Za nami ostatni mecz pierwszej fazy eliminacji do mistrzostw Europy U-19. Dzięki wygranym z Mołdawią oraz Andorą, awans do kolejnego etapu zapewniliśmy sobie już wcześniej, lecz – z uwagi na klasę rywali – dopiero z ostatniego meczu przeciw młodym Holendrom byliśmy w stanie wyciągnąć jakieś sensowne wnioski, które przedstawiamy poniżej.
1. Nie mamy się czego wstydzić
Wiadomo było, że wyszkolenie techniczne będzie mocniejszą stroną Holendrów. Kiedy jednak przypominamy sobie mecze juniorskich reprezentacji Polski z wychowankami Ajaksu, PSV, Feyenoordu czy Twente sprzed kilku lat, różnica w tym akurat aspekcie systematycznie się zaciera. Poważnie. Już nie jest tak, że trener bramkarza od nich, u nas wystawiłby w środku pomocy, bo ten miałby najlepszy przegląd pola i najwyższe umiejętności. Co istotne, a może lepiej pasowałoby określenie „znamienne”, Polacy nad Holendrami wcale nie dominowali wzrostem czy siłą. Mało tego, jakby się lepiej zastanowić, to Aaron Winter do swojej drużyny chętnie wziąłby kilku naszych.
– dwóch naszych bramkarzy – Drągowski i Kuchta – są lepsi i bardziej rozwojowi od Holendra
– Zawada jak nic złapałby się w ataku rywali
– Nieobecnego z powodu kontuzji Kownackiego przygarnęliby jak nic
– Tomasiewicz, Kapustka czy Bochniewicz technicznie dorównywali przeciwnikom
Różnicę zrobiło trzech młodych Oranje z linii pomocy, wyraźnie aktywniejszej z piłką od polskiej. Dwóch z młodzieżówki Ajaksu – rozgrywający Nouri, świetny technicznie defensywny pomocnik Van de Beek, a także skrzydłowy Ould-Chikh. Komplet graczy urodzonych w roku 1997, a więc rok młodszych. Jak widać, oni też ten rocznik mają mocniejszy. 1996 u nas to kilka perełek i kilkunastu rzemieślników.
2. Mieliśmy kilka sytuacji strzeleckich, a ustawienie jak u Nawałki
Choć i tak najlepszą – powiedzą złośliwi – sprezentowali nam sami Holendrzy, kiedy ich obrońca wpadł na bardzo błyskotliwy pomysł, aby w zupełnie niepotrzebnym momencie wycofywać piłkę do bramkarza. Uczynił to jednak na tyle nieprecyzyjnie, że trafił w… słupek. Najgroźniejsi byliśmy po stałych fragmentach gry, aczkolwiek sposób gry biało-czerwonych nie sprawiał wrażenie podporządkowanego właśnie pod ten element. Po prostu tak akurat się złożyło, w pewnym sensie również za sprawą słabo kryjących rywali.
Kapitalny, spadający liść Dankowskiego z 30 metrów. Bramka z serii: „stadiony świata”. Do tego parę porządnych dośrodkowań z wolnych i rożnych. Coś więcej? To najprawdopodobniej przypadek, ale Janas junior dobrał wyjściową jedenastkę do ustawienia 4-4-2, podobnie jak selekcjoner dorosłej reprezentacji. Wyobrażamy sobie, że celem taką decyzją trener chciał wysoko zorganizować pressing, najchętniej już na stoperach Oranje, co – oceniając z perspektywy 90 minut – udało się średnio. Albo inaczej: nie udało się, przy czym głównie ze względu na techniczne zaawansowanie i spryt przeciwnika. O ile obaj napastnicy podchodzili umiejętnie, o tyle reszta spała.
3. Zawadzie nieszczególnie służy gra w dwójce w ataku
Wygląda jak młody Cavani, wołają na niego Zlatan, a na co dzień występuje w Wolfsburgu. Typowa dziewiątka, sęp na gole, wręcz padliniarz, oczywiście w tym pozytywnym znaczeniu. Niezły piłkarsko, świetny w powietrzu, biegający. Tyle tylko, że odrobinę leży współpraca. Fajnie, gdy on dostaje podania, a na pewno o wiele fajniej, aniżeli sam ma dogrywać prostopadłe piłki. Rośnie naprawdę fajny napastnik, który już w pierwszym roku w Niemczech został królem strzelców Bundesligi U-17, z kolei latem podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt. Nie zdziwimy się zbytnio, jeżeli jeszcze w tym sezonie zadebiutuje w tej dorosłej, prawdziwej Bundeslidze.
4. Dziwna godzina meczu
Start o 15:30 w Grudziądzu, więc – jak łatwo przewidzieć – koniec około 17:30. Co więc należy zrobić, aby w trzy godziny później zajmować swoje krzesełko na Stadionie Narodowym, ulokowanym 320 km dalej? Nie wiemy, czy terminy były narzucone z góry, lecz z pewnością niefortunne. I tak oto powstały różne „szkoły” – część obserwatorów, z przedstawicielami Legii na czele, zmykała kwadrans przed końcem, inni zaś wytrwale siedzieli do ostatniego gwizdka, by następnie w ulewie pędzić na łeb, na szyję. Raz, że nasi przyszli dorośli – oby – reprezentanci nie mieli jak obejrzeć pojedynku ze Szkocją, a dwa, że spore grono chętnych na wyjazd zrezygnowało w obawie przed kolizją terminów z priorytetowym meczem.
Przy okazji służymy informacją dla przyszłych podróżnych: otóż jadąc z Grudziądza autostradą w kierunku Warszawy, każda kolejna stacja benzynowa jest… przekreślona. Najbliższa dopiero na wysokości Łodzi, po blisko dwustu kilometrach… Tak, zagraniczni skauci mieli prawo się zdziwić.
Fot.FotoPyK