Wspaniały był to mecz, nie zapomnimy go nigdy. Jedni i drudzy mieli… może nie nóż na gardle, ale po dwóch kolejkach bez wygranej zaglądało im w oczy widmo znaczącego zbliżenia się do tego, by móc gadać “MOŻEMY SKUPIĆ SIĘ NA LIDZE”. Takie mecze, o taką presję, lubią być zamknięte. Nawet nie szachy, a bierki. Bez harpunów. Tymczasem Real z Interem zgotowali spektakl, jakby ten cały, niewyobrażalny talent skupiony w obu zespołach, wygoniono na podwórko pod szkołą, rzucono piłkę i powiedziano: bawcie się. Brakowało tylko zasady “trzy rogi – karny i prawa Pascala. Oczywiście trochę przejaskrawiamy, taktycznie nie był to mecz, w którym obaj szkoleniowcy rzucili na odprawie “PRÓBUJ” i tyle, ale radosnej gry i równie radosnych błędów było od groma, z korzyścią dla widowiska.
Od samego początku to było praktycznie gradobicie dobrego futbolu. To znaczy: jeśli chodzi o grę w ofensywie, stwarzanie szans, wychodzenie na pozycje i tym podobne. Bo na pewno niejeden trener złapałby się za głowę ile było niedokładnych zagrań przy wyprowadzeniu piłki. Trzeba przyznać, że jedni i drudzy nie szczędzili sił do pressingu, ani Handanović, ani Courtois nie mieli zazwyczaj czasu, by chociaż dobrze rozejrzeć się przed zagraniem piłki.
Od samego początku obejrzeliśmy:
- – Akcję Kroosa, Hazarda i Asensio, ten pierwszy strzela z przytomnego woleja, ale Handanović daje radę odbić
- – Próbę Valverde
- – Wyjątkowo chętnego dziś do gry Hakimiego, który po kontrze dograł do Perisicia, a ten, choć w sumie położył już Courtoisa, wybrał wrzutkę do Barelli
– Podaniostrzał Martineza, którego jakkolwiek chcemy pochwalić, że nie grał siła razy ramię, ale są takie sytuacje, gdzie siła razy ramię mogło się sprawdzić – tu lepiej było nawet huknąć z czuba - – Petardę odpaloną przez Vidala
- – Trochę folkloru, Mendy’ego demolującego przy powrocie Courtoisa
- – genialne podanie Benzemy, który wpadł w pole karne i lekkim zgraniem głową wystawił piłkę Valverde, pozycja czysta, ale pudło
A to wciąż ledwie dwadzieścia minut z okładem. Naprawdę, działo się. Człowiek bał się mrugnąć, bo mógłby przegapić stuprocentową sytuację.
W narrację o podwórku dobrze wpisuje się błąd, za który Hakimi musiałby przyjąć śledzia od kolegów, albo stanąć za karę na bramce do końca meczu. Zawalona sprawa, wystawioną piłkę przejmuje Benzema, mija Handanovicia i ładuje do pustej bramki. Inter próbuje odpowiedzieć, ale Sergio Ramos trafia na 2:0 po wrzutce.
Pozamiatane?
Teraz będzie spokojnie?
Spróbują pograć rozważniej?
Dajcie spokój, nie mija minuta, i Inter, na pełnym luzie, robi taką akcję, że klękajcie narody. Piętka Barelli to jest cud sam w sobie. Tak zagrać, idealnie wystawiając piłkę na środek pola karnego – wyższej półki już nie ma. To zabawa i efektywność połączona z kunsztem tylko najlepszego w karierze sezonu Ronaldinho.
Doceniamy też w tej sytuacji wykończenie Martineza. Tak, tym razem spryt i celność zdecydowanie wygrywają z ładowaniem na siłę.
Mdr la passe de Barella est la finition de Lautaro ⚽️🔥 #RealMadridInter pic.twitter.com/vPZqQtllfD
— 👑🇦🇷 (@Jrutili2a2_) November 3, 2020
Do końca pierwszej połowy i tuż po zmianie stron było ciut stateczniej, ale tylko jak na standardy tego meczu. Sypnęło trochę kartkami, Ramos nadepnął Barellę – taka cisza przed burzą. Real chyba faktycznie miał ochotę trochę bardziej zabić mecz, choć wciąż była gra do przodu – aktywny był Benzema. Niemniej w 68 minucie zrobiło się 2:2 po tym, jak obrona Realu została zaskoczona na wykroku – jedno dobre dogranie za linię, Martinez zgrywa do Perisicia, a ten sprytnie po długim słupku.
Potem zrobiło się chyba najbardziej emocjonująco. Interowi w sumie pasował ten remis na Realu, a przynajmniej nie zamierzali się szarpać rzucając wszystkie siły. Real? Widać było poddenerwowanie. Presję tego, żeby jeszcze coś strzelić. Ale z tego głównie rodziły się kontry Interu, gdzie najlepsze okazje mieli Martinez i Perisić. Mocno śmierdziało golem dla gości.
Mecz przesądziły zmiany. W zasadzie nikt, kto wszedł w Interze, nie odcisnął piętna na meczu. No chyba, że podkreślić dziadowską grę Sancheza, który w kluczowym momencie potrafił huknąć w mur. Różnicę zrobili natomiast Vinicius z Rodrygo. Ten pierwszy znakomicie wypuszczony po skrzydle, w wyścigu po piłkę wyglądał jak Ferrari czy Polonezie Caro. Podjął decyzję w sumie kontrowersyjną: miał czas, by przyjąć, zabrać się, pokombinować. Ale od razu, z pierwszej piłki, dograł podkręconą piłkę do Rodrygo. Ten przyjął i huknął nie do obrony.
Dopiero w tym momencie Inter skapitulował. To Real stworzył sobie jeszcze dwie okazje, raz Benzema zachował się jak Pekhart w swoich najgorszych chwilach, czyli prawie zabił się na piątym metrze od bramki rywala o własne nogi. Ale najważniejsze dla Królewskich to, że dowieźli zwycięstwo.
Nudzić sie w tej grupie na pewno nie można. Szachtar wygrywa na Realu, przyjmuje szóstkę od Gladbach, Real w trzy mecze strzela siedem goli, ale traci tyle samo. Tu wciąż wszystko jest otwarte, również zamykający na ten moment tabelę z dwoma punktami Inter spokojnie może to wyciągnąć. Królewscy wciąż mogą sobie mocno skomplikować sprawę w Mediolanie, a dla nas pewne jest jedno: już zakreślamy ten rewanż czerwonym flamastrem w naszym kołonotatniku.
Real Madryt – Inter Mediolan 3:2 (2:1)
Benzema 25, Ramos 33, Rodrygo 80 – Martinez 35, Perisić 68
Fot. NewsPix