Liverpool w ostatnim czasie odzwyczaił nas od hitów transferowych. Po zwycięstwie w Lidze Mistrzów klub nie rzucił się na nowych piłkarzy jak szczerbaty na suchary, raczej uzupełniał skład takimi piłkarzami jak Minamino czy Adrian, co zresztą w drugim przypadku skończyło się katastrofą w meczu z Atletico. Natomiast teraz Liverpool wraca do gry, będzie chciał znów powalczyć w Europie, nie zadowala się spektakularnym zwycięstwem w Premier League. Dowód? Ściągnięcie Thiago Alcantary. Porozumienie z “The Reds” potwierdził “Bildowi” szef Bayernu, Karl-Heinz Rummenigge.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że to świetny piłkarz, natomiast warto zwrócić uwagę na cenę całej transakcji. Fabrizio Romano informuje, iż The Reds ze wszystkimi dodatkami zamkną się w kwocie 30 milionów euro. Dlaczego tak tanio, biorąc pod uwagę trendy w dzisiejszym futbolu? Ano dlatego, że Thiago miał już tylko rok do końca kontraktu z Bayernem i szukał nowych wyzwań. Poinformował włodarzy klubu, że nie przedłuży umowy, a wiadomo – lepiej zarobić 30 baniek teraz, niż za dwanaście miesięcy nie dostać nic.
Nie ma wątpliwości: to znakomity ruch dla Liverpoolu.
Przecież zyskują piłkarza, który dopiero co wygrywał Ligę Mistrzów i nie oglądał tego triumfu w pozycji siedzącej, tylko był w sukcesie kluczowy. Od 1/8 finału zawsze wychodził w pierwszym składzie, krócej niż 75 minut zagrał jedynie w rewanżu z Chelsea, kiedy wszystko było już wiadomo.
Facet jest chodzącym wyrzutem sumienia Barcelony, która oddała go za 25 milionów. Śmieszne pieniądze jak na jego możliwości, poza tym pomocnik spędził w Monachium siedem lat, zaraz stuknie mu trzydziestka, a jest de facto więcej wart. Co my wam będziemy gadać, sami go widzicie na ekranach swoich telewizorów – doskonały technicznie, umiejętnie regulujący tempo gry klasowy pomocnik. Może nie notujący kosmicznych liczb – najwięcej 11 punktów w kanadyjce Bundesligi – ale jeśli my chcemy widzieć w Zielińskim polskiego Thiago, to hiszpański jest pięć półek wyżej.
Klopp dostaje kapitalną maszynę do swojego arsenału. Z przodu ma wszystko, czego dusza zapragnie, bo Salah, Mane i Firmino od dawna należą do światowego topu i patrząc na ich wiek – roczniki 91-92 – dopiero mogą wejść w swój prime. Natomiast tutaj chodzi o kop, jaki dostanie druga linia. Doceniamy Hendersona czy Fabinho, ale Thiago po prostu wzniesie ich na wyższy poziom. Zapewne będzie grało to trio, chyba że o swoje powalczy mocniej niż dotychczas Keita.
No, jeszcze jest Wijnaldum, ale tu sporo mówi się o transferze do Barcelony. I sorry, bo choć Holendra trzeba cenić, jednak znów wypada wrzucić głaz do ogródka Blaugrany – mogła mieć Thiago, będzie mieć ewentualnie Wijnalduma. A chyba nie ma wątpliwości, kto wyżej stoi w hierarchii futbolu.
Liverpool wzmacnia się więc konkretnie i daje jasny sygnał: Liga Mistrzów ma wrócić na Anfield. A gdyby doszło do dubletu… Byłoby jeszcze piękniej. A z Thiago na pokładzie jest to jak najbardziej możliwe.
Fot. Newspix