To historia jakich wiele. Chłopaczka z małej wsi na trening zaprowadził brat, szybko odnalazł w sobie smykałkę do futbolu. Ale ile z tych historii zakończyło się grą w reprezentacji Polski i rekordem transferowym Ekstraklasy? W ramach cyklu “Kopalnie Talentów” odszukaliśmy piłkarskie korzenie Jakuba Modera.
Do Drawska wybieramy się dzień po meczu Polski z Ukrainą. Ledwie dwanaście godzin wcześniej Jakub Moder strzelił swojego debiutanckiego gola w kadrze narodowej. Wszedł na boisko, niespełna pół minuty później dobił własny strzał w słupek. To najszybsza bramka w historii kadry strzelona po wejściu z ławki.
Spotykamy się w mieszkaniu Arkadiusza Adacha, pierwszego trenera Modera. Po chwili przychodzi Michał – brat Kuby, piłkarz pobliskiego klubu B klasy.
– Sorry, ja jeszcze wczorajszy… – wita się.
Świętowanie trwało do samego rana. Ostatnie toasty za Kubę padały już wtedy, gdy nad Puszczą Notecką robiło się widno. Pewnie gdyby nie pandemia, to rodzina i znajomi oglądaliby mecz kadry w pobliskiej “Przystani”, czyli takim centrum rozrywkowym niewielkiego Drawska. Telewizor, jedzenie, coś do wypicia. Sam Moder lubi zresztą tu wpadać, gdy akurat zajedzie do domu na dzień czy dwa.
Adach pierwszą połowę meczu z Ukrainą oglądał z mamą. W przerwie ruszył do siebie, włączył sobie mecz w internecie i przez projektor przerzucił na ścianę. Miał dwie-trzy minuty przesunięcia względem transmisji telewizyjnej. Nagle zadzwoniła do niego mama.
– Widziałeś, Moder gola strzelił! Arek, widziałeś?! – krzyczała rozemocjonowana.
Modera w Drawsku każdy zna. Mieszka tu około tysiąca osób. Domy kłębią się wzdłuż głównej ulicy, ale gdyby zejść w jedną z bocznych uliczek, to już widzimy klasyczny obraz wiejski. Grzędy, ogródki, piętrowe domki. Ale żeby dojechać na boisko, na którym Moder strzelał pierwsze gole, trzeba wyjechać na skraj Drawska. Właściwie już pod las.
Abisynia. Tak mówi się tutaj na boisko Sokoła. Ile takich Abisynii jest w Polsce? Każde miasto miało swoją – jedni mówili pustynia, inni Sahara, tutaj padło na Abisynię. – A widziałaś tego naszego wczoraj? – słyszymy rozstawiając się ze sprzętem na boisku Sokoła. Dwie młode kobiety spacerują w wózkami. Oczywiście, że rozmawiają o Moderze.
Jakub Moder, czyli miś koala i lepsza wersja Dembińskiego
Teraz na boisku Sokoła dzieje się niewiele. Trenują tu grupy dziecięce, ale w mieście nie ma tak wielu chłopców, by stworzyć kilka zespołów w roczniku. Zespołu seniorskiego też nie ma – nie bardzo jest go dla kogo tworzyć, amatorscy zawodnicy rozeszli się po innych zespołach. Stan boiska też mógłby być lepszy. Poza tym – gmina ma inne wydatki. Ale niewykluczone, że do Sokoła trafią pieniądze z tzw. solidarity contribution za transfer z Lecha do Birghton. Z tego co słyszymy – jeśli one faktycznie spadną Sokołowi z nieba, to decyzję o sposobie ich wydania ma podjąć Moder. Jeśli będzie chciał dać impuls w szkolenie kolejnych drawskich Moderów, to klub chętnie się podejmie rozwinięcia swojej szkółki.
– Widzę, że na tych sukcesach Kuby można coś zbudować. Dzisiaj prowadzę treningi z takimi małymi smykami i oni przekrzykują się, kto teraz będzie Moderem w akcji. To urocze, ale i pokazuje, że mamy do czynienia z postacią ważną dla lokalnej społeczności – mówi Adach.
To on poprowadził pierwszy trening Modera. Choć brat Michał mógłby się obrazić – pierwsze treningi odbywały się w domu, nawet w ich pokoju. Michał, kilka lat starszy, był dla brata pierwszym amatorskim nauczycielem. W małej miejscowości różnice wiekowe nie są tak dużym problemem, więc Kuba grał też ze starszymi kolegami Michała. Wreszcie we dwójkę poszli na trening Sokoła.
– Czy się wyróżniał? Na pewno rzucał się w oczy, ale to nie tak, że był Kuba i później długo, długo nikt. Było kilku chłopców na podobnym poziomie umiejętności, którzy grali lepiej od innych. U Kuby imponowało to, jak szybko podejmował decyzje na boisku. Myślał szybciej, ale i widział więcej – wspomina Adach.
Jego talent został dostrzeżony na jednym z turniejów, wpadł w oko Michałowi Rokickiemu, który prowadził reprezentację Wielkopolski i jednocześnie pracował w Warcie Poznań. Trudno było go nie zauważyć – jego zespół przegrał 5:6, ale Moder zdobył wszystkie bramki dla swojej drużyny.
– Strzelał piękne gole. Pamiętam taki mecz z Czarnkowem, przegrywaliśmy 0:2 i Kuba na 1:2 strzelił z rzutu wolnego. Miał 13 lat i było widać, że stopa jest dobrze ułożona, miał dobre uderzenie z dystansu – przyznaje Adach.
Moder pojechał na testy do Warty, sprawdził się, zaproponowano mu treningi w klubie. Ale dwunastolatkowi trudno było dwa-trzy razy w tygodniu dojeżdżać do Poznania. Nie tylko logistycznie – bo to jednak ponad trzy godziny w aucie na jeden wyjazd. Ale i psychicznie. Wrócił na krótko do Drawska. A później z całą rodziną przenieśli się do Poznania. Dla rodziców, Kuby i Michała to była życiowa rewolucja.
W Warcie – już na stałe – robił błyskawiczne postępy. Nie mógł go nie dostrzec potężniejszy brat Dumy Wildy – Lech Poznań.
– Dostaliśmy cynk od trenerów i naszych skautów, że powinniśmy sprawdzić dwóch chłopaków z Warty Poznań. Jeden nazywał się Mateusz Lewandowski, drugim był właśnie Kuba. Problem był taki, że nie było okazji ich testować zbyt długo. Musieliśmy podjąć decyzję tak naprawdę po jednym meczu testowym. Graliśmy z Unionem Berlin – wspomina Przemysław Małecki, który pracował z Moderem w juniorach młodszych.
W starciu z Niemcami Moder wypadł na tyle dobrze, że w Lechu podjęto decyzję – bierzemy go. Lewandowskiemu podziękowano, wyjechał do Niemiec. Moder błysnął dużą swobodą z piłką przy nodze, bardzo elegancko poruszał się w środku pola, do tego był uniwersalny, bo mógł grać także na skrzydłach. – Do dzisiaj mam przed oczami taki strzał z dystansu Kuby z tamtego meczu. Huknął mocno, piłka nabrała tej specyficznej rotacji i odbiła się od poprzeczki – mówi Małecki: – Zapadła decyzja, że Kuba z nami zostanie, a Mateuszowi podziękowaliśmy za testy i życzyliśmy mu powodzenia.
Paradoksalnie po przenosinach do Lecha było mu bliżej do rodzinnego Drawska. Trafił do Wronek, a stąd już rzut beretem do jego rodzinnej miejscowości. A do Wronek też zdarzało mu się jeździć jeszcze za dzieciaka. To tam na schodach do hotelu złapał przed laty Sebastiana Milę, Mirosława Szymkowiaka czy Macieja Żurawskiego i razem z bratem zrobił sobie z nimi wspólne zdjęcia.
Moder z Adachem kontakt mają do dziś. Były trener wysyła mu co jakiś czas analizy z jego występów w Lechu czy w reprezentacji Polski. – Chodźcie, coś wam pokażę – zaprasza nas do kuchni, gdzie ładuje się laptop. Znajduje folder z analizami – w środku kilka podfolderow “Moder”, “Moderki”, “dla Kuby”. W folderze “Moder” są analizy występów samego Kuby. Adach ogląda mecze, zwraca uwagę na drobiazgi – efektywniejsze bieganie, podejmowanie decyzji, wykorzystywanie przestrzeni. Montuje takie klipy i przez WeTransfera wysyła je do lechity.
– Czy sprawdzam, czy obejrzał? Nie. Chociaż akurat WeTransfer pokazuje, czy odbiorca ściągnął wysłany plik, więc czasami dostaje sygnał, że chociaż ściągnął sobie to na dysk – śmieje się.
Folder “Moderki” jest kompilacją nagrań z wiosennego lockdownu. Gdy liga została zawieszona, Kuba wyniósł się z Poznania do rodzinnego domu. Razem z bratem chodził na Abisynię, a Adach zabierał ze sobą drona i nagrywał te treningi. – Pokażę wam ten duet… – odpala jedno z nagrań.
Pierwszy klip – Kuba wrzuca, Michał wykańcza akcje strzałem z powietrza. I też w powietrze, bo piłka mija bramkę.
– Tak dobrych wrzutek to chyba nigdy nie dostałeś – zagajamy.
– Chyba “do tak dobrego napastnika Kuba jeszcze nigdy nie wrzucał” – śmieje się Michał.
Ale gdy Adach przechodzi do rzutów wolnych nagle dysproporcja umiejętności nieco się zaciera. Najpierw młodszy brat strzela mocno, pod samą poprzeczkę. Następne ujęcie – Michał trafia z około dwudziestu metrów ciut obok okienka, uderza w samo spojenie słupka z poprzeczką. – A myślicie, że kto go tego nauczył? – pyta Michał.
Bo sekret tych uderzeń Modera może faktycznie tkwi w nazwisku? Nikt nie może nam wyjaśnić tego, dlaczego te strzały są tak silne i tak dokładne. Moder nie ma małej stopy, a uznaje się, że im mniejsza stopa, tym łatwiej wygenerować tę potężną siłę przy huknięciu w piłkę prostym podbiciem. Siła mięśni też raczej nie wskazuje na to, by lechita mógł posyłać takie strzały – jest wysoki, ale niezbyt nabity. Fizycznie zrobił progres, ale przy takim Tymoteuszu Puchaczu wygląda jak chudzina.
– Wydaje mi się, że chodzi właśnie o samą technikę strzału – timing, ułożenie ciała, dynamikę. A jak już zauważyłem, że to mi przychodzi z łatwością, to widziałem w tym swoją groźną broń – mówi sam Kuba.
Trzeci folder “dla Kuby” zawiera kompilacje zagrań zawodników grających na pozycji Modera. Często przewijają się tam Joshua Kimmich i Leon Goretzka. – Nie ukrywam, widziałbym Kubę w Bundeslidze. Uwielbiam tę ligę. Ale wiem, że marzyła mu się Premier League. Natomiast warto podpatrywać najlepszych. Od takiego Goretzki Kuba może czerpać garściami – przyznaje Adach.
Trudno wybrać największego kibica Modera. Rodzina twierdzi, że to dziadek – śledzi każdy mecz, angażuje znajomych, jeździ na mecze. Paradoksalnie w dzieciństwie bardziej pchał wnuka w tenis stołowy – kiedyś grał sam, później sędziował, jest też działaczem. Uchowały się nawet zdjęcia z turniejów, na których mały Moder miał pewne sukcesy.
Nie sposób pominąć zaangażowanie Adacha. Na pierwszych treningach mocno naciskał na treningi techniczne, już na początku podstawówki Moder dużą wagę przykładał do szlifowania techniki, stawał się powoli obunożny. Dzisiaj pierwszy trener Kuby też śledzi każde jego spotkanie, później analizuje je i służy wsparciem merytorycznym.
Każdy podkreśla też zaangażowanie taty Kuby. Dziś głowa rodziny większość czasu spędza w Niemczech, gdzie na co dzień pracuje. Ale to on woził go do Poznania na treningi w Warcie. On śledzi właśnie każdą wzmiankę o synu w mediach. On też zabierał synów na zgrupowania reprezentacji do Wronek. Tata zaszczepił w synach pasję do piłki, dzisiaj przepełnia go duma.
Coś, co przykuwa uwagę podczas spaceru po Drawsku, to grzyby. Plastikowe, dość przaśne, rozstawione w losowych miejscach. Pomysł poprzedniej władzy we wsi. Jeśli coś się Drawsku nie udało, to te grzyby.
Ale Moder lubi tu wracać – ma spokój, obraca się wśród swoich, może wyjść na spacer. Po prostu odpocząć. Bo Drawsko jest trochę jak Moder – aż do przesady spokojne. Pytamy o charakter Kuby jego znajomych. I dostajemy takie odpowiedzi:
– „mógłby spać cały dzień, jak miś koala. Jeśli ma pół godziny wolnego, to się zdrzemnie”
– „złość czy frustrację trawi w sobie, raczej nie rozmawia o tym, co go gryzie, chociaż wiele można wyczytać z tego, jak się zachowuje”
– „mówimy, że jest Kuba, i jest Modziu. Czym to się różni? Jak jest z dziewczyną, to jest Kubą, a jak jest samemu, to jest Modziem”
– „to nie jest stereotypowy młody piłkarz, który szuka mediów i lubi, gdy się o nim dużo mówi. Kasą nie szasta, od wielu lat ma tę samą dziewczynę”
– „denerwuje go, gdy nie może się zrelaksować w mieszkaniu. Przez pół roku sąsiad robił remont i ciągle u siebie słyszał jakieś wiercenie. Nie mógł przez to robić swoich ukochanych drzemek. Czasami zostawał w klubie, nie jechał do domu, tylko kładł się na kanapie i tam spał”
Do Drawska chciałby teraz przyjeżdżać tak często, jak to możliwe. Bo zaraz wyfrunie do Anglii. A stamtąd jednak ciut dalej do rodzinnego miasta niż z Poznania. – Lubię tam wracać. Mam w Drawsku spokój. Żeby spełniać marzenia trzeba było wyjechać. A zaraz mogę być tam jeszcze rzadziej… – mówi sam Moder.
DAMIAN SMYK
fot. 400mm.pl/archiwum prywatne