14 bramek w rundzie jesiennej, które przełożyły się na najlepszy wynik wszystkich Polaków w całym sezonie Ekstraklasy. Gruby transfer do jednej z najlepszych ekip MLS. Wygrana w „MLS Is Back”, czyli turnieju toczonym w izolacji. 21 meczów dla Portland Timbers i 8 bramek. Przez lata Jarosław Niezgoda mógł wyglądać jak gość, próbujący nieudolnie wycisnąć resztki keczupu, ale dopiero w ostatnich miesiącach mógł powiedzieć, że wreszcie ruszyło. Dokładnie jak z tym keczupem – wszystko na raz.
Aż do dziś.
Jarosław Niezgoda zerwał więzadła.
Potwierdził się więc największy – a może i jedyny? – znak zapytania, jaki można było mieć przed wyłożeniem grubej kasy za byłego napastnika Legii. Zdrowie. A w zasadzie jego brak. Być może nieustanne urazy Niezgody biorą się z jakichś szerszych historii (słyszeliśmy takie opinie), być może to zwykły pech. Fakty są smutne – Polak znowu wypada z gry na długie miesiące. Jak to zwykle w przypadku więzadeł – pewnie na co najmniej pół roku. A więc ten sezon ma już z głowy.
Do zerwania doszło w meczu z Vancouver Whitecaps, w którym Niezgoda pojawił się w 78. minucie. W doliczonym czasie gry został zniesiony na noszach.
Dramat.
Zwłaszcza, że przecież Polak stracił przez kontuzje już masę czasu i dziś można się tylko zastanawiać, w którym miejscu byłby, gdyby zdrowie dopisywało. Pamiętamy przecież sezon 2017/18, gdy trwała dyskusja, kto powinien znaleźć się w trójce najlepszych napastników – on czy Krzysztof Piątek? I choć znalazł się Niezgoda, mając na koncie o osiem bramek mniej, to śmiało można stwierdzić, że prezentowali podobny poziom, zaczynali z podobnego pułapu, mieli podobne możliwości. Podczas gdy piłkarz Herthy napędzał się po transferze każdym kolejnym meczem, Niezgoda…
- narzekał na problemy z plecami
- musiał przejść zabieg ablacji serca
- zanim wrócił do gry, naderwał mięsień dwugłowy
Efekt? Praktycznie cały stracony sezon 2018/19 i rozpoczynanie kolejnego z pozycji napastnika numer pięć w Legii – za Kulenoviciem, Carlitosem, Sanogo i Kante.
Szczęście, że dwóch napastników Legii odeszło, a Niezgoda wykorzystał otrzymane szanse najlepiej, jak mógł, wpisując się na listę strzelców co 76 minut. Pół roku wystarczyło, by opuścił Ekstraklasę, choć i tu w pewnym momencie pojawiały się wątpliwości związane ze zdrowiem, bo jego badania – będące zazwyczaj formalnością – trwały niecodziennie długo. Koniec końców udało się. Polak MLS może nie zawojował, ale swoje strzelił i pojawia się z ławki. Trzeba zaznaczyć, że poprzeczka stoi wysoko – Portland Timbers to lider konferencji zachodniej MLS.
I teraz wszystko jak krew w piach… Współczujemy i życzymy zdrowia. Na pocieszenie pozostaje nam przypomnieć, że Niezgoda może robić za twarz hasła „wrócisz silniejszy”, bo po poprzednich kontuzjach zaliczył spektakularny comeback.
Fot. newspix.pl