Ledwie w czwartek w obszernym felietonie Jakub Olkiewicz wskazywał na nadchodzące problemy, przed którymi będzie musiała stanąć UEFA, a już zebrało się sporo materiału, który jedynie potwierdza trudne położenie piłki nożnej w obliczu wielkiej polityki. Jeśli chcecie przeczytać dokładną analizę – odsyłamy do wspomnianego artykułu (KLIK!). W skrócie zaś: federacje piłkarskie mają kolejne twarde orzechy do zgryzienia, wszystkie z identycznego powodu – coraz brutalniejszego mieszania się polityki w sprawy sportu.
Nie będziemy tutaj wymieniać wszystkich wątpliwości dotyczących organizacji MŚ w Rosji, decyzji w sprawie klubów na Krymie czy ewentualnych represji ze strony piłkarskich organizacji w stosunku do państw, które dopuszczają się agresji na członków UEFA i FIFA. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że każda kolejna porcja meczów w europejskich pucharach, czy – szczególnie – w spotkaniach reprezentacyjnych, będzie przynosiła takie dylematy jak ostatni, serbsko-albański. Teoretycznie UEFA wybrnęła z sytuacji wyśmienicie, ale w praktyce… Cóż, to dopiero początek.
Po kolei jednak.
1) Trudna historia stosunków (szczegółowo rozpisana TUTAJ) między Serbią i Albanią skłoniła UEFA do przychylenia się do decyzji gospodarzy o zakazie udziału kibiców gości w spotkaniu rozgrywanym w Belgradzie.
2) Albańczyków nie było. Była za to flaga nacjonalistycznego nurtu “Wielkiej Albanii”, roszczącego prawa do części terenów Serbii. Podwieszona pod dronem, wleciała nad stadion i fruwała nad murawą.
3) Piłkarze Albanii wywołali przepychankę z zawodnikami gospodarzy, chcąc “ocalić” flagę.
4) Kibice Serbii dołączyli się do bójki.
5) Mecz został przerwany (i dokładnie opisany W TYM MIEJSCU).
To jednak ledwo incydent – ciekawsze stało się w tych okolicznościach zachowanie UEFA. Wiadomo było, że ukaranie wyłącznie Albańczyków jest absolutnie nie do przyjęcia – wszak to nie oni rzucali krzesełkami w zawodników, to nie ich kibice wtargnęli na murawę, to nie oni są odpowiedzialni za naruszenie nietykalności cielesnej piłkarzy. Z drugiej strony wyciąganie konsekwencji wyłącznie wobec Serbów też nie mogło mieć miejsca – przecież do momentu wpuszczenia drona było w miarę spokojnie, ponadto nie da się nie zauważyć, że to albańscy piłkarze rozpoczęli przepychankę.
Pod tym względem wyrok UEFA faktycznie należy postrzegać jako iście salomonowy. Organizacja postanowiła bowiem rozstrzygnąć mecz jako walkower dla Serbów (ponieważ to Albańczycy rozpoczęli przepychankę), a jednocześnie ukarać zwycięzców… karą odjęcia trzech punktów, nakazem rozegrania dwóch meczów przy pustych trybunach oraz grzywną. Goście zresztą również dostali po kieszeni, ale akurat w tym względzie UEFA nigdy nie jest szczególnie pobłażliwa.
W teorii – wilk syty i owca cała. Bez wątpienia Serbom będzie łatwiej przełknąć kary za uchybienia w kwestii bezpieczeństwa, gdy mają w świadomości równie ostry wyrok dla Albańczyków. Ci z kolei wprawdzie mogą protestować, ale jeśli spojrzeć na sprawę z dystansem, po incydencie z flagą drugą połowę rozpoczęliby w najlepszym razie w ośmiu, a może i w siedmiu. Czerwone kartki dla zawodników szarpiących się za kawałkiem płótna pewnie rozstrzygnęłyby losy meczu.
Oczywiście – jak to ze sprawiedliwością bywa – niezadowolone są obie strony. Prezes albańskiego związku piłkarskiego grzmi, że za odwołaniem od kary do wyższych instancji w UEFA pójdzie skarga do CAS. Według niego goście byli gotowi do gry, ale boisko “przypominało pole bitwy”, a sam delegat federacji określił stadion w Belgradzie mianem “niebezpiecznego”. Serbowie odbijają piłeczkę – w 2010 roku, gdy w podobnej sytuacji zespołem gości była ich kadra narodowa, wszystkie kary za zamieszki na meczu z Włochami spadły właśnie na Serbię, a nie organizatora spotkania.
Możemy być więc pewni, że to dopiero początek meczu. Znając jednak UEFA – skończy się na klasycznym w ich wykonaniu: “jeśli wam się nie podoba, możecie opuścić nasze szeregi”. Zazwyczaj działa. Należy jednak pamiętać, że w tym wypadku stronami nie są biznesmeni, którzy są w stanie iść na duże ustępstwa w imię dobra interesów, ale dwa zwaśnione i bardzo temperamentne narody. Skoro albański prezes już teraz narzeka na “polityczny kompromis niezgodny z duchem sportu”, a w Serbii podnoszone są głosy o kolejnych krzywdzących decyzjach “zachodniego świata” wobec niewiniątek z Belgradu – możemy być pewni, że sport i politykę niedługo czeka kolejne starcie. Kto wie, może w Lozannie, w Trybunale Arbitrażowym do spraw sportu.