„Awantura na zabawie. Ci z sąsiedniej wsi zaczęli, myśmy skończyli” – śpiewał Kazik Staszewski i żaden inny cytat nie wprowadzi tej historii lepiej. W Kolbudach, podczas meczu lokalnego AS-u z trenerem Jackiem Grembockim u sterów, piłkarze gospodarze pobili kibiców. Kibiców, którzy nie byli ot tak, przypadkowymi kibicami, tylko takimi, co sobie solidnie na konflikt zapracowywali. W opowieści o tej patologii jest są grubasy, ulańce, twoje matki i inne wyzwiska, są pięści, swady, są sympatie i braki sympatii, są Pomorski Związek Piłki Nożnej, straż gminna, piłkarze, fani, córki, narzeczone. No i są też dziki. To szalona opowieść. Oto jej kulisy.
***
26 września. Kolbudy. Ciepło. Pochmurne niebo. Akademia Sportu Kolbudy – GLKS Różyny. V liga. Pomorska grupa I.
Piłkarze na boisku.
Jacek Grembocki, trener gospodarzy, ekspresyjnie wyraża się przy linii bocznej.
Dyrektor Akademii Sportu Kolbudy i zarazem członek zarządu spokojnie siedzi na tarasie.
Piłkarze na boisku.
4:2 dla gości.
Nie dzieje się nic specjalnego.
***
Ale to tylko na boisku.
Na trybunach nie ma za wielu ludzi.
Właściwie to świeci pustkami. Pojedyncze grupki, żadnego dopingu, nie ta skala meczu, nie ta skala rywali.
Najgłośniejsza z całego towarzystwa jest dobrze znana grupka sześciu kolegów. Wizyta gościnna. Trzech z nich to piłkarze GTS Goszyn, jeden GKS Kowale, dwóch całkowicie prywatnie. Przedstawiają się później jako zwykli kibice, obserwatorzy. Trzymają kciuki za GLKS Różyny, choć wiarygodniejszą wersją jest chyba założenie, że są negatywnie nastawieni do Akademii Sportu Kolbudy. Ktokolwiek nie grałby przeciwko nim, kibicowaliby ich powodzeniu. Albo jeszcze inaczej: niepowodzeniu ekipy Grembockiego.
W grę wchodzi alkohol.
Nie jakoś dużo, ale procentowe napoje – klasyczek – rysują atmosferę klimatu.
W końcu jeden z członków koleżeńskiej grupy zaczyna się nakręcać. Upatrzył sobie napastnika ekipy z Kolbud.
– Ulańcu!
Krzyczy.
– Dźwigowcu!
Krzyczy.
– Ty, grubasie. Dwie piłki na boisku!
Reszta rechocze. Podśmiewają się. Taka jest ich wersja.
Piłkarze Kolbud podają, ze słychać było nieco gorsze przekleństwa, choć nie jakoś bardzo: do śmiechów z sylwetki napastnika doszło obrażanie jego rodziny.
Wtedy napastowany napastnik, któremu nie szło specjalnie dobrze, odwarknął:
– Twoja matka nie narzekała, że ja niby taki gruby.
Wyzwiska się spotęgowały.
***
Kto był kiedykolwiek na meczu niższych lig, ten wie, że to folklor. Często na mecze przychodzą znajomi piłkarzy i tworzy się atmosfera remizowa. Docinki, szyderka, podśmiechujki, mocniejsze słowa – wszystko na porządku dziennym.
Ale tu była to sytuacja skrajna i absolutnie niesprowadzająca się tylko do kumpelskich przepychanek.
Tu doszło do regularnej wojny.
Wszystko zapoczątkował ostatni gwizdek arbitra.
Piłkarze starali się z obrażającymi ich kibicami.
***
Opowiada członek grupy kibiców: – Ja i dwóch kibiców, w tym ten, który najbardziej wyzywał, pojechaliśmy wcześniej do domu. Jeszcze przed zakończeniem meczu. Jakoś na pięć minut przed końcowym gwizdkiem. Co się wtedy stało? Piłkarze z Kolbud przeskoczyli przez płot. Natychmiast. Wszystko działo się bardzo szybko. Rzucili się na tych, którzy zostali. Bili. Następny z kibiców już odjeżdżał, ale zobaczył, że biją jego kolegę i wyskoczył ratować. Też dostał. Nikt nie reagował. Wszyscy byli jeszcze na boisku. Sędzia w protokole meczowym nic nie umieścił.
***
Opowiada członek grupy kibiców, który brał udział w całym zdarzeniu: – Przyjechałem z córką i z narzeczoną. Była ładna pogoda. Przeszliśmy drogę, przywitałem się ze wszystkimi. Kto był w Kolbudach, ten wie, jak to wygląda. Stanąłem za grupą chłopaków, którzy siedzieli, żartowali, piknik. Kibicowali gościom. Jeden z moich kolegów, siedzących przede mną, śmiał się z zawodnika Kolbud. Nie jakoś obraźliwie. Ja byłem z dzieckiem, więc ciężko, żebym kogokolwiek prowokował. Czy tego piłkarza znam? Kojarzę, ale tylko z boiska. Córka bawiła się na placu zabaw. Trzyletnia. Obserwowałem jej zachowanie. Z boiska poszły niecenzuralne wyzwiska na temat matki kibica. Namnożyły się przekrzykiwania. Do najbardziej aktywnego kibica parę razy padło: ”Michael, uspokój się”. To znana postać. Przychodzi na mecze w okolicy – widuję go na meczach Kowali, gdzie gram, obserwuje ligi, ma wielu znajomych.
Pięć minut do końca meczu wziąłem córkę i narzeczoną. Zapinałem ją w fotelik. Gwizdek. Ruszyli. Zaatakowali mojego brata i kolegę. Ruszyłem, żeby ich rozdzielić. Dostałem w twarz. Brat dostał z główki od prowokowanego piłkarza. Rozeszliśmy się. Nie wyprowadzałem ciosów. Chciałem ich wyprowadzić. Uspokoić. Nawet chyba słychać, że krzyczę, że są niepoważni. Trzy tygodnie miałem problem z gryzieniem czegokolwiek. Żałuję, że nie pojechałem na obdukcję.
***
W bójce poszkodowani zostali bracia. Piłkarze GTS Goszyn i GKS Kowale.
Sprawa wydawała się jasna.
Zgłosili incydent do Komisji Dyscyplinarnej Pomorskiego Związku Piłki Nożnej. To był przełom września i października.
ZPN komunikat wydał dopiero 4 listopada.
Przez ten czas historię badało kilka osób.
Oto komunikat:
Cztery i sześć meczów zawieszenia dla piłkarzy, którzy po meczu przeskoczyli płot i pobili kibiców?
Dwa i trzy mecze zawieszenia dla braci, którzy nie brali udziału w meczu, tylko śmiali się z prowokacji swojego kolegi i zostali pobici przez piłkarzy?
Czy ta sprawa nie wygląda dziwnie?
Wygląda. Owszem. Można krzyknąć, że to niesprawiedliwość, ale wszystko wydaje się bardziej złożone niż na papierze.
***
Telefon od jednego z piłkarzy AS Kolbudy. Nie brał udziału w całym zamieszaniu. Zna braci. To byli piłkarze klubu. Odeszli jakoś dwa lata temu, bo nie dogadywali się z nowym trenerem. Właściwie wszyscy prowokujący lub śmiejący się kibice z trybun meczu z 26 września, to ludzie niegdyś związani z AS Kolbudy.
Opowiada: – Byli na prawie każdym naszym meczu. Zawsze była szyderka, wyzwiska. Mienili się kibicami gości. Raz Orkana Rumia, raz LKS Różyna. Na każdym kolejnym meczu kogoś innego. Nie mieliśmy do nich żalu. Do momentu tych wydarzeń to właściwie byli nasi koledzy. Nikt nie wie, jaki jest ich żal. Obrażali, śmiali się, kręcili szyderę. Było to przez nas tolerowane. Mieliśmy to w dupie. Dostawali w plecy w swoich klubach, byli sfrustrowani. Wyżywali się. Łączyli z alkoholem.
Specjalnie upatrzyli sobie tego jednego naszego zawodnika. Do momentu, kiedy szły teksty na niego, to kręcił bekę, odgryzał się, ale absolutnie się tym nie przejmował . Nie strzelił karnego. Padłu epitety. Puszczał mimo uszu. Ale wtedy zaczęli jechać po jego matce, po jego rodzinie. Nie wytrzymał. Granica została przekroczona.
***
W budynku klubowym AS Kolbudy znajduje się siedziba straży gminnej. Wejście jest od drugiej strony, okna też, ale to niczego nie zmienia, bo funkcjonariusze znajdywali się dziesięć metrów od całej pomeczowej sytuacji.
Autentycznie.
Nie zareagowali, nie spisali protokołu.
Tak, jakby w ogóle nie zarejestrowali zdarzenia.
Dlaczego?
Historię ciągnie zawodnik AS Kolbudy, który wszystko obserwował z pewnej odległości: – Bo nic się nie stało. Przepychanki. Mocne słowa. Inna sprawa, że to sytuacja patologiczna. Nikogo nie wybielam. Wiesz, ja znam tych „pobitych” braci od bardzo dawna. Zawsze to byli mili ludzie. Nieznane są ich motywy. Trochę z nich była loża szyderców. Zawsze pojawiali się w okolicach 5. minuty meczu, znikali w okolicach 85. minuty. Żeby nie było konfrontacji. Może tym razem zawiódł transport.
Wiesz, nawet w ZPN anonimowo powiedzieli nam, że błędem było to, że obrażony zawodnik ruszył bronić swojego honoru od razu po meczu, jeszcze w koszulce klubowej, zamiast przebrać się i załatwić wszystko w cywilu.
***
Podobną wersję słyszymy w klubie.
Opowiada członek zarządu AS Kolbudy: – Jestem tutaj dopiero półtora roku. Próbowałem w to wniknąć. Wiem, że ci wszyscy ludzie znają się bardzo dobrze osobiście. Historia zaczęła się wcześniej. Wewnętrzne zatargi. Grają w równoległej lidze. Zgłaszano problem do gminy. Do gospodarza obiektu, że ci ludzie podchodzą za blisko, że przychodzą na trybuny, żeby obrażać.
Mieliśmy nadzieję, że tym razem nie przyjdą. Rozgrywali mecz tego samego dnia. Zabrakło czasu. Wszystko wydarzyło się szybko. Mieli żal, że są z Kolbud, ale nie grają w Kolbudach. Dziecinada. Co widać na tym filmie? Że ten jeden z braci coś krzyczy. Dostaje w gębę. Panowie się rozchodzą. Ten, który uderzył poniósł już konsekwencje, to było skandaliczne. Ale tamci, to żadni zwykli kibice. Piwko w ręku. Pokrzykiwania.
Rzeczywistość jest smutna.
Żeby było zabawniej. Nie jest to według mnie przypadek. Po całym orzeczeniu ktoś wyciął dziurę w płocie na stadionie w Kolbudzie. Złośliwość. Wiesz, u nas grasują dziki. Nie jest to nowa rzecz. Kto tu mieszka, ten wie. Tam, gdzie mają swoją ścieżkę powstała dziura w płocie, miłe stworzonka wparowały na boisko, co skończyło się zryciem przez nie płyty głównej. Sprawcy są poszukiwani. Monitoring nic nie pokazał. Został uszkodzony. Straż gminna i policja nic nie ustalą.
***
Bracia i ich ekipa trzymają się swojej wersji. Na mecze przyjeżdżali rzadko, sporadycznie, raz na jakiś czas. Niekiedy towarzyszyły im rodziny. Nie byli nastawieni konfrontacyjnie. Udowadniają też, że na filmie ewidentnie widać i słychać, że nie chcieli nikogo bić, oddawać, tylko załagodzić konflikt.
Nie można lekceważyć ich racji.
W końcu to oni dostali po głowach.
***
AS Kolbudy przysyła nam fragment oświadczenia wysłanego do Pomorskiego Związku Piłki Nożnej.
Zaczyna się od cytatu z oświadczenia braci: „Wraz z grupą kolegów udaliśmy się do Kolbud dopingować drużynę z Różyn, w trakcie meczu doszło do wymiany zdań pomiędzy nami a zawodnikiem gospodarzy”.
Pismo:
Pragniemy zauważyć, że w zamieszaniu, które miało miejsce po meczu AS Kolbudy vs GLKS Różyny nie brali udziału kibice drużyny z Różyn, a zawodnicy, w większości klubu GTS Goszyn. Byli to:
1. IMIĘ I NAZWISKO (klub GTS Goszyn);
2. IMIĘ I NAZWISKO (klub GTS Goszyn);
3. IMIĘ I NAZWISKO (klub GTS Goszyn);
4. IMIĘ I NAZWISKO (klub GKS Kowale);
5. IMIĘ I NAZWISKO (klub GTS Goszyn);
6. IMIĘ I NAZWISKO (klub GTS Goszyn).
(BRACIA)
Wyżej wskazani zawodnicy kilkukrotnie, w ostatnim czasie, zjawiali się na meczach „domowych” klubu AS Kolbudy, celem prowokowania wulgarnymi wyzwiskami zawodników, jak i trenera AS Kolbudy. Często zjawiali się około 5-10 minut po rozpoczęciu meczu, aby następnie w pośpiechu opuścić stadion 5-10 minut przed zakończeniem meczu.
Wskazani zawodnicy, w większości klubu GTS Goszyn ,będąc często pod wpływem alkoholu, prowokowali zawodników i trenera AS Kolbudy wulgarnymi wyzwiskami, zarówno z trybun, jak i z miejsc niedostępnych dla kibiców blisko miejsc, gdzie rozgrzewali się zawodnicy AS Kolbudy.
Problem ten pojawił się od kilku ostatnich „domowych” meczów klubu AS Kolbudy. Świadkiem takiego zachowania wskazanych osób na meczu z dnia 12.09.2020 pomiędzy AS Kolbudy vs Orkan Rumia był między innymi pracownik Gminy Kolbudy, który z ramienia Urzędu Gminy administruje obiektem sportowym. Klub chciał wspólnie z administratorem obiektu doprowadzić do należytego zabezpieczenia bezpieczeństwa zawodników klubu AS Kolbudy i innych osób znajdujących się na obiekcie przed atakami zawodników GTS Goszyn.
Rozmowy na ten temat miały miejsce w tygodniu przed meczem AS Kolbudy vs GLKS Różyny.
Klub GTS Goszyn rozgrywał swój mecz tego samego dnia, kiedy odbywał się mecz pomiędzy AS Kolbudy vs GLKS Różyny. Nie spodziewaliśmy się więc, że zawodnicy tego klubu pojawią ponownie na meczu w Kolbudach, celem prowokowania zawodników i trenera drużyny AS Kolbudy. Jednakże po zakończeniu swojego meczu ponownie udali się na stadion w Kolbudach, celem atakowania zawodników drużyny AS Kolbudy.
Całe zajście sprowokowane przez zawodników klubu GTS Goszyn miało miejsce już po zakończeniu meczu, poza trybunami i obiektem sportowym i nie zostało odnotowane w protokole pomeczowym. Trwało około dwie minuty i ograniczyło się do przepychanek, i słownej wymiany zdań.
Całe zdarzenie nie miało charakteru eskalacyjnego, a świadkami jego byli między innymi pracownicy Straży Gminnej w Kolbudach, którzy nie zdecydowali się podjąć interwencji.
***
Takie mamy czasy, że sprawa rozgrywa się też na arenie mediów społecznościowych.
Facebook. Dyskusja.
Jeden z braci: Jakie wyzywanie? Stwierdzenie, że ktoś jest ulaną kurwą, zgodne z prawdą, jest stwierdzeniem, a nie wyzywaniem. Bo to, że ktoś jest ulany, to widać, a to, że ktoś jest kurwą, to wszyscy na Pomorzu mówią, więc coś musi być na rzeczy.
Piłkarz jeszcze innej drużyny, który grał kiedyś z braćmi w AS Kolbudy: Jeździcie i wyzywacie wszystkich, którzy mają cokolwiek wspólnego z Kolbudami, już od dwóch-trzech sezonów, więc robienie z siebie ofiary jest co najmniej śmieszne.
Były asystent trenera AS Kolbudy: Mogę się szeroko o tym wypowiedzieć. Dobrze wiemy, że ta sytuacja zaczęła się jeszcze za moich czasów. Też masz dużo za uszami.
Uff.
Dzieje się.
To historia Kolbud. Historia relatywizmu. Wzajemnych niesnasek, nieporozumień, niechęci, niedokładności i wszystkich nie-osobliwości tego światka.
I niby można zacytować „ci z sąsiedniej wsi zaczęli, myśmy skończyli”, ale czy w tej awanturze na zabawie jest w ogóle jakiś początek i koniec?