Przyzwyczailiśmy się, że raz na jakiś czas narzekamy na polskich sędziów. Właściwie nie “raz na jakiś czas”, a co tydzień w naszej Niewydrukowanej Tabeli. Teraz naszych arbitrów czepiają się też w Kosowie oraz w Rosji. Roman Pawliuczenko nazwał Szymona Marciniaka “łajdakiem”, a Kosowo nie może pogodzić się z rzutem karnym odgwizdanym przez Bartosza Frankowskiego. Czy zarzuty są słuszne?
Frankowski ze swoim zespołem prowadził starcie Kosowa ze Słowenią. Mecz na styku, ostatecznie wygrany skromnie przez Słoweńców 2:1. Decydujący okazał się rzut karny odgwizdany przez Frankowskiego w samej końcówce meczu. Chodzi o tę sytuację.
I trudno tutaj mieć pretensje do polskiego arbitra. Jasne, ręka przylega do ciała, ale następuje ruch całym ciałem do piłki. To nie jest tak, że jeśli ręką przykleja się do tułowia, to można sobie robić z niej użytek. Można się spierać – czy piłka trafiła w bark, czy jednak w ramię? Bo znamy te nowe wytyczne – od pachy w górę jest bark, którym grać można, a rękę w miejscu poniżej pachy traktujemy już jako część ciała, którą grać nie można. Ale druga i trzecia kamera pokazują, że jednak trafienie ma miejsce nieco poniżej linii pachy.
Zresztą widać też, jak ta piłka się odbija. Miękkie odbicie w bok wskazuje na to, że jednak zamortyzowało ją ramię. Gdyby trafiła w bark, to powinna pofrunąć gdzieś w przód i po prostu odbić się od kości. Trudno tutaj Frankowskiego krytykować, ale po reakcji fanów Kosowa widzimy, że dzisiaj Polak jest tam wrogiem publicznym numer jeden.
Marciniak dał się nabrać
Rozgrzeszać nie mamy za co jednak Szymona Marciniaka. On ze swoim zespołem prowadził spotkanie Rosji z Turcją. Turcy wygrali 3:2, a przy stanie 2:1 dostali taki rzut karny.
No i tak jak rozgrzeszyliśmy Frankowskiego, tak Marciniak się po prostu pomylił. To jest po prostu czysty wślizg. Nie ma tu klasycznej dla takich sytuacji wersji “biorę piłkę, ale i ścinam z nóg rywala”. Mamy w ogóle wątpliwości, czy tam dochodzi do jakiegoś kontaktu nóg obu piłkarzy. Piłka jest wybita – i to skutecznie. Zawodnik turecki wykonuje jakieś padolino i to zresztą średnio w tempo. Pewnie z VAR-em wapno zostałoby odwołane, a tak trzeba było polegać na tym, co widziało się na żywo.
I Marciniak się pomylił.
W Rosji trwa burza po odgwizdaniu tego rzutu karnego. Roman Pawliuczenko twierdzi, że Rosjanom sędzia zabrał szansę na zwycięstwo i nazywa go “łajadkiem”. – Polacy nie lubią Rosjan i było to widać. Gramy w piłkę, a przychodzi taki gość w czarnym stroju i zabiera nam chęci do gry – mówił.
Pawliuczenko poza tym wątpliwym karnym miał jeszcze pretensje o to, że w pierwszej połowie Marciniak wyrzucił z boiska Andrieja Siemionowa za przerwanie akcji bramkowej.
Ale tutaj akurat trudno posądzać polskiego sędziego o błąd. Napastnik wygrał pozycję, wszedł przed obrońcę i gdyby nie faul, to opanowałby piłkę na wprost bramki. Nie zwracamy uwagi na to, że metr za nim jest inny stoper, bo przecież gdyby nie to ciągnięcie, to Turek wyszedłby już dawno sam na sam z bramkarzem.
Biorąc pod uwagę, w jakiej formie był francuski arbiter w starciu Polski z Włochami, możemy tylko uspokoić Rosjan – słuchajcie, mogło być gorzej. Zapytajcie Włochów, którzy powinni mieć jeszcze rzut karny za zagranie ręką Bednarka. I którzy w przewadze powinni grać wcześniej za bezpośrednią czerwoną kartkę dla Góralskiego. No i jeszcze ten łokieć Lewandowskiego…
fot. FotoPyk