, zadecydowały centymetry. Piłka przelatuje jakoś pod stopą Davida De Gei, znów decyduje praktycznie rozmiar buta Hiszpana. No ale piłka jest w sieci.
Mamy 69. minutę, PSG strzela w ten sposób gola na 2:1. Wznowienie, podanie do Freda, odskakuje mu piłka, ratuje się wślizgiem. Druga żółta kartka i w konsekwencji czerwień.
Dwie minuty, które wstrząsnęły Manchesterem.
A przecież był to moment, gdy Czerwone Diabły wyglądały o wiele lepiej od ich paryskich rywali. Dwie bramki powinien zdobyć Anthony Martial, który zwłaszcza przy dograniu na pustaka od Rashforda zachował się jak junior. Potężnie odchylony, uderzył wysoko nad bramką w sytuacji, w której wystarczył dołożyć nogę. Ale i po tej poprzeczce Cavaniego Francuz powinien trafić na 2:1. Bruno Fernandes miałby zresztą asystę tygodnia, sprytna piętka, dzięki której Martial był na wprost bramki, mając sporo miejsca do wykończenia tego ataku.
Znów jednak się pomylił.
A przecież można spokojnie dodać tutaj dwa rajdy Rashforda, można dodać próbę Cavaniego po dograniu wzdłuż bramki, United naprawdę tworzyli sobie sytuacje niemalże taśmowo. Wszystko skończyło się wraz z czerwona kartką – później tak naprawdę przytrafiła im się tylko bomba z dystansu Pogby i strzał głową Maguire’a.
Ale też jednocześnie nie zapędźmy się przy deprecjonowaniu PSG.
Trzeba bowiem wprost powiedzieć, że zwłaszcza w pierwszej połowie to PSG miało więcej z gry, a i po przerwie też obiło poprzeczkę po główce Marquinhosa. Gol na 1:0, bardzo szybko zdobyty, to przede wszystkim świetny drybling Mbappe, ale i przytomność Neymara. Poza tym ten duet dzisiaj był wszędzie – imponowały nam zwłaszcza sytuacje z drugiej połowy, gdy Neymara było widać nawet na 40. metrze od bramki Navasa. To zaangażowanie obu panów zresztą spłaciło się w samej końcówce, gdy po kontrze Neymar strzelił na 3:1.
De Geę sprawdzali ponadto Florenzi czy Bakker. Oczywiście, Manchester United miał sytuacje o wyższej “jakości”, zdecydowanie mocniej pachniało bramką pod polem karnym gości, ale paryżanie byli skuteczniejsi. Mieli też trochę farta – że Martial miał zły dzień, że Fred nie ogarniał, wreszcie przy dwóch pierwszych golach, które padły po dość nieudanych strzałach. Pierwsza – po zablokowanym uderzeniu Mbappe. Druga, jak wspomnieliśmy, po strzale Herrery w Diallo.
Co dalej w tej grupie?
Cóż, wszystko prawdopodobnie rozstrzygnie się w meczu RB Lipsk z Manchesterem United. Dzisiaj Niemcy wyszarpali 3 punkty w samej końcówce i tym samym mają na koncie 9 punktów – tyle samo co PSG i Anglicy. W ostatniej kolejce Neymar i spółka mają Basaksehir u siebie i trudno uwierzyć, by tam przegrali awans. United w Lipsku potrzebuje remisu, bo nastukał w pierwszym meczu z Niemcami pięć goli. W tym celu dobrze byłoby kupić Fredowi nerwosol, a Martialowi soczewki kontaktowe.
Manchester United – PSG 1:3 (1:1)
Rashford 32′ – Neymar 6′, 90+1′ , Marquinhos 69′
Fot.Newspix