Reklama

Frydrych: – Brakowało mi emocji, radości z wygrywania. Dlatego przeszedłem do Wisły

redakcja

Autor:redakcja

19 listopada 2020, 18:22 • 15 min czytania 4 komentarze

Jego odejścia ze Slavii bardzo żałowali kibice i trener Trpišovský, dla którego Michal Frydrych był niezwykle pożytecznym piłkarzem. Ustawił go w obronie – Slavia nie straciła gola na Camp Nou. Posłał do ataku – wyeliminowała Sevillę w Lidze Europy. Na sprowadzonego z Ostrawy obrońcę w Pradze zawsze można było liczyć. Sam Frydrych nie zawsze mógł jednak liczyć na regularną grę i dlatego zdecydował się na transfer do Wisły Kraków.

Frydrych: – Brakowało mi emocji, radości z wygrywania. Dlatego przeszedłem do Wisły
Zagrałeś w barwach Wisły Kraków pięć spotkań, w każdym pełne dziewięćdziesiąt minut. Kiedy ostatnio byłeś dla swojego zespołu tak kluczowym zawodnikiem?

Dawno się nad tym nie zastanawiałem. Był okres w Slavii, tuż przed moim odejściem, kontuzjowany był jeden stoper i grałem w podobnym wymiarze czasu, ale nie trwało to też długo. Podstawowym piłkarzem jak teraz w Wiśle byłem pewnie w tym pierwszym mistrzowskim sezonie, czyli moim drugim po transferze do Slavii.

To już dość dawno. Ta chęć gry jak największej liczby meczów była głównym powodem twojego transferu do Polski?

Dokładnie.

Trener w takim pożegnalnym komentarzu wypowiadał się o tobie bardzo pozytywnie, wprost mówił, że chętnie miałby ciebie dalej w drużynie. Mimo to zdecydowałeś się odejść.

Tak, mam już trzydzieści lat i chcę grać, pomagać drużynie na boisku. Brakowało mi już tego, tych emocji, wygrywania i radości z wygrywania, ale też denerwowania się po porażkach. To właśnie dla takich emocji gra się w piłkę.

Powodem nie była więc chęć mieszkania bliżej domu, a taka informacja czasem pojawiała się w mediach. Z Krakowa masz do Ostrawy bliżej, niż miałeś z Pragi.

Nie, oczywiście nie był to ten główny powód, ale gdy zastanawiałem się wraz z bliskimi, gdzie mógłbym przejść, ta oferta Wisły wydała nam się atrakcyjna również dlatego. Odszedłem za granicę, ale nie musiałem szukać szczęścia gdzieś daleko w świecie, mamy blisko do domu. Nie był to główny powód, ale tak się dobrze złożyło.

Reklama
Były więc jeszcze jakieś inne propozycje. Pisało się na przykład o West Hamie, gdzie miałbyś być trzecim Czechem ze Slavii po Součku i Coufalu, z których są w Londynie bardzo zadowoleni.

O tym w ogóle nie wiedziałem, nie dotarło to do mnie, potem widziałem tylko tę informację w gazetach. Był temat Turcji, jeszcze kilku innych krajów, ale oferta Wisły była najkonkretniejsza.

Trafiłeś więc do Polski i od razu stałeś się jednym z najlepszych obrońców Ekstraklasy. Coś cię po transferze zaskoczyło? Jak oceniasz siłę polskiej ligi?

Siłę ligi oceniam dobrze. Do gry tutaj dopiero się przyzwyczajam, polska i czeska liga się różnią, ale jestem tu od półtora miesiąca, więc jeszcze staram się te największe różnice odkrywać. Na podstawie tego co widziałem do tej pory, mogę powiedzieć, że obrońcy w polskiej lidze są dużo lepiej przygotowani fizycznie, pada wiele bramek po stałych fragmentach gry. Grałem przeciwko kilku graczom bardzo dobrze wyszkolonym technicznie, są to zazwyczaj obcokrajowcy i to oni stanowią o sile drużyn. Jest to jakościowa liga i jestem zadowolony z tego, że trafiłem właśnie do Wisły.

W wywiadach po transferze mówiłeś, że pytałeś o Ekstraklasę piłkarzy z Czech, którzy w niej grali. Co mówili?

Tak było, ale jestem też zaskoczony tym, że jest tu tak niewielu Czechów. Z drugiej strony w czeskiej lidze jest tylko jeden Polak, więc chociaż sąsiadujemy ze sobą to tych transferów zbyt wielu nie ma. Myślę, że może się to zmienić w przyszłości, bo dla czeskich piłkarzy są to interesujące rozgrywki. Koledzy, z którymi rozmawiałem, polecali mi Ekstraklasę, twierdzili, że powinna mi przypasować. Mieli rację, potwierdza się to teraz. Cieszę się, że miałem to dobre wejście do Wisły, szło nam dobrze. Szkoda tego nieszczęśliwie przegranego meczu z Lechią, w którym prowadziliśmy, ale straciliśmy pechowe gole i nie udało się wywalczyć punktów z drużyną z Gdańska.

Mimo trzydziestu lat w CV masz tylko trzy kluby – Baník, Slavię i Wisłę. Zaczynałeś jednak w Sokole Hustopeče nad Bečvou. To bardzo mały klub, obecnie grający w ósmej lidze. Jak wyglądały twoje piłkarskie początki?

Zaczynałem w Hustopečach, gdzie dorastałem. Mieszkaliśmy tam naprzeciwko boiska. Praktycznie od kiedy nauczyłem się chodzić większość czasu chciałem spędzać z rodzeństwem właśnie na nim. Wszyscy chłopcy z wioski grali w piłkę, więc zacząłem się do nich dołączać i było wiadome, że będę chciał być piłkarzem. Oczywiście początkowo nikt włącznie ze mną nie spodziewał się, że zajdę tak wysoko, ale udało się. Z Hustopečów odszedłem w wieku ośmiu lat do SK Hranice, gdzie zacząłem już trenować, był to lepszy klub, który zajmował się też pracą z młodzieżą. Po sześciu latach przeszedłem już do Baníka, w którym spędziłem jedenaście lat.

Od początku byłeś obrońcą? Podobnie jak Tomáš Petrášek jesteś znany z tego, że potrafisz strzelić bramkę. W Wiśle też masz już gola i asystę, a trener Slavii Jindřich Trpišovský mówił nawet, że gdybyś był napastnikiem, od dawna grałbyś w reprezentacji.

Od początku ustawiono mnie raczej w obronie, ewentualnie w środku pomocy. W Baníku Ostrava byłem nominalnym obrońcą, ale w jednym sezonie, kiedy miałem siedemnaście lat, trener drużyny młodzieżowej próbował mnie ustawiać na różnych pozycjach: lewego obrońcy, prawego obrońcy, stopera, środkowego pomocnika. Ostatecznie ustawił mnie na lewym skrzydle i ten cały ten jeden sezon rozegrałem jako lewy pomocnik i strzeliłem chyba dziesięć goli. Mam więc doświadczenie z grą na różnych pozycjach. Zawsze ciągnęło mnie też do przodu, lubię zdobywać bramki i pomagać drużynie też w ten sposób.

Zdarzało się, że trener Trpišovský ustawiał cię w ataku na treningach?

Były takie sytuacje na treningach, ale było też kilka meczów, w których przegrywaliśmy na przykład 0:1 albo był inny niekorzystny wynik i trener posłał mnie do ataku, żebym pomógł napastnikom. Najlepszym przykładem jest ten pamiętny mecz z Sevillą w Lidze Europy. Drugie piętnaście minut dogrywki grałem właśnie jako napastnik i udało się w samej końcówce odwrócić wynik meczu i przejść dalej.

Reklama
Pamiętny dla ciebie musi być też mecz rozegrany tuż przed tym rewanżem z Sevillą. Graliście w Ostrawie z Baníkiem, a ty miałeś udział przy czterech golach swojej drużyny.

Grałem w tym meczu jako prawy obrońca. Zaczęliśmy dobrze, znalazłem się w polu karnym i zmieniłem tor lotu piłki po strzale któregoś z kolegów, bramkarz odbił piłkę przed siebie i dobił ja Milan Škoda. To była ta pierwsza sytuacja i taka asysta. Potem dwa dośrodkowania z boku boiska, a na koniec jeszcze sam strzeliłem głową po rzucie rożnym. Z mojego punktu widzenia był to udany mecz, ale graliśmy przeciwko Baníkowi, więc radość nie była tak wielka, nie okazywałem jej też na boisku, zresztą jak zawsze w meczach z tą drużyną.

Podobno dostałeś wtedy standing ovation od fanów obu drużyn.

Tak było. Mam wielu znajomych wśród kibiców z Ostrawy i nawet kiedy grałem już dla Slavii przeciwko Baníkowi skandowali po meczu moje nazwisko, ja dziękowałem im za to oklaskami. Cieszę się, że po przejściu do Pragi moje relacje z fanami Baníka są nadal dobre.

Baníkowcy uważają się za najlepszych kibiców w Czechach, Władców Śląska. Co jeszcze wyróżnia ten klub? Wychował on wielu bardzo dobrych piłkarzy, na czele z Milanem Barošem.

Sam od czternastego roku życia dorastałem już w Ostrawie. W całym kraju morawsko-śląskim nie jest łatwo, ludziom żyje się ciężko, to górniczy region i od zawsze bardzo szanowano wyniki jakie osiągał klub i zawsze go wspierano, zarówno gdy zajmował wysokie miejsca w tabeli, jak i wtedy kiedy grał słabiej. Ludzie zawsze go wspierali z całego serca, a nie zdarza się to każdej drużynie w Czechach czy innych ligach. To go wyróżnia. Baník zostaje też w sercach wszystkich piłkarzy, którzy w nim grali, chociaż niektórzy przychodząc do Ostrawy byli wręcz zaskoczeni tym, jacy są tam kibice.

Miałeś jakichś piłkarskich idoli w dzieciństwie? Był wśród nich Milan Baroš?

Barošem byli zachwyceni wszyscy. Kiedy ja przyszedłem do Baníka on grał już w Livepoolu, więc był dla wszystkich młodych chłopaków wzorem i przykładem na to, że i z Baníka można się dostać do tych najlepszych lig. Ja jednak byłem obrońcą, więc obserwowałem głównie ich grę. Z Ostrawy pochodzi na przykład René Bolf, który grał w Ligue 1 i reprezentacji Czech, z zagranicznych piłkarzy obserwowałem Johna Terry’ego i Paolo Maldiniego.

W 2015 roku odszedłeś z Baníka do Slavii, ale interesowała się tobą już wtedy Wisła Kraków.

Wiem o tym, ale to było raczej jeszcze rok wcześniej. Wisła chciała mnie kupić, ale Baník zażądał jakiejś bardzo dużej sumy i na tym się skończyło. Rok później sytuacja w Baníku była już bardzo trudna, pojawiły się problemy, w tym finansowe. Czułem, że potrzebuje zmiany, byłem już tam kilka lat, chciałem też w piłce coś wygrać i cieszę się, że udało się przeprowadzić ten transfer do Slavii, bo gdybym został w Baníku, ta moja kariera mogłaby się przestać rozwijać i być może nie byłbym tu, gdzie jestem.

Slavia zawsze była wielkim klubem, ale kiedy ty przechodziłeś do niej przed pięciu laty, nie była jeszcze finansowo wspierana przez chińskie konsorcjum. Jak zmienił się klub w ostatnich latach, już napędzany pieniędzmi nowych właścicieli?

Kiedy przyszedłem do Slavii nie było jeszcze pewne, że chińscy właściciele przejmą klub. Kiedy się to stało, Slavia zaczęła się zmieniać. Nie wszystko od początku szło idealnie, ale było widać, że te ambicje są duże i znowu ma to być drużyna walcząca o najwyższe cele. Udało się nam zdobyć mistrzostwo już w tym moim drugim sezonie w Slavii, co było zaskoczeniem, bo zajmowaliśmy wtedy dwunaste miejsce w tabeli, ale na koniec mieliśmy długą serię zwycięstw i udało się nam zdobyć tytuł. Pomału wszystko się w klubie zmieniało na lepsze: zaplecze, sztab szkoleniowy. Kiedy przychodziłem mieliśmy jednego fizjoterapeutę, a kiedy odchodziłem było ich już trzech, do tego dwóch masażystów i cała masa przyrządów do regeneracji dla kontuzjowanych piłkarzy. Klub się rozwijał, warunki były coraz lepsze, w każdym okienku przychodzili też coraz lepsi piłkarze, kadra się rozszerzała.

A jak ty, jako człowiek z Moraw, radziłeś sobie z tą nową, praską, wielkomiejską rzeczywistością?

Początki były oczywiście trudne. Pragę znałem praktycznie tylko z wyjazdów na mecze, nie byłem przyzwyczajony do życia w takim mieście. Są pewne różnice w charakterach ludzi, sposobie zachowania, więc na początku było ciężko. Musiałem poznać nowych kolegów, ale ci z drużyny przyjęli mnie bardzo dobrze i ułatwili mi wejście do tego nowego środowiska. Kiedy odchodziłem zostawiłem w Pradze wielu znajomych, z którymi staram się utrzymywać kontakt, co jednak po opuszczeniu klubu nie jest łatwe. Cieszę się, że mogłem te pięć lat być w Slavii i przeżyć tyle sukcesów.

Pięknie pożegnali cię również kibice Slavii.

Przez sytuację pandemiczną nie było to takie proste i odbyło się w dużej mierze przez media społecznościowe i filmiki, ale jestem im bardzo wdzięczny. Wielu kibiców pisało mi różne miłe wiadomości kiedy odchodziłem.

Zagrałeś ponad dwieście meczów w czeskiej ekstraklasie, grałeś w najlepszym czeskim klubie, ale nigdy nie zagrałeś w reprezentacji. Cały czas o tym marzysz?

Oczywiście jest to moje marzenie. Byłem już kiedyś bardzo blisko, ale akurat złapałem kontuzję, a potem zdarzało mi się być już tylko na liście rezerwowych. Cały czas wierzę, że jeśli będę pracował tak ciężko jak teraz pracuję w końcu będę miał to szczęście znaleźć się w reprezentacji. Jeżeli gra się regularnie można liczyć na powołanie i z czeskiej, i z polskiej ligi

…co pokazują przykłady Pekharta i Petráška.

Dokładnie.

Grałeś w wielkim klubie w Czechach, ale w Polsce również trafiłeś do jednej z najlepszych drużyn w historii. Czujesz, że znowu jesteś częścią czegoś wielkiego? Obecnie te ambicje Wisły są z różnych powodów mniejsze.

Jeszcze będąc w Czechach wiedziałem, że Wisła to jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów, że ma trzynaście tytułów mistrzowskich. Nawet mimo tych problemów, które Wisła miała, jest to wielki klub, co też odegrało rolę w tym moim wybieraniu kolejnego pracodawcy. Dla piłkarza to zawsze dodatkowa motywacja, móc pomóc swojej drużynie wrócić tam, gdzie historycznie patrząc powinna się znajdować. Były problemy, ale każdy w Krakowie chce, żeby Wisła znowu była na szczycie. Potrwa to pewnie trochę, nie będzie łatwe, ale z tyłu głowy będziemy mieć ten cel przywrócić Wiśle jej należyte miejsce.

Jakub Błaszczykowski jest najlepszym piłkarzem, z którym dzieliłeś szatnię?

Kuba jest oczywiście piłkarzem o wielkiej jakości, co pokazywał w Dortmundzie i wszystkich klubach, w których grał i odnosił bardzo duże sukcesy i cieszę się, że mogę z nim grać w Wiśle. W Ostrawie byłem w jednej drużynie z Milanem Barošem, do Slavii z Zenitu przyszedł na przykład Danny, więc miałem już przyjemność grać ze świetnymi zawodnikami i nie chciałbym porównywać, kto był najlepszy. Każdy jest zadowolony, kiedy spotyka wielkich piłkarzy i może się od nich czegoś nauczyć. Będę starał się podpatrzyć coś u Kuby i cieszę się, że mogę być z nim w jednej szatni.

Najlepszym piłkarzem, przeciwko któremu grałeś był już jednak chyba bez cienia wątpliwości Leo Messi. Jak to jest grać przeciwko niemu na Camp Nou? Udało się wam wywalczyć bezbramkowy remis.

Był to mój debiut w Lidze Mistrzów, więc dla mnie było to tym piękniejsze doświadczenie, że stało się właśnie na stadionie Barcelony. Nie można było mieć chyba lepszej okazji do pokazania się w Europie. Wszyscy zagraliśmy bardzo dobrze i udało się osiągnąć ten pozytywny rezultat. Przerwaliśmy też serię meczów Barcelony u siebie ze strzelonym golem, byliśmy pierwszą drużyną od iluś meczów (45 – dop. red.), której udało się nie stracić gola na Camp Nou. Było to dla nas wszystkich wielkie przeżycie, grać na takim stadionie i przeciwko tak wielkim piłkarzom. Nie zapomnimy tego do końca życia.

Jak ty i twoi koledzy komentowaliście losowanie grup tamtej edycji Ligi Mistrzów? U nas zawsze pojawia się dyskusja o tym, czy lepiej trafić do grupy z wielkimi, czy może takiej, z której da się wyjść.

Oglądając losowanie nazwaliśmy tę grupę grupą śmiercią, ale jeżeli chce się grać w Lidze Mistrzów, to nie można sobie wyobrazić lepszych przeciwników. Było to dla nas wielka nauka, a gdybyśmy mieli trochę więcej szczęścia, można by było myśleć i o grze w Lidze Europy. W kilku spotkaniach, w których przez długi czas wyglądaliśmy dobrze, traciliśmy punkty w końcówkach. Tak było choćby z Interem w pierwszym meczu. Prowadziliśmy, a w 93. minucie straciliśmy gola na 1:1, co było smutne. Nawet bardzo mocnym przeciwnikom, jeżeli zagra się dobrze, można uprzykrzyć życie, co nam się udało i nawet w tych przegranych meczach zaprezentowaliśmy się z dobrej strony.

Sezon wcześniej graliście w Lidze Europy, zaszliście daleko i o czym już mówiłeś, eliminowaliście nawet Sevillę. Widziałeś tegoroczne mecze Slavii w tych rozgrywkach, np. przegrane spotkanie z Hapoelem Beer Szewa?

Widziałem jak do tej pory wszystkie mecze grupowe Slavii. W Izraelu grali dobrze, ale mieli pecha. Kontrolowali mecz, utrzymywali się długo przy piłce, ale Hapoel wykorzystał wszystkie błędy indywidualne i po nich i po kontratakach strzelił te cztery gole.

W tym meczu Slavia grała w ustawieniu z trzema obrońcami, więc być może grałbyś w podstawowym składzie.

Byłoby to możliwe, ale chciałem już coś zmienić po kilku latach spędzonych w Pradze. Miałem też od trenerów sygnały, że raczej bym nie był brany pod uwagę w meczach Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Szanse na grę mogłyby się pojawić, ale nie musiały. Cieszę się, że zdecydowałem się na zmianę klubu, i że jestem w Wiśle.

Reprezentacja Czech wywalczyła awans na mistrzostwa Europy. Co według ciebie może na przyszłorocznym turnieju osiągnąć?

Nasza reprezentacja jest na krzywej wznoszącej, rozwija się, jest też bardzo młoda. Wielu zawodników dobrze radzi sobie za granicą, w silnych ligach, gra tam w trudnych meczach, a takie doświadczenia bardzo się potem przydają w drużynie narodowej. W przyszłości reprezentacja może być jeszcze lepsza. Dużo zależy od tego, w jakiej formie i sytuacji w klubie będą piłkarze przed mistrzostwami. Podstawą jest zawsze wyjście z grupy, a potem może zdarzyć się już wszystko.

Adam Hložek to obecnie największy czeski talent? Myślisz, że największą karierę może zrobić jako napastnik? Tak jest teraz ustawiany w Sparcie.

Miałem okazję grać przeciwko niemu w meczach derbowych. Patrząc na jego wiek to zdecydowanie jeden z największych talentów w Czechach. W ataku gra się mu chyba najlepiej, może stamtąd strzelać więcej goli niż będąc ustawionym gdzieś przy linii bocznej boiska.

Mógłbyś jakoś komentować aferę korupcyjną i zatrzymanie Romana Berbra? Zdarzyło ci się grać w meczu, na którego wynik wpływ wyraźnie chciał mieć sędzia?

Cieszę się, że zaczęto w końcu zajmować się tą sprawą i ujawniać pewne fakty i praktyki, które się w czeskiej piłce działy, a nie powinny dziać. Mam nadzieję, że będzie to dobre dla czeskiej piłki, że zacznie się wymiana tych zarządzających nią ludzi, pojawią się ci, dla których liczy się tylko sport, a nie pieniądze. Być może będą to ludzie, którzy grali w piłkę na najwyższym poziomie, za granicą i chcieliby teraz pomóc. Mówi się dużo, że mógłby to być na przykład Vladimír Šmicer.

Grałeś w Pradze, dorastałeś w miasteczku oddalonym pięćdziesiąt kilometrów od Ołomuńca. Jak na tle najpiękniejszych czeskich miast wypada Kraków?

Kiedy przyjechałem do Krakowa była jeszcze bardzo ładna pogoda, ale byłem tu nowy, więc skupiałem się raczej tylko na piłce. Potem przez miesiąc padało i nie udało mi się jeszcze zobaczyć tych wszystkich najładniejszych miejsc. Muszę zorganizować czas i razem z żoną i córkami dokładnie zwiedzić całe miasto, ale pandemia nie ułatwia zadania. Praga jest w Czechach najładniejsza, ale cieszę się, że i w Polsce trafiłem to pięknego miasta.

Jak radzisz sobie teraz, w czasach pandemii, kiedy tych możliwości spędzania wolnego czasu jest mniej. Więcej go poświęcasz na naukę języka? Mówiłeś, że wszystko rozumiesz, ale gorzej z mówieniem.

Dokładnie, większość rozumiem, ale kiedy chce coś powiedzieć, brakuje mi polskich słów i używam czeskich, więc jest to raczej taki polskoczeski język. Wolę na razie raczej słuchać i czasem reagować za pomocą tych słów, które już pamiętam. Mam dwie córki, więc czasem pójdziemy na spacer, unikając miejsc, w których jest więcej ludzi. Dbamy o to, żeby każdy był zdrowy.

Rozmawiał KAMIL FRELIGA

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...