Wyszli bez kilku ważnych ogniw, które zostały powołane na pierwszą reprezentację. To – ale nie tylko – sprawiło, że dziś w pierwszym składzie młodzieżówki znalazło się tylko pięciu zawodników, którzy otwierali spotkanie podczas cennego zeszłorocznego 2:2 w Moskwie. Rywal, wiadomo – lider tabeli. Skład pełen rosyjskich gwiazdeczek, pełniących ważne role w CSKA, Spartaku czy Krasnodarze. Ale mają to.
Czesław Michniewicz i jego ludzie pokazali, że można – na papierze – z mniejszego od rywala potencjału zbudować drużynę, która tę różnicę zniweluje. Dzięki mądrzej grze i bramce ze stałego fragmentu Polacy wygrali, robiąc milowy krok w kierunku młodzieżowego Euro.
Wiedzieliśmy, że mecz z Estonią to tylko przygrywka – Polacy pewnie bardziej zmachali się gierce treningowej. Faktyczna weryfikacja podczas pierwszego zgrupowania po pandemii przychodziła od razu w meczu o wszystko.
Co tu kryć, trochę obawialiśmy się tego meczu.
I początek te obawy nieco pogłębił.
Pal licho, że w pierwszych minutach nie mieliśmy z przodu wiele do powiedzenia, a oko można było może zawiesić na fajnej próbie kontry Bogusza. Próbie, bo jego dobre nawinięcie rywala w środku finalnie nie dało tak wiele jak mogło. Ale w defensywie bywało po prostu nerwowo.
- Już w drugiej minucie Ignatjew dostał dobrą piłkę, ale się z nią nie zabrał.
- Niedługo później miał dość czystą pozycję, może był tylko trochę wyrzucony do boku, ale Majecki dobrze skrócił kąt.
- Było groźnie po stracie Listkowskiego, ale zdążył wrócić Gumny.
- Kolejną próbę Ignatjewa zablokował Kiwior.
Ze dwadzieścia pięć minut nie mogliśmy odnaleźć swojego rytmu gry. Pressing Rosji był dla nas dużym wyzwaniem, a pod naszą bramką śmierdziało golem.
Ale potem śmierdzieć przestało, a biało-czerwoni zaczęli dochodzić do głosu.
Sygnał do zmian w tym trudnym momencie pierwszej połowy dał Puchacz. Szarpał po skrzydle, gubił krycie, szukał partnerów. Cały czas był do grania. Chciał brać na siebie odpowiedzialność, tym samym pokazywał kolegom – panowie, nie ma się czego bać. Działamy. Nie żeby to się przełożyło w pierwszej połowie na jakieś szalone akcje i doskonałe sytuacje, ba, długo czekaliśmy na jakikolwiek strzał. Ale faktycznie obraz gry drastycznie w ostatnim kwadransie pierwszej połowy się zmienił.
A i tak wypadał blado w porównaniu do tego, co grali Polacy w pierwszym kwadransie po zmianie stron. Wtedy tylko wytrąciliśmy Rosjan z inicjatywy – tu ją zdecydowanie przejęliśmy.
Wiecie, nie – to nie były jakieś fajerwerki, copacabana i te sprawy, nawet jeśli raz Gumny fajnie odegrał piłkę piętą. Ale graliśmy niesłychanie mądrze. Spokojem i taktyką zdominowaliśmy rywala, spychając go pod własne pole karne. Siedliśmy na nich nie na hurra, tylko cierpliwie szukając luki w zbroi, żeby tam wbić nóż. Oddajmy, że w tych poszukiwaniach wciąż aktywnością imponował Puchacz.
Bramka Safonowa została jednak odczarowana tak, jak w meczu seniorskiej kadry. Stały fragment gry, idealny dorzut Bogusza, a Dziczek w środku pola karnego znajduje sobie mnóstwo miejsca. I wiecie, nie ma w tym przypadku: wyraźnie widać, że akcja ćwiczona, a Dziczkowi miejsce wyblokiem robi Kiwior. To było podsumowanie, puenta tego, co graliśmy – zdecydowały inteligencja, plan, wyrachowanie.
Daliśmy się jednak po tym golu trochę zepchnąć. Ale jak się tak dobrze zastanowić, to najlepsze okazje Rosjanom stworzyliśmy sami:
- Błąd nieźle poza tym grającego Kiwiora, tu jednak przez niego Rosjanin wychodzi na czystą sytuację, ale z ostrego kąta pudłuje do pustaka
- Płacheta zbyt lekko podawał do Majeckiego, wyszła z tego wystawka dla Ignatiewa, ale Majecki uratował Płachecie tyłek
Poza tym zazwyczaj Rosjanie rozbijali się z akcją gdzieś najdalej na szesnastym metrze. Jak wpadli w pole karne, ok, bywały elementy elektryki, ale też albo zablokowany strzał, albo pudło Lesowoja, który chciał trafić po długim słupku Przewaga Rosji – tak. Oblężenie – nie. Przerywane zresztą im dalej w las mądrą grą Klimali, który powalczył barkiem, względnie nawet jednym dobrym rajdem Płachety po skrzydle.
Finalnie możemy powiedzieć z przekonaniem: wygrał ten, kto zagrał mądrzej. Kto wymyślił lepszy plan na ten mecz i lepiej zdołał go wyegzekwować. Widzieliśmy od 25 minuty drużynę, która wie jak chce grać z zespołem teoretycznie silniejszym, a także ten plan nie zostaje na papierze. Czapki z głów więc i przed trenerem, i przed piłkarzami – pewnie bardziej przed Majeckim, Puchaczem, Dziczkiem czy Gumnym niż przed Makowskim, ale dajmy się wszystkim pocieszyć.
Jak wygląda na ten moment sytuacja?
Rosji zostały jeszcze dwa mecze, grają z Łotwą i Estonią, nie ma głupich – zgarną komplet punktów. Nasz terminarz:
Serbia (w), 9 października.
Bułgaria (d), 13 października.
Łotwa (d), 17 listopada.
Z Rosjanami mamy rzecz jasna lepszy bilans bezpośrednich meczów, więc wystarczy siedem punktów do pierwszego miejsca. Wciąż, w razie wpadki byłaby jeszcze spora szansa przejść z drugiego miejsca, ale odpuśćmy te dywagacje – ta kadra gra by wygrywać.
POLSKA U21 – ROSJA U21 1:0 (0:0)
Dziczek 61
Fot. NewsPix