Odprowadzili go jak ojciec pannę młodą do ołtarza. Albo jak staruszkę przez jezdnię. Może i stracili punkty, może nie zrobili kroku w kierunku lidera, ale z jaką estymą i gracją ułożyli korytarz bezpieczeństwa Danielowi Szelągowskiemu. Jeśli tę akcję oglądał ktoś z FIFA, to chyba mamy już pewniaka do nagrody fair play. A jeśli macie jakiś namiar do Szwedów, to dajcie cynka, bo chcielibyśmy zgłosić obronę Kolejorza do pokojowej nagrody Nobla.
Wiecie co jest gorsze, od frajersko straconej bramki w doliczonym czasie gry, która kosztuje cię stratę punktów z drużyną z czołówki? Druga frajersko stracona bramka w doliczonym czasie gry, która kosztuję cię stratę punktów z drużyną z czołówki.
Przed przerwą na kadrę Lech dał sobie po raz osiemdziesiąty czwarty strzelić gola przez Legię w ostatnich sekundach spotkania. A jak wiadomo – w sporcie kluczowa jest powtarzalność. Schematy. Wypracowane rozwiązania. Więc Kolejorz pokazał światu, że w czym jak w czym, ale w dziadowskim bronieniu w samej końcówce meczu osiągnął maestrię.
Prowadzisz 3:2 w starciu z liderem, młody rezerwowy zawodnik rywali zaczyna akcję gdzieś na swojej połowie. Co robisz?
Pchasz go w stronę bramki, zamiast sfaulować
Ponownie swoim ustawieniem pchasz go w stronę bramki – nawet jeśli dopiero wszedłeś na boisko, masz mnóstwo siły, możesz nawet sfaulować go w bezpiecznej strefie.
A później stajesz w miejscu i obserwujesz, jak rywal jest sam między tobą i sześcioma innymi kolegami. Po czym ładuje gola, przez którego tracisz dwa punkty.
Wielki gest piłkarzy Lecha. Punktów wiele nie mają, a jeszcze się nim dzielą.
Ale tak poważnie – przecież to jest kryminał w wykonaniu lechitów. Puchacz Szelągowskiego mógł zatrzymać w tej akcji trzy razy, w pewnym momencie już wygrał z nim pojedynek, po czym odpuścił i został za plecami Szelągowskiego. Butko do powrotu zbierał się tak, jakby miał w nogach triathlon i totalne sprzątanie dwupiętrowej chaty. Obaj spokojnie mogli faulować – nawet kosztem kartki. Jeśli już nie umiesz wygrać starcia bark w bark z osiemnastolatkiem, to chociaż go usadź na boisku.
Nam ręce opadły. Ale też doskonałe są przebitki z tła na Ramireza i Tibę. Hiszpan ma minę z cykli “ej, graliście w to kiedyś”. A Tiba… Cóż, bez odpalania Spotify słyszymy w głowie pierwsze nutki “Hello darkness, my old friend”.