Wygląda, że wobec kadry pana trenera selekcjonera Jurka Brzęczka nikt nie ma już żadnych oczekiwań. No dobra, może jednak wypadałoby unikać skrajnych kompromitacji, bo 0:3 z kolejnymi rywalami byłoby pewnym faux pas, ale cokolwiek ponad tym – nie będzie źle. Gdyby Brzęczek był tyczkarzem, swoich skoków nie oddawałby na stadionie, tylko schodziłby do piwnicy. Tam wisi jego poprzeczka. A najlepszym dowodem na to jest optymistyczne przyjęcie meczu z Włochami.
W futbolu ważny jest też termin i mam wrażenie, że szczęście Brzęczka polega na tym, iż graliśmy ten mecz po przerwie na spotkania z zespołami – nazwijmy to – mniej ekscytującymi. Ograliśmy Bośnię, ograliśmy w bardzo ładnym stylu, oddaję, Finlandię i przed Włochami znów był optymizm. Jak pojawił się skład to wielu pisało – ale fajny, wreszcie, brawo selekcjoner, nie będzie tak źle, damy radę. I im dłużej ten mecz trwał, im dłużej było 0:0, z każdym udanym wślizgiem czy innym przerwaniem akcji przeciwnika, serce kibica rosło.
Przecież to jest niezwykle smutne.
Odpowiedzmy sobie na dwa pytania.
- W którym meczu, z Holandią czy z Włochami, mieliśmy lepszą sytuację do zdobycia bramki?
- Czy powinniśmy się jakoś specjalnie cieszyć z tego, że rywale tym razem nie wykorzystali błędu Bereszyńskiego i w prościutkiej sytuacji nie strzelili gola?
Jeśli chodzi o punkt pierwszy dyskusja jest trudna, bo krótko mówiąc poruszamy się w bagnie. Nie analizujemy sytuacji stuprocentowych, skala zatrzymała się gdzieś na 60%. To już wiele mówi o tym, jaki zmysł ofensywny ma ten zespół, a raczej: jak nie ma żadnego, ale skoro już poruszam ten temat, to odpowiem. Sytuacja Piątka z Holandią była lepsza niż jakakolwiek w meczu z Włochami – puste przedpole, piłka po ziemi, dać po długim i prowadzimy. No ale Piątek uderzył źle. Wczoraj mieliśmy:
– kompletnie niegroźne uderzenie głową Jóźwiaka,
– strzał Modera, raz, że niegroźny, to dwa, bez sensu, mógł grać do środka,
– wyblokowaną próbę Linettego w tłoku.
Tyle wystarczyło, by po meczu z Włochami czytać o postępie. Jeśli tak, to traktujemy tych piłkarzy trochę jak nie do końca sprawnych, raczej do wysłania na zajęcia wyrównawcze niż na mecz kadry narodowej.
Ale dalej – chcę zwrócić uwagę na sytuację Bereszyńskiego z początku spotkania, bo przypadek też ma spore znaczenie w futbolu. Holendrzy po jego błędzie nam strzelili, Włosi nie, a cholernie powinni. Oczywiście to ich kłopot, trudno rozpaczać, natomiast czy to na pewno jest kolejny punkt, na którym chcemy budować optymizm? Na błędzie przeciwnika? Wpadamy w dokładnie te same pułapki, tyle że akurat wczoraj mieliśmy więcej szczęścia.
Swoją drogą jestem ciekaw czy dalej będziemy tak chwalić defensywę, jak rywal będzie grał na trawie, a nie na tym czymś w Gdańsku.
Jednak dobrze, spójrzmy szerzej, bo ja ciągle słyszę, że Brzęczek potrzebuje czasu, a drużyna się rozwija. Czy waszym zdaniem zagraliśmy w tym spotkaniu lepiej niż w pierwszym meczu za kadencji Brzęczka?
Wtedy (na wyjeździe):
- jeden gol
- cztery celne strzały
- 10 sytuacji bramkowych
- 41% posiadania piłki
Teraz (u siebie):
- zero goli
- trzy celne strzały
- cztery sytuacje bramkowe
- 41% posiadania piłki
No nie wygląda na to, żebyśmy się rozwijali. W najlepszej wersji stoimy w miejscu, w gorszej po prostu się zwijamy. Słyszę, że nie można oczekiwać wiele więcej po meczu z Włochami, ale jakoś dwa lata temu te wymagania przed Italią były. Może więc mamy kłopot z tym, że oni poszli do przodu, a my nieszczególnie?
Porównajcie to do dwóch meczów Nawałki z Niemcami – wygranym 2:0 i zremisowanym 0:0 na Euro. W pierwszym to my mieliśmy szczęście, strzelaliśmy, co mieliśmy, a Bellarabi kopał wszędzie indziej, tylko nie do bramki. W drugim to oni mieli szczęście, bo Milik zmarnował dwie setki. I to jest postęp, a nie żebranie o 0:0.
Ech, naprawdę ciężko się słucha tych głosów, że było lepiej niż z Holandią, bo nie wybijaliśmy na oślep, tylko chcieliśmy grać od tyłu i co jakiś czas podchodziliśmy pressingiem. To byłoby cenne i fajne, gdyby miało miejsce gdzieś sześć miesięcy po starcie kadencji Brzęczka. A selekcjoner pracuje dużo dłużej. I jak ja mam się teraz jarać tym, że Glik podał do Walukiewicza zamiast kopnąć na Lewandowskiego, ale w ostatecznym rozrachunku NIC nam to nie dało, to dziękuje bardzo.
Jeszcze te próby usprawiedliwień, bo Lewandowski zagrał słabo. Brzęczkowi to zawsze wiatr w oczy – przyjeżdża najlepszy napastnik świata i gra słabo… Ciekawe czemu? To był jedenasty mecz bez gola Lewandowskiego za Brzęczka. Za Nawałki dobijał do podobnych liczb, tyle że wtedy liczyliśmy mu bramki z rzędu. Może tutaj trzeba stawiać pytania, dlaczego Robertowi nie idzie, dlaczego nie wykorzystujemy jego olbrzymiego potencjału, a on nie ma żadnej sytuacji do strzelenia bramki przez ponad 80 minut?
Niestety nie ma już oczekiwań i najłatwiej się ucieszyć z 0:0 z Włochami, z którego absolutnie nic nie wynika. Smuda też remisował z mocnymi, Niemcami i Portugalią. I też była radość. Dziś idziemy w tym samym kierunku, gdzie na mecie stoi pytanie: ale jak to możliwe, że nie poszło nam na turnieju?
PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyK