– Cypryjczycy to fanatycy piłki nożnej. W każdym mieście są trzy kluby i wszystkie grają na jednym stadionie. Tak jest w Nikozji, tak jest w Limassol, tak jest Larnace. Każdy klub ma swoje osobne boisko treningowe, ale to szatnia przy szatni, wszyscy obok siebie. Jedną zajmowaliśmy my, drugą Aris, trzecią AEL. Jak mieliśmy derby, to boiska ogrodzone były siatkami, żeby nic nie było widać na treningach, żeby nikt nie mógł podpatrzeć taktyki. Ale spotykaliśmy się przecież w sklepiku klubowym, zamawiając kawę, inna specyfika. Śmieszna sprawa, jak ludzie tam bardzo żyli futbolem. Wchodziło się do banku, a tam obsługująca cię pani na komputerze ma znaczek klubowy i już wiesz, z kim masz do czynienia, i do którego okienko możesz pójść – w rozmowie na antenie Weszło czasy swojej gry w Apollonie Limassol wspomina Paweł Sibik. Zapraszamy.
Jak pan wspomina swoje przygody na Cyprze, a właściwie swoje dwa epizody w Apollonie Limassol?
Pierwszy raz zaraz po udziale w Mistrzostwach Świata 2002. Spędziłem tam rok. Później wynikły pewne sprawy, musiałem wrócić do Polski, ale dwa lata później wróciłem. Jak wspominam? Bardzo dobrze. Szczególnie ten drugi raz, choć wtedy okazało się, że mam tak zniszczony staw biodrowy, że nie za bardzo mogę kontynuować kariery. Ale i było fajnie, bo zdobyliśmy mistrzostwo z Apollonem. Wielkiego udziału w tym nie miałem, ale zostałem zaproszony na ceremonię wręczenia medali. Miło wspominam. Trafiłem na świetnych ludzi. Radzio Michalski, Łukasz Sosin byli wtedy w Apollonie, w lidze grało jeszcze więcej chłopaków z Polski. Spotykaliśmy się na meczach, czasami prywatnie.
Poznałem ludzi, którzy są fanatykami klubu. Żyją nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie wiedziałem, że na Cyprze aż tyle osób będzie przychodzić na mecze, a co spotkanie na trybunach zasiadało piętnaście tysięcy fanów. Coś pięknego. Fajne doświadczenie. Spotkałem też ciekawych trenerów – był Ilie Dumitrescu, był Bernd Stange.
Pan wyjeżdżał na początku XXI wieku. Nie było trochę tak, że wówczas na Cypr patrzyło się trochę z uśmiechem politowania?
Też tak myślałem. Niby dostałem ofertę, fajnie, Łukasz Sosin grał tam od jakiegoś czasu, polecił mnie, znaliśmy się z Odry Wodzisław, gdzie strzelał dużo bramek po moich asystach, ale trochę nie byłem przekonany. Zdecydowałem się, poleciałem, zderzyłem się z tym klimatem i nie żałuję. Szło nam świetnie. W pierwszym sezonie walczyliśmy o utrzymanie, ale minęły dwa lata i graliśmy o mistrzostwo. Klub rozwijał się niesamowicie dynamicznie. Myślałem, że tu będzie spokój, luzik, a okazało się, że miałem na Cyprze nie gorszy trening niż w Polsce. Bardziej profesjonalny, katorżniczy wręcz, a też nie miałem wcale dwudziestu pięciu lat. Byłem po trzydziestce.
I przyznam szczerze, że kiedy pojechaliśmy z trenerem Ilie Dumitrescu na obóz do Jugosławii, gdzie spędziliśmy trzy tygodnie, to pierwszy raz przeżyłem taki mocny trening.
Trudno było się do tego klimatu przyzwyczaić? Pal licho wysokie temperatury, wilgotność robi swoje.
Na pewno, natomiast nigdy nie miałem problemów wydolnościowych. Wszystko było okej. Głównie przeszkadzała mi sprawa biodra. Mecze odbywały się bardzo późno. Treningi też. Wszystko można było przeżyć. Najwięcej było nudy. Zajęcia były o dwudziestej, a wcześniej, przez cały dzień, człowiek tylko czekał, żeby mieć, co robić.
W 2005 roku zdobyliście mistrzostwo. Cypryjczycy potrafią się dobrze bawić, prawda?
To są fanatycy piłki nożnej. W każdym mieście są trzy kluby i wszystkie grają na jednym stadionie. Tak jest w Nikozji, tak jest w Limassol, tak jest Larnace. Także to jest ciekawostka. Każdy klub ma swoje osobne boisko treningowe, ale to szatnia przy szatni, wszyscy obok siebie. Jedną zajmowaliśmy my, drugą Aris, trzecią AEL. Jak mieliśmy derby, to boiska ogrodzone były siatkami, żeby nic nie było widać na treningach, żeby nikt nie mógł podpatrzeć taktyki. Ale spotykaliśmy się przecież w sklepiku klubowym, zamawiając kawę, inna specyfika.
Śmieszna sprawa, jak ludzie tam bardzo żyli futbolem. Wchodziło się do banku, a tam obsługująca cię pani na komputerze ma znaczek klubowy i już wiesz, z kim masz do czynienia, i do którego okienko możesz pójść.
LECH WYGRA? KURS 3,30 W TOTALBET
Kapitalne.
Każdy każdego znał. Nie mogłem pójść do pani z AEL-u, bo pewnie by mnie nawet nie obsłużyła, ale z panią z Apollonu już z miłą chęcią można było wszystko załatwić. Spotykałem się tam z przyjaźnią, otwartością, sympatią, ale nie ukrywam, że trzeba było widzieć, gdzie się chodzi.
Co pan sobie pomyślał, kiedy zobaczył pan, że Lech zagra z Apollonem?
Trochę się zmartwiłem, widząc wcześniej mecz Omonii z Legią. Apollon to bardzo poukładany klub. Kiedyś można było mieć zastrzeżenia, co do organizacji, ale dzisiaj przepisy FIFA regulują bardzo dużo spraw. Nie ma już takiej partyzantki. Kluby się pilnują. Pamiętam, jak wyjeżdżałem z Odry Wodzisław. Nasz sztab szkoleniowy liczył cztery osoby. I to maksymalnie. A jak przyjechałem na Cypr, to tam był menadżer, a nie trener, trener pierwszy, trener drugi, trener trzeci, trener od przygotowania motorycznego, dwóch trenerów odnowy biologicznej, kierownik, który się tobą zajmował. Mnóstwo ludzi. Myślałem sobie:
– Kurde, co jest, co to się dzieje? Dlaczego u nas tak nie ma?
Oczywiście teraz polskie kluby dobiły do tych standardów i bardzo dobrze. A wtedy w Odrze trener Wieczorem był od wszystkiego – od analityki, motoryki, taktyki. Dla mnie to było duże doświadczenie. Nie grałem w wielkim klubie, ale coś tam osiągnęliśmy. Bardzo podobał mi się cypryjski profesjonalizm. Wszystko poukładane. Żałowałem, że wyjechałem tam tak późno.
Wie pan, co mi się podoba w cypryjskich drużynach? Że zawsze ściągali i dalej ściągają zawodników doświadczonych, ogranych, często reprezentantów swoich kraju. Nie chcieli nikogo promować, tylko raczej oczekiwać wartości tu i teraz. Łukasz Sosin był ewenementem, bo przyjechał w młodym wieku i od razu dał jakość, ale wiekiem się wyróżniał. Na Cypr przyjeżdżali zawodnicy gotowi. Zazwyczaj świetnie wyszkoleni technicznie. Wiele można było się od nich nauczyć. Na wszystko było ich stać. Mogli zatrudniać dobrych piłkarzy. Im też chodziło o to, żeby miejscowa młodzież miała się od kogo uczyć. Żeby większa liczba ich grała na niezłym poziomie. Dzisiaj może nie ma jakiegoś boom, ale faktycznie coraz więcej Cypryjczyków gra w tamtejszej lidze, a do tego pomnożyła się liczba cypryjskich trenerów, którzy wcześniej pobierali nauki do zagranicznych fachowców.
Są tego efekty w Europie.
Tak, cypryjskie drużyny zachodzą w europejskich pucharach dalej niż nasze drużyny. Ograni piłkarze robią swoje.
Trenerem Apollonu jest Sofronis Avgousti. Pamiętam go pan z czasów swojej gry?
Długo już jest trenerem. Wcześniej był bramkarzem. Mój kolega. Spotkaliśmy się kiedyś przy okazji jakiegoś obozu, na którym byłem z zespołem, tylko że nie pamiętam dokładnie, gdzie to mogło być. Sofronis Avgousti, już wtedy był szkoleniowcem, choć przyznam, że kompletnie nie spodziewałem się, że pójdzie w tę stronę. Jakie przywiązanie do klubu! Olbrzymie! Zresztą nie tylko jego. Kurczę, tam było i jest dalej wielu takich byłych piłkarzy, którzy w życiu nie przejdą do żadnego innego klubu. Serce. Oddanie. Dobrze sobie radzi. Nie ma tam też gorących głów, które zwolniłyby go po jakimś niepowodzeniu.
A MOŻE JEDNAK SMUTNA PORAŻKA? KURS NA APOLLON W TOTALBET TO 2,35
Sercem będzie pan za Apollonem czy za Lechem?
Zdecydowanie polski klub, zdecydowanie Lech. Każdy nasz zespół, który spotyka się z zagranicznym rywalem, niezależnie, czy cypryjskim, czy nie, ma moje wsparcie. Nie ma nawet innej możliwości. Życzę Lechowi wygranej. Chciałbym, żeby nasza piłka szła do góry, żebyśmy wygrywali w europejskich pucharach i nie musieli pokonywać tych wszystkich szczebli eliminacji. Kibicuję Lechowi, ale nie będzie mu łatwo. Apollon ma dobrych piłkarzy. Takich, którzy wiedzą, co z tę piłką zrobić.
Wie pan, czego brakuje mi w polskich klubach? Takiej stabilności, jak mają cypryjskie kluby. Jakiś zawodnik pokaże się w naszej lidze, pogra dobre pół roku i już wyjeżdża do lepszych lig. Niewiele da się w ten sposób zbudować. Chciałbym, żeby wyglądało to, jak kiedyś w Legii czy w Wiśle. Polska piłka wyglądała wtedy lepiej. Dzisiaj jest komercja. Byle pokazać, wyeksponować, sprzedać. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że Lech upora się z Apollonem.
ROZMAWIAŁ KAMIL KANIA